Выбрать главу

- Jak to...? Co to znaczy? Więc to jednak Anita...?!

Pan Muldgaard westchnął bardzo ciężko i rzewnie.

- Tak - odparł. - Wielka dramata. Jutro przybywam, pozostałości będzie rozpoznawana...

Obaj z ważnym facetem wśród licznych rewerencji opuścili dom dość pośpiesznie, zabierając ze sobą zdjęcia i klips. Siedziałyśmy nadal przy stole, patrząc na siebie w oszołomieniu, wstrząśnięte.

- Zawsze byłam zdania, że jestem wielce mądra... - powiedziała Alicja raczej niepewnie.

- Nie do wiary - szepnęła Zosia. - Ona ma żelazne nerwy...

- Pasować to ona pasuje do każdego wypadku... - zaczął Paweł.

- Przeciwnie - przerwała Alicja. - Wcale nie pasuje. On mówił o tych wielkich miłościach, do Anity to ni przypiął, ni wypiął...

- Ale pasuje do wydarzeń! Stała na tej ścieżce, uciekła zwyczajnie, wcale nie było słychać, żeby ktoś skakał przez żywopłot! Wiedziała, że szyba jest wybita! Alicja jej mówiła, że wraca do domu, wtedy, kiedy napadła Agnieszkę w szlafroku! Czaiła się w przedpokoju, bo ukradła klucze! Wiedziała o kapeluszu...!

- No dobrze, ale wielkie miłoście...?!

Nie wytrzymałam, rzuciłam się to telefonu i wykręciłam numer Anity. Pan Muldgaard nie domagał się zachowania tajemnicy.

- Słuchaj, co się dzieje?! - spytałam ze zgrozą. - Okazuje się, że to jednak ty! Czyś upadła na głowę?!

- A, to już wiecie..? - spytała Anita głosem nieco zdenerwowanym. - Do końca miałam nadzieję, że Alicja sobie nie przypomni... Pilnują mnie tu i nawet nie mogę uciec. Diabli wzięli wszystko...

- O rany boskie, ale dlaczego?! Co ci do łba strzeliło?!

- Bo dla mnie była tylko jedna rzecz na świecie coś warta - powiedziała Anita zimno i zdecydowanie. - Wszystkiego warta! Co mnie obchodzą jacyś ludzie, ciebie też mogłabym zabić, gdyby się to na coś przydało. Nawet powinnam była, ty jedna wiesz... Mówiłam ci kiedyś... Co tam, niech to wszystko szlag trafi...

Powoli odłożyłam słuchawkę, usiłując odzyskać równowagę, Alicja, Zosia i Paweł patrzyli na mnie pytająco i napięciu.

- Zdaje się, że ma atak nerwowy - powiedziałam, niepewna własnej oceny. - Siedzi w domu, pilnują jej i chyba zaczęła płakać.

- Załamała się - stwierdziła Alicja. - Podejrzewam, że musi mieć szmergla. Co ją napadło, na litość boską?!

Osłupienie nam stopniowo mijało, ale dopiero następnego popołudnia udało nam się opanować wstrząs i wrócić do przytomności. Definitywne wykrycie morderczyni, tyle czasu będącej naszą przyjaciółką, uczyniło na nas wrażenie potężniejsze niż można było się spodziewać.

Nazajutrz pan Muldgaard wystąpił jeszcze uroczyściej. Przybył z kwiatami, uścisnął dłoń wszystkim kolejno i rozłożył na stole ze dwadzieścia fotografii rozmaitych facetów. Zapatrzyliśmy się w nie jak sroka w gnat.

- Jest!!! - wrzasnął nagle Paweł dziko i z triumfem. - To ten!!!

- Ależ ja go znam!!! - krzyknęła zdumiona Alicja, wydzierając mu z ręki podobiznę czarnego faceta o pięknej twarzy, w typie, którego nie znoszę. - To jest jeden Grek, poznałam go w Wiedniu dawno temu i spotkałam także wtedy we Florencji...!

- Dlaczego mówili, że nie mają jego zdjęcia i kazali mi rozpoznawać ucho? - spytał Paweł ze śmiertelną urazą.

- Nie miały - odparł pan Muldgaard tajemniczo. - Dziś rano przybyła podobizna telekopia. Z Warszawa. Żadna osoba nie wie, od kogo i dla jakowa przyczyna.

Otworzyłam usta, żeby coś niepotrzebnie powiedzieć, ale zreflektowałam się i zamknęłam je bez słowa. Pan Muldgaard zaprezentował następny komplet odbitek, które zawierały bardzo powiększone fragmenty filmów Alicji.

- Oto obzierać proszę - rzeki. - Wielce z uwagami.

- No i popatrz sama, jak to łatwo jest mieć odbitki i powiększenia - powiedziałam złośliwie do Alicji. - A ty musiałaś z tym czekać tyle lat i jeszcze ganiać Herberta.

- Wypchaj się...

Na trzech zdjęciach znajdowała się Anita, w tym powiększeniu łatwa do rozpoznania. Na jednym, tym gdzie wychodziła z zabytkowego budynku, widać było w jej uchu naturalnej wielkości klips, identyczny z tym, na który rzucił się wczoraj ważny osobnik. Majacząca za nią w głębi postać mogła być czarnym facetem. Na dwóch pozostałych czarny facet znajdował się przy jej boku, przy czym raz pierwszy plan stanowiła fontanna, drugi zaś wnętrze poczty. Wnętrze poczty wyszło nie najlepiej, ale za to prezentowało scenę w głębi niezwykle frapującą. Anita oglądała się do tyłu, a czarny facet zamykał skrytkę pocztową, której numer dawało się odczytać. Pan Muldgaard popukał w to palcem.

- Długie roki - rzekł. - Mrowie lata, mnóstwo, tajne miejsce, mnogo osoby poszukiwały. Żadna nie znalaznęła. Dziś wyjawione, stoi otworem, tamże niewymownie pożyteczna dokumenta.

- Powinna była także zabić Stefana, chociażby przez zemstę - zauważyła Zosia. - To on przecież tak trafił z tym zdjęciem...

Pan Muldgaard popukał palcem w podobiznę klipsa.

- Ten dom, była w niego zbrodnia onego dnia. Ozdoba znaleziono tamże. Druga ozdoba tu.

- Aż dziw bierze, że wszystkie podejrzenia nie padły na mnie - mruknęła Alicja.

- Ten oto - ciągnął pan Muldgaard, wskazując czarnego faceta - wielce ważna osoba do podła robota. Bardzo wielce ważna! Wspólna pracownik dama ta oto. Pani wie! - dodał, wskazując z kolei Alicję. - Pani oglądała widoki, dama była inne miejsce wieść oficjalna, inne miejsce wieść nieoficjalna, prawdziwa.

- No tak - przyznała Alicja. - Fakt, widziałam ich razem, Anitę i tego Greka, we Florencji i w Rzymie. Wiedziałam, że ona wtedy siedziała przeszło pół roku w Izraelu...

- Nie - przerwał pan Muldgaard. - W Grecyja.

- W Grecji? Mówiła, że w Izraelu... Do Włoch wpadła na początku tego pobytu i akurat się na mnie natknęła. Prosiła, żeby o tym nikomu nie mówić, bo jej to może zaszkodzić służbowo. Skąd miałam wiedzieć, że to o to chodzi? A w ogóle o tym zapomniałam. W końcu co mi za różnica, czy Anita jest w Grecji, czy w Rzymie...

- Bardzo ogromna różnica. Pani lekkie ważenie pokazała...

- Nie rozumiem dwóch rzeczy - wtrąciła Zosia.

- Po pierwsze, skąd Edek o tym wiedział, a po drugie, dlaczego ona to robiła. To znaczy współpracowała z tym facetem. Zwariowała czy co? Co ją obchodzi handel narkotykami?! Przecież nawet zarobku z tego nie miała!

- Wielkie miłowanie - wyjaśnił pan Muldgaard smutnie. - Było wiedziano, dama odczuwała wielkie miłowanie do ów ten Grek.

- Anita?! Niewiarygodne!...

- Istny obłęd z tymi wielkimi miłościami! - zirytowała się Alicja. - Ewa z Rojem robią dramatyczne przedstawienia, Anita z miłości morduje, poszaleli czy co? Ty z miłości przyjeżdżasz nie wtedy, kiedy trzeba... Jakaś epidemia?!

Pokiwałam melancholijnie głową.

- Mówiłam ci, że ty jesteś nieludzko zracjonalizowana - powiedziałam potępiająco i z niesmakiem. - Nie rozumiesz najprostszych rzeczy. Ona przecież zawsze miała fioła na tle brunetów. Jej pierwszy mąż był blondyn, Henryk jest blondyn, jak jej się udało dopaść bruneta, to już go trzymała. Poza tym nie wiadomo, czy brunet jej nie zmuszał.

- Wiadomo - przerwał pan Muldgaard. - Wymaganie wielkie uczynią!. Wielkie pieniądze, nader bogaty jest. Posiada jeden potomek do cały majątek. Dama powiła potomek, ta oto, żaden mariaż, żaden nic, tylko podła praca.

Zdawałoby się, że nic nas już nie powinno zdziwić, ale pan Muldgaard miał widać talent szczególny. Rażone jak obuchem tą informacją wytrzeszczałyśmy na niego oczy. Potomek...? Dość długo trwało, zanim wreszcie udało mu się nas przekonać, że wie, co mówi, że nie popełnia żadnej pomyłki językowej, że to, co mówi, jest prawdą i że Anita przyznała się do wszystkiego. Motywy zbrodni w Allerød powoli zaczynały się stawać bardziej zrozumiałe.