– Przełącz się – przerwała mi obca myśl. – Chcę znać poziom waszej nauki, waszego wyposażenia technicznego, waszych więzi społecznych.
Zdołaliśmy już poznać charakter tutejszego telepatycznego sposobu porozumiewania się, wszyscy wiemy, jak wdziera się w świadomość myśl z zewnątrz, jak się ją odbiera i tłumaczy na język naszych pojęć i obrazów. Jeżeli się przyzwyczaić, taki sposób porozumiewania niewiele się różni od słownego, nie przytłacza, nie męczy. Ale tu, w tym białobrylantowym chramie, rozmowa przebiega inaczej. Energia koncentratu myśli zanurzonego w płynny kryształ akwarium nie tylko przytłaczała i obezwładniała, ale również jak gwałtowny prąd powietrza przedmuchiwała mózg, oczyszczając go od wszystkiego co zbędne, mylące, utrudniające skoncentrowanie się i przeanalizowanie spraw podstawowych. Faktycznie nie należałem już do siebie. „Przełącz się” – mówiono mi, i przełączałem się bez protestu. Ale to tylko łatwo powiedzieć: współczesny poziom nauki i techniki. Spróbujcie to określić w rozmowie, do której się nie przygotowaliście. A przecież miałem od razu wybrać i uogólnić główne problemy spośród tych, które ludzkość rozwiązała na współczesnym poziomie wiedzy. Jak mi się udało, sam nie wiem, ale widocznie udało się, ponieważ bezdźwięczny „głos” zatrzymał mnie:
– Dosyć. Już wiem, że za wami jest już okres niemowlęctwa i dzieciństwa cywilizacji. Podbiwszy kosmos zbliżyliście się do okresu młodości. Ale wiek dojrzały jest jeszcze daleko przed wami. Wasza myśl nie uzyskała władzy nad materią, nie opanowała dróg wszechświata. Rozumiem teraz, dlaczego nasze sygnały nie zostały odebrane.
Ja też zrozumiałem. Cóż mogli odpowiedzieć na sygnały Hedończyków nasi przodkowie w Babilonie i Tebach? Uśmiechnąłem się nawet, przypuszczając, że mój współrozmówca nie dostrzeże nietaktu. I nie omyliłem się. Mózg posłał w odpowiedzi nieoczekiwaną replikę:
– To nie byli wcale Hedończycy. Nasza tutejsza cywilizacja jest młoda. Ma nie więcej niż tysiąc lat.
Bez słowa otworzyłem i zamknąłem usta – nawet nie pamiętam pytania, które miałem na końcu języka. Po prostu zgłupiałem z zaskoczenia. Jeżeli to mistyfikacja, to po co, w jakim celu? Jeżeli nie, jeżeli właściwie zrozumiałem odpowiedź mego milczącego współrozmówcy, to od razu rodziły się dalsze pytania. Jakaż więc cywilizacja próbowała się skontaktować z Ziemią dwa tysiące lat temu? Gdzie się podziała? Skąd wzięła się tutejsza? Dlaczego Mózg mówi w imieniu ich obu?
Odpowiedzi nie było, chociaż wszystkie te pytania Mózg na pewno odczytał w mych myślach, jak w otwartej księdze. Teraz nie poruszał się, tylko dwa równoległe fragmenty, zapewne płaty skroniowe, jaśniały, jakby podświetlone od wewnątrz. A więc jakieś jego nerwowe centra znajdowały się w stanie napięcia. Najwidoczniej oczekiwał mojego podsumowania. Ale tych pytań miałem zbyt wiele.
– Teraz zobaczysz, jak to było – „usłyszałem” wreszcie. – Wy nazywacie to historią. Mógłbym przekazać ją, nie uciekając się do obrazów wzrokowych, ale twoje zdolności bezpośredniego odbioru są nierozwinięte. Nie masz receptorów. Dlatego usiądź tak, żeby było ci wygodnie i patrz.
Usiadłem na tym, co wydawało mi się fotelem, znajomym przezroczystym fotelem z „kolby” i w śnieżnej białości sali zobaczyłem dziwną grę świateł. Jak w ruchomym obrazie abstrakcyjnym barwy przesuwały się, napływały jedna na drugą, skręcały spiralnymi taśmami, to Nabierając intensywnego koloru, to blednąc, zupełnie jakby ktoś próbował wyregulować ostrość obrazu, starając się, aby projekcja była maksymalnie jasna i sensowna. Zobaczyłem budynki bez okien odbijające słońce, wieże i kopuły, ażurowe mosty, estakady i schody, fantastyczny pejzaż miasta, marzenia artysty – urbanisty, bajeczne tło dla poruszających się mechanizmów i tłumów ludzi.
Rozumiałem, że „mowa była” o cywilizacji, która zrodziła obecną, to jest o cywilizacji, która być może dawno zginęła; a my jeszcze z ławy szkolnej wiemy, że tysiąclecia istnienia każdej cywilizacji to kropla w morzu wszechświata. Być może, zginęła dlatego, że minęła apogeum swojego rozwoju, wynaturzyła się, straciwszy zainteresowanie do nauki i techniki. I czy obecna jest jej dziecięciem, jej następcą na tej planecie?
– Nie na tej, na innej – „usłyszałem” i mieszanina żywych obrazów w oślepiającej białości sali zniknęła.
Nie zadając pytania, które dopiero formowało się w świadomości, które jeszcze nie stało się myślą, natychmiast otrzymałem na nie odpowiedź:
– Zmniejszyłem prędkość moich wspomnień do minimum, ale twój mózg nie jest w stanie przystosować się nawet do tej prędkości. Dlatego nie mogę pokazać ci, jak rodziła się cywilizacja.
– Która?
– Ta, którą chcecie poznać i zrozumieć.
– Ale ty znałeś i inną, której zarysy dopiero co widziałem.
– Byłem jednym z jej rady starszych. Słusznie domyśliłeś się, że zginęła, choć nie byłem obecny przy jej śmierci. Ale przewidziałem ją. Osiągnęliśmy wszystko, co może sobie życzyć człowiek, nawet nieśmiertelność, i tym samym naruszyliśmy biologiczną równowagę w przyrodzie. Śmierć to prawidłowy etap biologicznej ewolucji. Wszystko umiera i rodzi się, nawet gwiazdy. I dlatego nieśmiertelni ludzie stracili zainteresowanie życiem. Rozumieliśmy, że niemożliwy jest ratunek ginącej cywilizacji, ale można było stworzyć nową, która odziedziczyłaby całą informację pramaterii.
– Kim byli ci „my”?
– Ja i moi pomocnicy, wszyscy, którzy pracowali nad problemem cyklów genetycznych. Po odnalezieniu planety z takimi samymi komponentami biosfery, przerzuciliśmy tu dwanaście do szóstej potęgi, czyli według waszego systemu liczenia około trzech milionów fizycznie pełnowartościowych dwudziestoczteroletnich osobników w wieku optymalnym dla wieczności.
Zdziwiłem się, dlaczego dla wieczności? Było to sprzeczne z tym, co wyjaśniono mi przed chwilą. Nauczyciel wyjaśnił:
– Określamy w ten sposób bardzo długi, kosmiczny w swej skali wycinek czasu, wiek gwiazd i planet. Ale z innym współczynnikiem nieśmiertelności. – Nie nadążyłem wyrażać swego zdziwienia, mój rozmówca już je odebrał i kontynuował, tak samo bezdźwięcznie i monotonnie: – Nie rozumiesz? Nieśmiertelność to prosta prowadząca w nieskończoność. My przekształciliśmy ją w sinusoidę, periodyczne powtarzanie krótkotrwałych cyklów życiowych. Właśnie krótkotrwałość zapewniała niewygasające zainteresowanie życiem i gwałtowne gromadzenia informacji. Dwa lata trwa dzieciństwo, dwa młodość, cztery wiek dojrzały i cztery stan niezmąconego spokoju. Następnie cała nagromadzona informacja, oprócz dziedzicznego minimum, zostaje starta i cykl życiowy zaczyna się od nowa. Nowa osobowość nie jest powtórzeniem poprzedniej, ale rozwój jej podporządkowany jest temu samemu prawu: wszystko jest dozwolone, wszystko służy rozkoszy, a ukoronowaniem rozkoszy jest spokój.