Выбрать главу

Poczułam, że się duszę. Zdecydowanie, wyraźnie i kategorycznie duszę. Ten milczący, wymarły dom...

Półprzytomna, szczękając zębami ze zdenerwowania, trzęsącymi się rękami nie mogłam znaleźć przełącznika nocnej lampki. Wszystkie przełączniki diabli wzięli! Wypadłam do przedpokoju i zapaliłam pierwsze światło, na jakie natrafiłam dłonią. Plamy na mojej spódnicy miały kolor krwi, ręce miałam całe czerwone...

Nogi ugięły się pode mną. Straszliwa pewność, że w tym domu nie ma nikogo żywego, że nastąpiła tu jakaś ogólna masakra, że w każdym pokoju znajdę zwłoki, omal nie zadusiła mnie do reszty. Ostatkiem sił, bez tchu, dopadłam pokoju Pawła, który miałam najbliżej, i zapaliłam w nim światło. Paweł oddychał przez sen i robił wrażenie żywego...

Prawdopodobnie szarpałam go za ramię, możliwe, że za głowę, możliwe też, że głos, który wychodził ze mnie, był niezupełnie ludzki.

- Alicja...!!! - charczałam w nieopanowanym szale. - Na litość boską...!!! Paweł!!. Ratunku!!!... Zosiu!!! Obudźcie się, do cholery!!! Alicja!!!

Paweł poderwał się, półprzytomny i przerażony, wydając jakieś okrzyki. Porzuciłam go i runęłam do pokoju Zosi, z którą zderzyłam się w drzwiach.

- Ratunku...!!! - jęczałam straszliwie. - Alicja...!!!

W okropnym wzburzeniu w żaden sposób nie umiałam znaleźć bardziej urozmaiconych słów na ogłoszenie nieszczęścia. W korytarzyku nagle zapłonęło światło. Zosia spojrzała na mnie i jej krzyk z kolei zabrzmiał tak, że przerósł moje wszystkie produkcje akustyczne. W mgnieniu oka dostała czegoś w rodzaju ataku nerwowego. Zasłaniała się ode mnie rękami, równocześnie szlochając i śmiejąc się histerycznie.

- Wszystko czerwone...!!! - jęczała jakimś dzikim, nieludzkim głosem. - Wszystko czerwone...!!! Wszystko czerwone...!!!

- Alicja...!!! - wrzeszczałam w szale, zrozpaczona i prawie nieprzytomna, próbując ją wlec za sobą. Zosia wyrywała mi się wszelkimi siłami.

W sąsiednich drzwiach pojawiła się Alicja. Żywa, zdrowa, w doskonałym stanie, z wyrazem absolutnego osłupienia na twarzy. Rozpaczliwe ryki ugrzęzły mi w gardle, puściłam Zosię, czując jakieś dziwne osłabienie w kolanach, nic nie pojmując, oparłam się o ścianę.

- O rany boskie - wyszeptałam, chyba dość ochryple.

Wyraz osłupienia na twarzy Alicji przeistoczył się w wyraz śmiertelnej zgrozy. Z jakimś zdławionym okrzykiem rzuciła się na mnie.

- Matko Boska, co się stało...?!!! Zosiu!!!... Paweł!!!...

- Wszystko czerwone!!! - zawyła dziko Zosia.

- Paweł, wody...!!!

Dantejskie piekło rozszalało się w cichym przed chwilą domu. Zosia odzyskała nagle przytomność i siły, skierowane wyraźnie przeciwko mnie. Nie rozumiałam, co się dzieje, wszyscy troje bowiem zaczęli nagle miotać się jak szaleńcy dokoła mnie, najwyraźniej w świecie usiłując ratować moje zagrożone życie i zatrzymać uchodzącego, ich zdaniem, ducha. Siłą ciągnęli mnie na kanapę, przeciwko czemu protestowałam gwałtownie, starając się wydrzeć z ich rąk, porozumieć się z nimi, wyjaśnić tę straszliwość, która przydarzyła się w pokoju Alicji. Co za ofiara znowu leży tam, zamordowana?! Moje wściekłe protesty przekonały ich w końcu, że trzymam się zupełnie nieźle i nie mam najmniejszego zamiaru ginąć, chociaż dlaczego miałabym zginąć akurat w tej chwili, nie rozumiałam absolutnie.

- Czego chcecie, do diabła?! - wrzeszczałam z furią. - Odczepcie się!!! O co wam chodzi, do ciężkiej cholery?!!!

- Żyjesz...!!! - wykrzykiwały obie z wyraźną ulgą i rozradowaniem - Żyjesz...!!!

Byłam pewna, że od czegoś zwariowały.

- Czyście zgłupiały?! Dlaczego mam nie żyć? To nie Ja, to Alicja! To w ogóle jakaś obca osoba....’

- Żyjesz...!!!

Po dość długiej chwili treść naszych okrzyków zaczęła docierać do nas wzajemnie. Piekło nieco przycichło.

- Co was napadło?! - spytałam rozpaczliwie. - Czemu, do stu piorunów, właśnie ja miałam nie żyć?.

- O Boże, ona się pyta! - wykrzyknęła Zosia z oburzeniem.

- Idź, obejrzyj się w lustrze - poradziła Alicja. - Zaraz przestaniesz się dziwić.

Obejrzałam się w lustrze i rzeczywiście przestałam się dziwić. Wyglądałam wstrząsająco. Sama bym nie poznała tej straszliwej maszkary. Od stóp do głów byłam umazana czymś ciemnoczerwonym, twarz miałam zdecydowanie asymetryczną, do czoła zaś przylepiło mi się coś dziwnego, co wyglądało tak, jakbym miała czaszkę rozłupaną na dwie połowy. Na pierwszy, a nawet na drugi rzut oka robiłam wrażenie osoby, której pomoc lekarska jest pilnie potrzeba.

- A w dodatku krzyczałaś „ratunku” - powiedziała Alicja z niesmakiem i wyrzutem. - W ogóle nie rozumiałam, jakim cudem przy takich obrażeniach jeszcze żyjesz. Myślałam, że może chodzisz po śmierci, niejako siłą rozpędu.

- Ja natomiast nie rozumiem, dlaczego ty jeszcze żyjesz - odparłam z urazą, usiłując zetrzeć z siebie ozdoby. - Co tam jest takiego w twoim pokoju? Kto tam leży?

- A, to byłaś w moim pokoju...? Powinnam się domyślić. Nikt nie leży, pułapka zleciała.

- Co...?!

- Pułapka. Zleciała.

Teraz Paweł popadł nagle w atak histerycznego śmiechu.

- Pułapka!... Mieliśmy pułapkę na zbrodniarza!... Zleciała z półki!...

- Paweł, uspokój się w tej chwili! - zażądała zdenerwowana Zosia.

- Nie mogę!... Cholernie dobra pułapka!... Zapaliliśmy światło w pokoju Alicji i wreszcie ujrzałam ten straszliwy widok dokładnie. Na łóżku, na pościeli i na podłodze rozlane było istne morze gęstej czerwonej farby, w której tkwiły skorupy jakiegoś naczynia, szczątki kartonowych opakowań, między innymi po jajkach, kawałki pędzli i różne inne śmieci. Wleciałam w to głową i na czole miałam resztkę opakowania. Farba była nadnaturalnie przylepna.

- Rzeczywiście - powiedziałam z podziwem. - Wszystko czerwone... Czy to się jakoś da zmyć?

- Mam nadzieję - odparła Alicja trochę niepewnie. - Nie próbowałam jeszcze, bo to zleciało, jak oni się już położyli, i nie chciałam ich budzić. Wlazłam w to. Moja nocna koszula też tak wygląda i mój szlafrok też. Nie miałam się gdzie podziać, bo to się wszystko maże, położyłam tu kukłę i przeniosłam się na łóżko do ostatniego pokoju. Teraz, jak tu wleciałaś z tym rozbitym łbem i cała zakrwawiona, kompletnie o tym zapomniałam.

- Ty chyba oszalałaś! - powiedziała Zosia z rozpaczą. - Przecież to trzeba zmyć natychmiast! Po wyschnięciu w ogóle się nie ruszy! Paweł, zbieraj to z podłogi! Weź jakieś stare gazety i przestań się głupio śmiać!

- Czekajcie, może najpierw spróbujemy sprać z Joanny...

Kostium i bluzka, które miałam na sobie, były stare i nie zależało mi specjalnie na ich doskonałym upraniu, mogłam się pogodzić ze stratą. Chętnie bym natomiast usunęła to wszystko czerwone z butów, z rąk, a szczególnie z twarzy.

Już po kwadransie stało się wyraźnie widoczne, że żadne mydło, żadne proszki do prania, żadna wrząca woda tej upiornej farby nie ruszy. Czysta benzyna działała na nią w ten sposób, że rozmazywała się łatwiej. Cała nadzieja pozostała w specjalnym rozpuszczalniku do kleju czy czegoś takiego, który powinien ruszyć wszystko.