– Któż to więc jest, superman czy superrobot?
– Mózg.
Rozdział VIII
Bibl nie musiał szukać „Portosa”. Po prostu przeszedł przez różową błonkę powietrzną i znalazł się obok pojazdu. „Portos” stał podobny do żółwia, unosząc się tuż nad ziemią z wysuniętą do przodu główką emitora osłony siłowej. Gdy na drodze trafiała się trudna do pokonania przeszkoda, całe urządzenie natychmiast chowało się do środka korpusu, a pole ochronne osłabiało uderzenie, – odrzucając pojazd do tyłu. Przy postoju emitor wysyłał wiązkę pola ochronnego w stronę każdego zbliżającego się obiektu, obracając się jak żywy w jego kierunku. Bibl przestawił dysk na bransolecie: główka natychmiast schowała się, drzwi wejściowe cofnęły się na zawiasach i „żółw”, nie zmieniając wyglądu, przygotował się do skoku.
Bibl zrobił to wszystko, co zrobiliby w takich przypadkach Kapitan i Mały: zamknął luk wejściowy, usiadł za pulpitem sterowniczym, znowu włączył emitor osłony i nastawiwszy na skali odpowiednią cyfrę przycisnął włącznik z literami „P P” – prędkość początkowa. „Portos” skoczył i unosząc się nad krzewami ruszył płynnie w kierunku znajomy alei eukaliptusowej. Bibl nie wybierał drogi, leciał po prostej, wiedząc, że wcześniej czy później zielona trąba powietrzna wyprowadzi go na czarną pustynię, z której tu przybył. Tak poradzili mu chłopcy w niebieskich koszulkach siatkowych. Bibl zamyślił się. W gruncie rzeczy ja mało na Ziemi wiedzą o formach rozumnego życia w kosmosie. Nie zdają sobie sprawy, jak wielopostaciowe jest to życie i jakie zagadki nie do odgadnięcia stawia czasami przed badaczami. Teorię wielofazowości świata do tej pory wyśmiewają oponenci Merle’a z ziemskich akademii, a na Hedonie każdy niedowiarek może bez żadnego kłopotu sprawdzić ją doświadczalnie. Dlaczego? Jakie warunki powstają tu podczas przesunięcia faz? Kiedy otwierają się „wejścia” i „wyjścia”? W jaki sposób można sobie wyobrazić cywilizację na Hedonie, jeżeli niezrozumiały jest sam jej sens? Co Hedończycy osiągnęli? Nieśmiertelność? Przecież Bibl i Kapitan widzieli martwych. Gdzie się więc zaczyna i gdzie kończy życie, które modeluje wszystkie szczeble drabiny wzrostu według jednego wzoru? Jaki jest socjalny kształt tego społeczeństwa, jeżeli jego technosfera osiągnęła poziom niewyobrażalny dla Ziemianina? A poziom ten osiąga się, jak się okazuje, poprzez zabawę w klocki, liczenie w pamięci i dziecięce fantazjowanie. Jakże może istnieć społeczeństwo, które nie przejawia zainteresowania nowym, poznanie świata sprowadza do tworzenia mitów. No i po co ono istnieje, jeżeli otrzymując wszystko, nie oddaje niczego w zamian? I w gruncie rzeczy, od kogo otrzymuje, komu nie oddaje niczego?
Bibl przypomniał sobie koniec rozmowy w „kolbie”, kiedy to Hedończyk oznajmił Kapitanowi, że Nauczyciel, który się nim zainteresował, to tylko mózg.
– Elektroniczny czy żywy? – zapytał Kapitan i otrzymał odpowiedź, że żywy.
– Gdzie się znajduje?
– W specjalnym płynie odżywczym.
– Ale gdzie, w jakim miejscu?
– Nie wiemy.
– To jak mnie do niego zaprowadzą?
– Nikt cię nie będzie prowadzić. Wyjdziesz stąd i znajdziesz się od razu w Wiecznym Skarbcu.
– Razem z wami?
– Nie. Nauczyciel wzywa tylko ciebie.
– Coraz lepiej! Cóż to takiego, sanktuarium? Świątynia? Kolumbarium?
– Nie wiemy.
– Co wy w ogóle wiecie?
– Że jest.
– Bez ciała?
– Tak.
– Bóg?
– Nie. Nie oddajemy mu czci.
– Informatorium?
– Nie. Informację zbiera i wykorzystuje Koordynator.
– Rozumie pan coś z tego, Bibl?
Bibl odparł, że nie tyle rozumie” co przypuszcza. Mózg to programista, a Koordynator to maszyna licząca, komputer cybernetyczny, który w jakiś sposób organizuje i reguluje życie planety.
Następnie Kapitan zniknął w zielonej mgiełce za błonką, a Bibl wrócił do „Portosa”. Zadziwiająco wygodna rzecz to błyskawiczne przemieszczenie w przestrzeni. Nie potrzeba żadnych samolotów, śmigłowców, nawet „pasów”. Pomyślałeś, krok i już jesteś w innym miejscu; jakby ktoś złożył kartkę papieru i dwa punkty na jednej linii połączyły się w jeden. Taka rzecz się nie śniła żadnemu specowi od przestrzeni. A z jaką prędkością to się odbywa: po prostu z prędkością światła, czy „nad”? Bibl nie był fizykiem i jego stosunek do wygód, jakie dostarczało tutejsze życie, niewiele odbiegał od postawy Hedończyków. Ciesz się, bracie; i tyle.
Jak mu wyjaśnili „tubylcy” o śmiesznych imionach, Bibl mógł natychmiast się znaleźć w rejonie stacji albo nawet wewnątrz niej, przynajmniej w obrębie korytarza parteru – nieprzypadkowo Dok i Pilot „Hedony 2” woleli siedzieć na piętrze: na tym poziomie miraże się nie pojawiały – ale Bibla nie skusiła możliwość takiej materializacji w kręgu towarzyszy. Trzeba było nie tylko wrócić do domu, ale również przyprowadzić „Portosa”, którego zabezpieczeń nie mogła pokonać nawet hedońska technika. Musiał więc skorzystać z zielonego wiru powietrznego, który wreszcie pojawił się zza drzew, i który natychmiast przeniósł pojazd na czarne przedpole wokół stacji. Wychodząc z wozu Bibl zauważył biegnące na spotkanie figurki – barczystą i wysoką, a obok niższą i szczuplutką – przypominające długopis i nieproporcjonalny do jego rozmiarów, dwa razy większy futerał. A po minucie Mały i Alik już obejmowali kolegę, zaglądając mu przez ramię do wnętrza kabiny.
– A gdzie Kapitan? – zapytali obaj z niepokojem.
Bibl rozwiał ich obawy. Ale Mały zasępił się.
– Nie powinieneś był się zgodzić. Nie należało się rozdzielać.
– Kep nalegał. I, jak sądzę, miał podstawy. Kontakt wymagał rozdzielenia się.
– Jaki tam kontakt? Bzdura. Najpierw was postrzelili jak kaczki nad bagnem, potem wpakowali do klatki, położyli spać na powietrznych łóżeczkach, tlenowym winkiem napoili. A kiedy zaczęli rozmowę, to czego się dowiedzieliście? Czego uczą, na czym siedzą, co piją, w co grają. A jak się przemieszczają w przestrzeni, jak przez ściany przechodzą, jak spirytus z powietrza pędzą, tego nawet oni sami nie wiedzą. Może to wcale nie jest szkoła, tylko małpi rezerwat.
– Mały ma rację – wtrącił się Alik. – Bardzo trafne określenie.
Czego się wymaga od małpy w niewoli? Przede wszystkim, żeby uwierzyła w swoją swobodę i szczęście, żeby ciut-ciut kombinowała i przedrzeźniała człowieka. Na przykładzie jej zachowania ktoś prowadzi sobie tylko zrozumiałe doświadczenia, robi jemu tylko potrzebne obserwacje i wyprowadza wypływające z tych obserwacji wnioski. Dowiedzieliście się, kto? Nie!