Выбрать главу

Mózg „zamilkł”, najwidoczniej oczekując mojej reakcji. A ja również milczałem, zastanawiając się, ale nie adresując swych myśli bezpośrednio do niego. Myślałem o jego zarozumiałości i naiwności. Władca milionów żywotów, wprawdzie nie kierujący nimi, ale który stworzył aparaturę do kierowania, stosuje anarchistyczny system „łap – trzymaj” zakończony czymś w rodzaju buddyjskiej „nirwany”, był w gruncie rzeczy niewiele mądrzejszy od swych wychowanków, zastępujących wiedzę wyobraźnią. No i najprawdopodobniej jest przekonany, że stworzył optymalny wariant szczęśliwości.

– A czy na Ziemi nie myślą o szczęśliwości mieszkańców? – usłyszałem znowu. Nie ociągałem się z odpowiedzią:

– Owszem, myślą. I robią. Tylko według zasady: od każdego według zdolności, każdemu według jego pracy.

Wydało mi się, że Mózg się uśmiechnął. Oczywiście było to złudzenie. Obca myśl odezwała się w świadomości, tak jak poprzednio bezbarwnie i bezosobowo. Nawet nie mogę wyjaśnić, dlaczego „usłyszałem” w niej coś w rodzaju intonacji.

– To niewiele. Praca niszczy rozkosz, męczy myśl, ogranicza wolność. My dajemy więcej.

Ogarnęła mnie złość: zawsze złoszczę się, gdy ktoś mówi głupstwa.

Praca już dawno nie męczy, nawet na Ziemi, tym bardziej u was, przy waszej technice. Męczy nieróbstwo. Praca zgodna z zainteresowaniami to twórczość, a twórczość nie daje rozkoszy tylko głupcowi. Talent to praca, powiedział jeden z geniuszy naszej przeszłości. A czy wam praca nad problemem cyklów genetycznych nie dawała czegoś podobnego do rozkoszy.

– Jestem zrodzony przez inną cywilizację. Mniej doskonałą. Nasi przodkowie doprowadzili do wygasania życia. My je stabilizujemy.

Wierzył, że stabilność stanowi optimum radości życia. Dziwak. Czy warto było tworzyć Wieczny Skarbiec Mądrości, jeżeli mądrość tę mogą u nas wyśmiać nawet najbardziej niezdolni uczniowie? Nie mogę się równać z Biblem, ale czułem się na siłach podjąć dyskusję. I starając się być uprzejmym, wyjaśniłem:

– Stabilność sama przez się nie może dać radości życia. Radość to pokonywanie trudności. Wyśmiałeś naszą zasadę, ale przecież pokonując trudności, w wiecznym poszukiwaniu nowego nie stoimy w miejscu, lecz posuwamy życie do przodu.

– Jak?

Zamyśliłem się. Jak w kilku zdaniach opowiedzieć o zmianie form społecznych, które otworzyły człowiekowi drogę do komunizmu? Nie jestem historykiem ani filozofem i moje wiadomości nie wykraczają poza zakres szkolnych skryptów z socjologii. A może po prostu ograniczyć się do semantycznego wyjaśnienia słowa „komunizm”? Od każdego według zdolności, każdemu według potrzeb.

Tak właśnie zrobiłem.

– Pierwsza połowa jest niepotrzebna. Po co łączyć pojęcie rozkoszy: ze współczynnikiem zdolności? Potrzeby to jedyne rozsądne kryterium. Każdemu według potrzeb to sprawiedliwe i słuszne. To również i nasza zasada.

W tym miejscu porwała mnie złość.

– Przecież to pasożytnictwo. Widziałem wasz program w działaniu, jest niezbyt pociągający. Tworzycie społeczeństwo egoistycznych szkodników, którym pozwala się na wszystko, byle tylko mieli tę swoją rozkosz. Widzieliśmy waszych „wiecznych” Dwudziestoczteroletnich, którzy zaczynają życie jak robaki w nawozie: mogą ssać ze smoczka tę waszą babelaję i to wszystko. A potem szkoła, która nie pozwala przekroczyć umysłowego poziomu człowieka pierwotnego. Elektroniczny „bat” zamiast zabawki, bójki zamiast koleżeńskości, idiotyczne mity zamiast dokładnego poznania. Nie znam ich dojrzałości, ale dzieciństwo i młodość mogłem podpatrzeć, wasz ideał to okaleczone moralnie i umysłowo upośledzone podobieństwo człowieka.

Rozdrażniony nie zdałem sobie sprawy, że stopniowo podnosiłem głos i ostatnie zdanie zapewne wykrzyczałem. Mózg nie odbierał tego obojętnie. Plamy jaśniejące na jego powierzchni, przesuwające się od płatów skroniowych do potylicznych, stawały się coraz jaskrawsze, jak żaróweczki, kiedy zwiększa się napięcie prądu.

– Dlaczego twoim myślom towarzyszą fale dźwiękowe, których moc coraz bardziej wzrasta – „usłyszałem”. – To utrudnia porozumienie. Odczuwam dawno już zapomniany ból w skroniach i w potylicy. Przerywam kontakt. Zasób informacji jest niewspółmierny do jej krótkotrwałości. Mało zobaczyłeś, ale wiele powiedziałeś. Potrzebuję czasu do oceny i korelacji, a ty powinieneś zobaczyć całe nasze życie, we wszystkich jego fazach. Jeżeli w dalszym ciągu będziesz nie przekonany, wtedy wznowimy naszą dyskusję. Od tej chwili wszystkie „wejścia” i „wyjścia”, jak nazywacie łącza międzyfazowe, będą dla was otwarte. Zacznijcie od Aory – granatowego słońca, zakończcie na Nirwanie – liliowym. A potem znowu spotkamy się, jeżeli będzie trzeba.

Nie odpowiedziałem, zupełnie jakby ktoś kneblował mi usta, co tam usta, myśli, zamknął je, zatrzymał ich tok, ich normalny bieg. Działałem jak somnambulik: zdecydowanie, ale bezwiednie wstałem z przezroczystego fotela, który natychmiast zniknął, ruszyłem do przodu i zanurzyłem się w śnieżnej mgławicy kopuły. To właśnie zdarzyło się ze mną na progu Wiecznego Skarbca, który nie wiadomo gdzie się znajduje. I natychmiast ocknąłem się w zagraconym korytarzu stacji. Przede mną były schodki na górę, a przez otwarte drzwi dobiegały wasze głosy, spierające się na temat tego, coście przeżyli i zobaczyli. Zatrzymałem się na chwilę, posłuchałem i uśmiechnąłem się. Jakże jesteśmy jeszcze dalecy od zrozumienia tego wszystkiego, co dzieje się na planecie. Można skonstruować dziesiątki hipotez i każda z nich będzie fałszywa. Dowiedziałem się więcej niż wy, no i co z tego mam? Duży zakres informacji, jak lubią tu mówić, ale mimo wszystko to nie jest rozwiązanie!

Część druga. Granatowe słońce

Rozdział I

Obserwacje i rozważania. Spotkanie z Aorą.

Kapitanowi było gorąco. Wytarł spocone czoło i zmrużywszy oczy, patrzył na słońce. Wisiało nieruchomo w zenicie – równy, pomarańczowy placek na niebieskim prześcieradle nieba. Jedno słońce.

– Na razie jedno – machinalnie zauważył Kapitan.

Za godzinę, półtorej – któż to może wiedzieć dokładnie – zza horyzontu wynurzy się drugie, granatowe albo zielone i po czarnej pustyni zaczną tańczyć miraże, a w każdym z nich znajdują się drzwi do innego świata albo, gwoli dokładności, do innej fazy czasoprzestrzeni.