Выбрать главу

Wszyscy zgodnie oświadczyliśmy, że nie przyszło.

- To pewnie jeszcze przyjdzie. Nikt nic nie wie. Podobno wymyślili nowe środki ostrożności i przy następnej zbrodni morderca zostanie na pewno złapany.

- Czy ktoś z nas ma się dobrowolnie oddać na ofiarę? - spytała Zosia sarkastycznie. Alicja westchnęła.

- Nie wiem, może lepiej byłoby, gdybym jednak znalazła ten list od Edka?

- A właśnie! - przypomniała sobie nagle Zosia. - Paweł, wstaw tę butelkę do szafki!

Paweł posłusznie zabrał butelkę z pralni i nagle zatrzymał się w połowie wchodzenia na kuchenny stołek. Spojrzał na Zosię z zaciekawieniem.

- Skojarzyło ci się z tym listem na górze?

- Z jakim listem? - spytała zaskoczona Zosia.

- No przecież ta szafka jest zamknięta jakimś listem. Mówiłem wam wczoraj...

Wszystkie trzy patrzyłyśmy na niego przez długą chwilę bezmyślnie.

- Wiekuisty Panie! - powiedziałam z pełnym zgrozy jękiem. - Ktoś ci przeszkodził, miałaś list w ręku i nie wiesz, co z nim potem zrobiłaś? A szafka ci się otwierała samoczynnie...! Paweł!...

Paweł już był na górze. Rzuciłyśmy się na niego, wtykając mu do rąk rozmaite narzędzia. Wyszarpnął uszczelkę obcęgami, omal nie wyrywając drzwiczek z zawiasów. Alicja wydarła mu z ręki pogniecioną kopertę.

- List od Edka...! - powiedziała wstrząśnięta. - Rany boskie!!!...

To, że na poczekaniu wszyscy czworo nie udusiliśmy się z emocji, było istnym cudem, Edek pisał:

- „... Jest taka jedna głupia sprawa, o której Cię chciałem zawiadomić. Niedługo przyjadę i powiem Ci szczegóły osobiście. Ty nie przyjmuj tak każdego, jak leci, bo nie wszyscy są porządnymi ludźmi. Przypadkiem dowiedziałem się tu, że ta osoba, którą masz na fotografii z jej urodzin, to nie jest dla Ciebie towarzystwo. Pokazywałaś odbitki, jak byłaś w Polsce ostatnim razem. Na dwóch zdjęciach jesteś Ty, ona i duże zwierzę, a na jednym tylko Ty i ona. Ona się tu spotyka z jednym facetem. Ten facet nie może pokazać się w Danii, a jakby się wykryło, co oni ze sobą kombinują, to Ty będziesz miała cholerne nieprzyjemności. Na niego już mają oko, na nią jeszcze nie, ale nigdy nie wiadomo. A w ogóle to ona jest świnia, kantuje wszystkich, między innymi swojego męża, i mnie się to nie podoba. Zobacz sobie, kto to jest, i więcej się z nią nie spotykaj...”

- Dalej są różne ucałowania i inne takie - powiedziała czytająca głośno Alicja. Na chwilę zapanowało milczenie.

- Przeczytaj to jeszcze raz - zażądała Zosia grobowo.

Alicja przeczytała jeszcze raz. Opuściła rękę z listem, podniosła głowę i popatrzyła na nas.

- Ja, ona i duże zwierzę... - powiedziała w osłupieniu. - Jakie duże zwierzę, na litość boską?! Koń...?! Joanna!

- Słowo honoru ci daję, że mam tylko jedno jedyne zdjęcie, na którym jestem ja i koń - powiedziałam pośpiesznie. - Siedzę na nim, miałam wtedy dziewięć lat i w ogóle cię nie znałam!

- Do diabła, czy oni nie potrafią pisać wyraźnie?! - zdenerwowała się Zosia. - Duże zwierzę na urodzinach, które kombinuje z facetami... Co my z tego wiemy?!

- Mamy pole do dedukcji - powiedział z ożywieniem Paweł. - Alicja, na czyich urodzinach byłaś?

- Co najmniej pięćdziesięciu osób - odparła smutnie Alicja. - Przeważnie robią zdjęcia. Ona ma męża. Cholernie dużo bab ma mężów...

- Odbitki! - zawołałam z przejęciem. - Pokazywałaś odbitki, musisz je mieć! Szukaj trzech zdjęć z tą samą osobą, z tym żeby na dwóch było zwierzę!

Ponuro i smętnie kiwając głową, Alicja odwróciła się i spojrzała wymownie na dół regału. Leżały tam liczne pudła z fotografiami, filmami i slajdami w charakterze absolutnego grochu z kapustą. Wszystko to było niegdyś ładnie poukładane i posegregowane i wszystko zleciało razem z magnetofonem na głowę pana Muldgaarda, napadniętego przez Białą Glistę.

- No to mamy zajęcie na najbliższe trzy doby - powiedziała Zosia melancholijnie. - Nie ma co się zastanawiać, bierzemy się do roboty!

- Nie szukajcie konia! - ostrzegłam. - Nie dajcie się jej zasugerować. To mógł być równie dobrze słoń, wielbłąd, krowa, duży baran... Diabli wiedzą w jakim towarzystwie ona się fotografowała! Szukajcie Alicji z jakąś babą, a zwierzę wyłapiemy potem...

Świt zastał nas na gmeraniu w zdjęciach. Oddzielnie ułożona kupka zawierała wszystko, na czymkolwiek znajdowała się Alicja w żeńskim i zwierzęcym towarzystwie. Zwierząt, jako takich, znalazłyśmy niewiele, ale każde budziło nasze podejrzenia. Czas jakiś trwaliśmy nad fotografią, na której widniała Alicja, jej francuska przyjaciółka Solange oraz mamusia Solange, wiekowa dama, z kotkiem na kolanach.

- Owszem, to zdjęcie mam od dawna - powiedziała Alicja z powątpiewaniem, - Mogłam je pokazywać Edkowi. Ale czy rzeczywiście sądzicie, że on to określał jako duże zwierzę...?

Na dwóch innych występowała Alicja w towarzystwie Thorstena karmiącego słonia w kopenhaskim ogrodzie zoologicznym.

- Zwierzę jest - powiedziałam. - Nawet dość duże. Tylko Thorsten nie ma męża do kantowania...

O wschodzie słońca wyodrębniliśmy wreszcie kilka pasujących zestawów. Na jednym znajdowała się Alicja z Ewą na ulicy na tle duńskiej konnej gwardii, używanej do uświetniania różnych uroczystości. Na drugim Alicja z Elżbietą w posiadłości naszych eks-dobroczyńców na tle krowy. Na trzecim wreszcie Alicja z Anitą w ogrodzie w towarzystwie wielkiego psa.

- Wszystko się zgadza - powiedziała Alicja posępnie. - Tu są urodziny króla i zwierzę, tu są urodziny dobroczyńców i zwierzę, tu są urodziny Henryka i też zwierzę. Która z nich?

- Elżbieta odpada - zawyrokowałam. - Nie ma męża. Zostają nam Ewa i Anita, czyli stoimy w punkcie wyjścia. Szukaj reszty. Nikt nie robi jednego zdjęcia, musi być więcej z tej samej serii. Szukaj filmu!

- Spać nie pójdziemy w ogóle? - spytała Alicja tonem protestu.

- Nie - powiedziała stanowczo Zosia. - Paweł, idź spać, nie jesteś już potrzebny. Ja mam tego dość, musimy dojść do końca!

Paweł ziewnął okropnie.

- Tak to nie ma - oświadczył. - Jak wszyscy, to wszyscy!

- Chwała Bogu, że jutro sobota - westchnęła Alicja. - To znaczy, dziś sobota. Nie muszę nawalać w pracy.

W milczeniu przeglądaliśmy filmy, jeden za drugim. W fotografiach panował u Alicji niewiarygodny wręcz porządek, było to bowiem Jej jedyne prawdziwe hobby. Gubiąc wszystko, co tylko się dało zgubić, nie zgubiła nigdy i nie zawieruszyła ani jednej odbitki, ani jednego negatywu, ani jednego filmu. Gdyby nie katastrofa pana Muldgaarda, nasze poszukiwania nie trwałyby dłużej niż pół godziny. Prawie wszystko było poznaczone, podpisane, zaopatrzone w daty i notatki, łatwe do przejrzenia i stwierdzenia, czego brakuje, tyle że po katastrofie zamieniło się to trochę miejscami. W każdym razie wiadomo było, że jeśli jest odbitka, to musi się gdzieś znaleźć i film.

- No jest! - powiedziała wreszcie Alicja, trzymając przed nosem długi, czarny pasek. - Zgadza się.

- Jest! - powiedziała równocześnie Zosia, przesuwając pod światło drugi film.

- Co masz? - zainteresowała się Alicja.

- Urodziny króla. Ciebie, Ewę i od cholery i trochę koni. Przeważnie tyłem. A ty?