Выбрать главу

- Tak - powiedział. - Siedem po ósmej.

- To mnie jeszcze wtedy nie było - powiedziała Alicja. - Zaraz... Nie było mnie?

- Nie. Wróciłaś koło dziewiątej i zaraz potem przyszła Greta.

- A gdzie ja byłam?

- To chyba ty powinnaś wiedzieć lepiej? Załatwiałaś coś z tym spadkiem.

- A!... Już wiem! Siedziałam z Jensem u adwokata. Czy Jens nie dzwonił?

- Owszem, dzwonił. Kazał ci powiedzieć, że nie potrzebuje tego jakiegoś papieru, który miałaś znaleźć.

- Nie potrzebuje? No to chwała Bogu. Bo musiałabym mu zaraz zawieźć, a miałam jechać... O rany boskie! Bobuś i Biała Glista! Oni zaraz tu będą, miałam po nich jechać!

- Może jeszcze z kwiatami, co? - powiedziałam jadowicie. - Bobuś nie paralityk, o ile wiem, da sobie radę.

Pan Muldgaard kontynuował śledztwo, napotykając pewne trudności, wszystkie trzy bowiem zajęte byłyśmy bardziej oczekiwanymi gośćmi niż czymkolwiek innym. Sytuacja uległa zmianie, zagęszczenie domu zmniejszyło się, Agnieszka zwolniła miejsce...

- Jeżeli oni sobie wyobrażają, że ja będę taktowna, to się w życiu tak nie pomylili - mówiła Alicja mściwie. - Ja ich ochraniać nie będę. Niech śpią razem, w jednym pokoju, to łóżko po Agnieszce jest podwójne, tylko wyciągnąć dół...

- I ja ich będę miała pod nosem, tak? Niech śpią na katafalku!

- Nie zmieszczą się. Bobuś jest za gruby...

- No to co mnie to obchodzi? Niech schudnie!

- Możesz im powiedzieć, że innego łóżka nie ma, tylko katafalk - zaproponowała Zosia. - To jest, tego... Ten pomnik.

- Kiedy Bobuś wie, że jest. Sam mi pomagał wyciągać dół, jak był ostatnim razem. Oni i tak myślą, że ja im dam oddzielne pokoje, dla zachowania pozorów. Ja mam gdzieś ich pozory!

- No, zresztą, może być - zgodziła się Zosia również mściwie. - Ten pokój jest przechodni. Żebyś się nie ważyła latać dookoła domu! - dodała gwałtownie, zwracając się do mnie. - Masz przechodzić tędy, i to co chwila! Jak się czujesz? Alicja, może jej damy coś na rozstrój żołądka?

- Czy nie prościej byłoby ubrać ją w mój szlafrok...?

- Pewnie, jeśli morderca się lepiej postara, to będę straszyć po śmierci - powiedziałam gniewnie. - Odczepcie się od mojego żołądka! Mogę symulować przechodzenie, ale widoku Bobusia dwadzieścia razy na dobę nie zniosę! I to jeszcze może w dezabilu, co?

- Azali były jakie goście wczoraj? - dopytywał się pan Muldgaard.

- Nie, dopiero będą. Dzisiaj - odparłyśmy w roztargnieniu.

Do udzielania bardziej sensownych odpowiedzi pozostał mu tylko Paweł, który ze swej strony interesował się głównie miejscem ukrycia obserwatora, tak że badania tego wieczoru szły mu jak po grudzie. Ekipa śledcza miała niewiele do roboty i dość szybko zakończyła swoje czynności. Bobuś i Biała Glista przybyli taksówką dokładnie w chwili, kiedy policja, z wyjątkiem pana Muldgaarda, opuszczała dom.

- No, oczywiście - powiedział z przekąsem Bobuś pobieżnie poinformowany, co się stało. - Jak ktoś prowadzi taki tryb życia i takie gospodarstwo, to właściwie wszystkiego można się po nim spodziewać. Zapewne zatrucie pokarmowe?

Pierwszy dreszcz szczęścia, który zgodnie odczułyśmy wszystkie trzy na widok przerażająco upasionej Białej Glisty, zamarł zmącony żalem, że Bobuś nie trafił na Włodzia i Marianne albo chociaż na Kazia! Bez chwili namysłu, odruchowo, odwróciłam się do Pawła.

- Oddaj tę lupę! - zażądałam stanowczo. - Gdzie ją masz?

W oczach Alicji i Zosi zdążyłam dostrzec aprobatę. Żadnych środków ostrożności dla Bobusia i Białej Glisty!

- Ach, nie - powiedziała Alicja z wyraźnym żalem. - Tym razem zatłuczenie młotkiem. Ale nie przejmujcie się, mamy nadzieję, że zatrucie pokarmowe też będzie...

- A - powiedział z zainteresowaniem pan Muldgaard. - Ja widzę te nowe goście?

- A tak - przyświadczyła Alicja. - Bardzo lubię gości. Chodźcie, chodźcie, bardzo was przepraszam, że nie zdążyłam po was wyjechać, ale sami widzicie, co się tu dzieje. To już szósta zbrodnia w tym miesiącu. Jak się cieszę, że was widzę...!

Zamieszanie uspokoiło się dopiero bardzo późnym wieczorem. Pan Muldgaard odjechał, Bobuś i Biała Glista, nieco zaskoczeni i urażeni lokalizacją, poszli spać, posprzątałyśmy po kolacji, będącej równocześnie obiadem, i odetchnęłyśmy lżej.

- Po co im powiedziałaś, że to już szósta zbrodnia? - spytała Zosia z pretensją. - Upadłaś na głowę? Jeszcze się przestraszą!

- Bo jestem uczciwa. Jak chcą, to niech się narażają na własną odpowiedzialność. Dorośli są i wiedzą, co robią. Już i tak byli obrażeni, że wy tu jesteście. Nie spodobało im się, że tak dużo osób, a oni chcieli samotności, a przy tym jak ja mogłam dać im wspólny pokój tak jawnie, cała Europa się dowie...

- Tym bardziej uciekną i nic się im nie stanie - powiedziała Zosia, wyraźnie zmartwiona.

- Biała Glista była chyba nieco wystraszona, ale Bobuś, zdaje się, nie uwierzył - powiedziałam pocieszająco. - Uważa, że robimy sobie reklamę.

- Cała nadzieja w tym, że to zawsze był idiota...

Alicja była przepełniona mściwą satysfakcją.

- Widziałyście, jak się spasła? Istny potwór! Widziałyście te zwały sadła? Wygląda na dziesięć lat starzej niż powinna!

- Nie masz się z czego cieszyć - powiedziałam ostrzegawczo. - Obawiam się, że trochę trudno będzie wziąć ją za ciebie, jest dwa razy taka w każdą stronę. Nie wyobrażam sobie, jak morderca mógłby się w tym wypadku rąbnąć!

- Ciocia też nie była bardzo podobna do mnie - odparła Alicja spokojnie. - Nie mówiąc już o Włodziu albo o Kaziu. Zastanawiam się, czy nie powinnam była położyć ich jednak na moim łóżku. Niekoniecznie razem, chociaż jednej sztuki... Uważam, że nie należy mu zbytnio utrudniać.

- Ja bym jutro wyszła z domu - powiedziała Zosia w rozmarzeniu. - Niech Paweł z Joanną jadą do tego hotelu. Ty pójdziesz do pracy, a ich trzeba namówić na jakąś wycieczkę. Trzeba chyba czasem zostawić mu trochę swobody...

- Niech obejrzą zamek w Hillerød - zaproponowałam niepewnie.

- Bobuś już oglądał.

- Ale Biała Glista nie. Jeżeli my oglądałyśmy sześć razy, to on może dwa. Alicja pokręciła głową.

- Boję się, że na zamek w Hillerød nie da się namówić. To już prędzej na Hamleta albo ewentualnie Gilleleje...

Nie upierałam się przy swoim, bo już sama myśl oglądania zamku w Hillerød napełniała mnie lekką odrazą, rozumiałam więc, że i dla Bobusia może to być mało atrakcyjne. Rzeczywiście byłam tam sześć razy, pokazując budowlę kolejno rozmaitym przybyłym z Polski osobom i za szóstym razem usiłowałam chodzić po komnatach z zamkniętymi oczami. Nie byłam już w stanie patrzeć na wyobrażone na malowidłach oblicza wszystkich skandynawskich panujących, aczkolwiek były to oblicza doprawdy kuriozalne. Na widok urody dam można było w pełni zrozumieć osławioną oziębłość dżentelmenów...

- Kłopot w tym, że jutro, zdaje się, przychodzi sprzątaczka - powiedziała Zosia.

- Ale pani Hansen przychodzi tylko na trzy godziny, a nas nie będzie z dziesięć. W końcu nie przesadzajmy z tym ułatwianiem, on jest pomysłowy i da sobie radę.

- Żeby mu tylko nie strzeliło do głowy nawpuszczać nam do łóżek jadowitych wężów - powiedziałam z obawą. - Bardzo tego nie lubię. Nawet jeśli będzie celował w Alicję, to takie świństwo może się rozleźć po całym domu. Cholernie trudno je potem połapać...

- Okropnie jestem ciekawa, swoją drogą, kto to jest - powiedziała Alicja, zamyślając się. - Mam wrażenie, że policja stawia na kogoś obcego. Kogoś, kto był w pobliżu, czy ja wiem, siedział w krzakach... I słyszał krzyki Edka. Albo może nawet specjalnie na niego polował.