Выбрать главу

- Pięć dni - odparłam melancholijnie. - Trzymałam się pięć dni, a potem mnie wzięło. I trzyma.

- No i tak między nami mówiąc, to kto to jest?

- Zaraz - przerwała Zosia. - Nie wyobrażam sobie, co ty z nimi zrobisz. Ja się dla Bobusia nie wyprowadzę! Chyba że ta Agnieszka wyjedzie. Długo ona zamierza tu siedzieć? Nie znoszę tej dziewuchy!

- Nie wiem, ona nie może wyjechać, bo czeka na pieniądze - odparła Alicja z westchnieniem. - A propos, gdzie Paweł?

- W Kopenhadze - powiedziałam. - Czatuje na faceta w Angleterre. Zosia go wykopała, żeby się nie przyklejał do wampirzycy.

Zosia wzruszyła ramionami.

- A w ogóle gdzie ona się podziewa? - spytała.

- Nie wiem - powiedziała Alicja. - W ogóle jej dziś nie widziałam, myślałam, że już śpi. Nie wiecie, gdzie jest mój stary szlafrok?

- Ten w czerwone kwiatki? Agnieszka w nim chodziła, jak sobie myła głowę - wyjaśniłam.

- Pewnie, ona przecież nie ma nic swojego - mruknęła ze wstrętem Zosia.

- Jak ma mieć coś swojego, skoro podróżuje autostopem i plecak jej zginął w katastrofie! Nie będę jej zabierać, wezmę drugi...

Paweł wrócił bardzo późno, ogromnie zmartwiony, bo czarnego faceta nie znalazł. Brał pod uwagę, że ja się mogłam pomylić, widzieć kogo innego i wziąć go za znajomego Edka, ale nie było w ogóle żadnego faceta, odpowiadającego rysopisowi. Poczułam się zaniepokojona możliwością utraty jedynego śladu.

Alicja przestała wreszcie gmerać w dokumentach, które musiała przygotować na jutro, a które ciągle wydawały jej się niekompletne i od których odrywała się co chwila, żeby rozpatrywać problem przyjęcia Bobusia i Białej Glisty. Teraz znów Bobuś i Biała Glista zostali w tyle, na prowadzenie zaś wyszła Ewa razem ze swoim hipotetycznym aferzystą.

- Cholera - powiedziała z niezadowoleniem. - Trzeba było zadzwonić do Ewy w ciągu wieczora i sprawdzić, czy jest w domu, czy się może szlaja z tym hochsztaplerem. Teraz już za późno.

- Dlaczego za późno? - zaprotestowałam. - Możemy się dowiedzieć, kiedy wróciła.

- W Danii o tej porze się nie dzwoni. Jest po pierwszej.

- No to co cię to obchodzi? A zbrodnie się w Danii popełnia? Skoro w twoim domu się mordują, to ty masz prawo dzwonić o każdej porze! Oni obydwoje są podejrzani i nie musisz mieć dla nich względów.

Po kwadransie perswazji Alicja dała się przekonać. Zadzwoniła do Ewy, wyrwała ze snu jej gosposię i dowiedziała się, że nie ma ani Ewy, ani Roja. Każde z nich jest gdzie indziej, a obydwoje niejako służbowo. Ewa załatwia sprawy wystawy polskiego folkloru, a Roj duńskiej archeologii.

- Chała - oświadczyłam stanowczo i dość posępnie. - Ewa się pęta z gachem, a Roj ją śledzi. Ja ich obydwoje bardzo lubię i wolałabym, żeby to nie była prawda, ale co począć?

- Może w ten sposób chociaż jedno morderstwo zostanie załatwione gdzie indziej? - powiedziała Alicja ze smętną nadzieją. - Wcale się nie upieram, żeby wszystko było u mnie...

* * *

- Gdzie Agnieszka? - spytał nazajutrz Paweł przy śniadaniu.

- Co cię to obchodzi? - odparła Zosia wrogo. - Pewnie jeszcze śpi.

Poczułam, jak tknął mnie nagle jakiś niepokój.

- Nie podoba mi się to - powiedziałam ostrożnie.

- Nie chcę przesadzać, ale Włodzio i Marianne jeszcze spali, ciocia jeszcze spała, teraz Agnieszka jeszcze śpi...

Na twarzach Zosi i Pawła odmalowały się rozmaite uczucia. Przez chwilę patrzyli na mnie, po czym zerwali się z miejsc i popędzili do ostatniego pokoju. Poszłam za ich przykładem i razem z nimi zatrzymałam się przed zamkniętymi drzwiami.

- Nie mam odwagi sprawdzić - powiedziała Zosia nerwowo. - Może najpierw zajrzeć przez okno? O Boże, boję się...

Po krótkim namyśle zapukałam. Odpowiedzi nie było.

- Wypisz wymaluj jak z ciocią - mruknęłam. - No trudno, raz kozie śmierć! Odsunęłam kolejno podwójne drzwi, najpierw szklane, potem drewniane, i zajrzałam do środka. Pokój był pusty, łóżko też i robiło wrażenie nie używanego.

- Możesz otworzyć oczy - powiedziałam do Zosi. - Nie ma jej tu ani żywej, ani przeciwnie. I zdaje się, że jej w ogóle nie było. Nie wiem, po co latałam w nocy dookoła domu.

- Chwała Bogu! - westchnęła Zosia z niewymowną ulgą. - Nie lubię tej dziewczyny, ale aż tak źle jej nie życzę... Gdzie ona się mogła podziać?

- Nie mam pojęcia, od wczoraj nie widziałam jej na oczy. Poszła myć głowę i zniknęła.

- No przecież nie utopiła się w wannie! Ale wiesz, że ja jej też nie widziałam... Słuchaj, może trzeba zadzwonić do Alicji?

- Może i trzeba, ale nie da rady. Alicja błąka się gdzieś po tych spadkowych instytucjach. Dajmy jej spokój na razie, dowie się, jak wróci, a do tego czasu może ta Agnieszka się znajdzie. Zamierzaliśmy obydwoje z Pawłem jechać razem do hotelu Angleterre kontynuować polowanie na faceta, ale Zosia sprzeciwiła się temu kategorycznie. Oświadczyła, że nie zostanie sama w tym koszmarnym domu, w którym ludzie nie tylko nagminnie padają ofiarą zamachów, ale także dematerializują się w niepokojący sposób. Na wszelki wypadek zajrzeliśmy do kufra, pod łóżko i do szaf w przedpokoju, ale śladu po Agnieszce nigdzie nie było. Paweł przeszukał ogród z takim samym skutkiem. W atmosferze zalągł się niepokój i wyraźne napięcie.

Zadzwoniła Ewa z zapytaniem, co się, na litość boską, stało i dlaczego w środku nocy budzimy jej pomoc domową. Niepokoiła się bardzo o Alicję, której nie było w biurze, i obawiała się, czy to przypadkiem nie coś z nią...

Okropnie mnie to zdegustowało i poczułam się rozgoryczona, że tak odrażającą obłudę prezentuje Ewa, której nigdy o żadną obłudę nie posądzałam. W tonie jej głosu usiłowałam odkryć coś, co by zadecydowało o słuszności podejrzeń, bo nadmiar niepewności na każdym kroku denerwował mnie nieznośnie.

- A co z tym twoim... byłym? - spytałam ostrożnie.

- Och, nie wiem - odparła Ewa niecierpliwie. - Och, nic! Miałam z nim trochę kłopotu, ale chyba się już pozbyłam. Chcę zapomnieć, że on w ogóle istniał!

Wydało mi się, że w ostatnim zdaniu zabrzmiała szczerość, w którą można byłoby uwierzyć...

Po Ewie zadzwoniła Anita, nie kryjąca nadziei, że może przytrafiło się coś nowego. Pomyślałam sobie, że gdyby była morderczynią, również powinna dzwonić z pozornie beztroskim pytaniem o nowiny, i powiadomiłam ją o zniknięciu Agnieszki. Anita się bardzo zainteresowała i zmusiła mnie do sprecyzowania czasu, w którym Agnieszka była ostatni raz widziana. Wyszło nam, że zeszła z ludzkich oczu gdzieś około wpół do ósmej wieczorem, przy czym nie sposób było wyobrazić sobie, gdzie mogła się podziać w tym szlafroku.

Następnie zadzwoniła Alicja z informacją, że zarówno Bobuś, jak i Biała Glista pojawią się jeszcze dziś, prawdopodobnie około ósmej, i róbmy sobie, co chcemy, ale musimy przygotować jakąś kolację. Nie zniesie kompromitacji w oczach tej... Nawet dość wyraźnie powiedziała której. W zamian udzieliłam jej wiadomości, że Agnieszka zniknęła, na co poleciła mi porozumieć się z panem Muldgaardem.

Usiłowałam spełnić to polecenie, ale pana Muldgaarda nie było pod posiadanym przez nas numerem telefonu. Możliwe zresztą, że był, tylko jego współpracownicy nie skojarzyli sobie wymawianego przeze mnie słowa z jego nazwiskiem.

Następnie zadzwoniło jeszcze kilka osób, zostawiając dla Alicji różne wiadomości w różnych językach. Zapisywałam wszystko, obiecując jej przekazać. Zosia w stanie furii prasowała upraną wczoraj bieliznę pościelową, mamrocząc pod nosem krytyczne uwagi.