Wszyscy czworo usiedliśmy przy stole w kuchni, przez chwilę w milczeniu wypoczywając po emocjach.
- Nie do wiary - powiedziała Zosia. - Skąd one biorą tyle siły?
- Nie robiły nigdy prania w balii - mruknęłam ponuro, zawsze bowiem byłam zdania, że szaleńczy wigor duńskich staruszek jest wynikiem ułatwień w gospodarstwie domowym.
Alicja oparła głowę na rękach i z rozpaczą zapatrzyła się w drzwi do ogrodu.
- Wszystko na nic - powiedziała. - Dalej nie mam pojęcia, która to jest i jak ja jej mówię.
- Przecież rozmawiałaś z nią przez cały czas!
- No to co? Opowiadała mi o podróży. Trochę ma chyba sklerozę, bo powtarzała po parę razy to samo. Albo może wydałam jej się tępa i bała się, że od pierwszego kopa nie zrozumiem.
- Ale ma osiemdziesiąt dziewięć lat. Sama to powiedziała. Może się zorientujesz po wieku?
- Obie mają osiemdziesiąt dziewięć lat. To są bliźniaczki.
- Bliźniaczki, w tym wieku?... - zdziwił się Paweł.
- Że też miała odwagę sama jechać! - powiedziała Zosia z podziwem. - Gdzie ona mieszka? W Viborg? Powinnaś chyba wiedzieć, która z nich mieszka w Viborg?
- Obie mieszkają w Viborg...
- Słuchaj, a może ich w ogóle jest tylko jedna, a nie dwie?...
Nie rozstrzygnięty problem cioci zaprzątał Alicję przez cały wieczór do tego stopnia, że o niczym innym nie można z nią było rozmawiać. Głuchła na inne tematy. Nerwowo szukała zaginionego listu z nadzieją, że przed jutrzejszym porankiem uda jej się uzyskać niezbędne dane.
- Słusznie nie zgodziła się, żeby Paweł spał na kanapie - powiedziałam, obserwując jej wysiłki. - Po diabła jej odstępować łóżko, skoro ona na tej kanapie nawet nie usiądzie. Całą noc będzie szukała.
- Może przy okazji znajdzie ten od Edka? - powiedziała zgryźliwie Zosia.
- Odczepcie się, dobrze? - powiedziała stanowczo Alicja.
* * *
Paweł wstał pierwszy, zdopingowany myślą o czatowaniu na faceta, a być może także myślą o Agnieszce. Hałasami w łazience pobudził nas wszystkie. Poganiane przez niezadowoloną z życia Alicję, w nerwowym pośpiechu przygotowywałyśmy się do gościnnych występów.
Okazało się, że nerwowy pośpiech był zupełnie niepotrzebny. Śniadanie dawno stało na pięknie udekorowanym stole, a ciocia ciągle spała. Alicja, chcąc się godnie zaprezentować i zatrzeć niedopatrzenie w sprawie hotelu, nie pozwoliła nic ruszać, wszyscy zatem rozleźli się po domu i ogrodzie, żeby nie patrzeć na niedostępne na razie, ale za to nad wyraz pociągające artykuły spożywcze. Paweł z Agnieszką pętali się po tarasie, Agnieszka opierała się wdzięcznie na jego ramieniu, a Zosia ukryła się w swoim pokoju, żeby nie patrzeć także i na nich.
Obie z Alicją na jedzenie o tej porze dnia byłyśmy dość odporne. Nigdy nie miałyśmy upodobania do wczesnych śniadań i mogłyśmy sobie pozwolić na to, żeby spokojnie usiąść przy zastawionym stole i powoli nabierać apetytu.
Problemu, czy jest z ciocią na pani, czy na ty, miałam już po dziurki w nosie i nie byłam w stanie dłużej o tym słuchać. Chcąc ją oderwać od tematu-zmory, powiedziałam jej o spotkaniu czarnego faceta w Angleterre. Od razu się zainteresowała.
- A właśnie, miałaś się przyznać, skąd on ci przyszedł do głowy? I w ogóle zdaje się, że miałaś puścić farbę?
Ostrożnie strzepnęła papierosa do najbrzydszej popielniczki, jedynej, jaką Zosia pozwoliła nam zabrudzić, i patrzyła na mnie pytająco. Zawahałam się.
- Czarny facet jest bardzo ważny - wyznałam.
- Paweł widział z nim Edka. A ja wiem... Jak by ci tu powiedzieć... Ja nic nie wiem.
- A, to rzeczywiście dużo!
- Ja nic nie wiem i nikt nic nie wie, ale jest możliwe, że taki jeden czarny facet zaplątany jest w taką jedną niesympatyczną aferę. Szczegółów nie znam i nie wnikam...
- Nie do wiary! - przerwała jadowicie Alicja.
- Nie wnikasz? Co ci się stało?
- Nic takiego. Nie wnikam. Ale miałam się prywatnie dowiedzieć, jak się ten facet nazywa. To znaczy, jakie jego nazwisko zna Edek. Bo Edek powinien znać nazwisko, jakim się ten facet posługiwał dawno temu, przed laty. Prywatnie, wyraźnie mówię. Tak dla ciekawości, i to nawet niekoniecznie mojej. Zapytałabym o to Edka zwyczajnie w Warszawie, ale zdążył wyjechać, więc zamierzałam zapytać go tutaj. A tutaj chała. W związku z tym nie wiem, czy Edek jeździł furgonetką od węgla ze zwyczajnym, porządnym człowiekiem, czy z międzynarodowym aferzystą.
- I co, jakby ci powiedział nazwisko, to już byś wiedziała? Międzynarodowi aferzyści są zarejestrowani?
- Niektórzy o nich coś wiedzą - powiedziałam dość niejasno, przysuwając sobie popielniczkę. Alicja przyglądała mi się bystro.
- Słuchaj no - powiedziała nagle. - W kim ty się zakochałaś?
- W blondynie mego życia, bo co?
- Bo jak cię znam...
- Ty nie bądź taka mądra - powiedziałam stanowczo. - Skojarzenia masz, nie powiem, nawet dosyć prawidłowe. Ale wyraźnie mówiłam, że tu chodzi o prywatne zainteresowania, nie zaś urzędowe. Nie zjeżdżaj z tematu. Czarny facet był w Warszawie i czarny facet jest tu.
Alicja przysunęła sobie popielniczkę.
- Na świecie jest dużo czarnych facetów. Skąd ci przyszło do głowy, że to może być ten sam?
Zawahałam się, przysunęłam sobie popielniczkę i zdecydowałam się wtajemniczyć ją w resztę swoich spostrzeżeń. W końcu jednak Ewa zełgała, wbrew zapewnieniom spotkała się z facetem. Skoro zełgała w tej kwestii, mogła zełgać i w innych i z owym osobnikiem mogła ją łączyć nie miłość, lecz zbrodnia. Jedno drugiego, co prawda, nie wyklucza, ale uznając słuszność zachowania sekretu w sprawie romansu, nie będę przecież dochowywała wiary morderczyni!
Alicja zdenerwowała się moimi informacjami do tego stopnia, że aż poczuła się głodna. Podziałało to zaraźliwie, za jej przykładem też poczułam się głodna. Obejrzałam się na banany na stole przed kanapą, ale banany, jak było do przewidzenia, zdążyły już zniknąć.
- Nie wyobrażam sobie Ewy w roli zbrodniarki - powiedziała Alicja z niechęcią... - Ale jeżeli rzeczywiście ona spotyka się z tym facetem... Jeżeli ten facet spotykał się z Edkiem... A Edek zaczął wykrzykiwać, że chce coś powiedzieć, to czy ja wiem...?
Uważasz, że naprawdę mogła wpaść w taką panikę, żeby zamordować tyle osób?
- Po pierwsze nie tyle, a jedną, Edka. Reszta poszła już siłą rozpędu, to znaczy po Edku musiała zamordować ciebie, ale ty się zachowujesz, jak nie powiem co, i uporczywie uchodzisz z życiem. A po drugie, to czy ja wiem? Nie wiadomo, kto to jest ten facet. Może jednak aferzysta, może ją szantażuje? A ona ma tu ułożone życie, dom, Roja, dzieci...
- Jedno dziecko - poprawiła Alicja. - I to nie Roja, a jej pierwszego męża. Jeśli ją szantażuje, to powinna zabić jego, a nie Edka.
- Na logikę rzecz biorąc, owszem. Ale możliwe, że go kocha i nie jest w stanie go zabić.
- A poza tym to bzdura. Wiadomo, że Roj ją kocha i wszystko jej przebaczy.
- Wcale nie wiem - powiedziałam z niejakim roztargnieniem, bo coś mi się jeszcze plątało po głowie. Wstałam z krzesła, zajrzałam do lodówki i stwierdziłam, że nie ma już mleka. - Wcale nie wiem... Czekaj, co to ja chciałam powiedzieć... Aha, coś mi tu nie pasuje do tych wszystkich miłości.
- Co mianowicie?
- Edek wrzeszczał, że ty się narażasz. Nie słyszałaś? Pytał, dlaczego się narażasz i przyjmujesz takie osoby. Można przyjąć, że mianem takiej osoby określał Ewę, ale co to ma wspólnego z narażaniem się? Jak się niby narażasz? Na co? Na to, że Roj cię zelży?