Выбрать главу

– . Nie bójcie się – oświadczył – najważniejsza rzecz została zrobiona: stworzony został supermózg, zbiorowy mózg wszystkich tu obecnych, który potrafił podporządkować sobie maszynę. Niech ten zbiorowy mózg będzie władzą waszego społeczeństwa, jego radą naczelną. A wy wybierzecie w radzie organ roboczy, komitet, zajmujący się bieżącymi problemami. Z tym właśnie komitetem będziemy się spotykać. Wy myślicie szybciej i szybciej dacie sobie radę z trudnościami, nasze sugestie mogą tylko wam w tym pomóc. W rozbitym pucharze waszej cywilizacji zachowała się rzecz najważniejsza – jego zawartość, a naczynie sami musicie ulepić, takie, jakiego będzie wymagać życie.

Różowym chodnikiem wrócili do „Portosa”. Nikt ich nie odprowadzał.

– Zwołajcie pierwsze posiedzenie rady – powiedział Kapitan.

Rozdział VI

Pole akustyczne. Od czego zacząć?

Nie rozmawiali o minionych zdarzeniach. Kiedy wracali do stacji, Kapitan wydał polecenie: żadnych pytań, rozważań, gadaniny, po obiedzie spać I chociaż krytyczne chwile już dawno minęły, nie dawał wciągnąć się do dyskusji. Dlatego też jedli obiad w milczeniu, niechętnie żując pospiesznie odgrzane konserwy. Tylko lody w zamrożonych tubkach wprowadziły pewne ożywienie.

– Nie lubię w tubkach. Przeżytek minionego wieku – z niezadowoleniem skrzywił się Alik.

– Mnie podczas upałów wszystko jedno, byle dużo – powiedział Mały, ziewając przeraźliwie.

– Mieliście iść spać! – przypomniał Kapitan. – Kończyć jedzenie i marsz do łóżek.

Mały posłuchał, lecz Alik, który już wstał zza stołu, zaryzykował pytanie:

– A może wysłalibyśmy radiogram na Ziemię? Przygotuję tekst.

– Nie potrzeba – uciął Kapitan. – Spać!

Alik posłuchał wzburzony i zły. Kapitan zachowuje się jak kapral. Alik nigdy nie widział kaprala – wojska już dawno nie było, ale zapamiętane z książek zwroty zapadają w pamięć mocno i na długo. Rzucił się na łóżko, lecz monotonne chrapanie Małego, dobiegające spoza uchylonych drzwi, nie pozwalało mu się skoncentrować. Nirwana. Pętla. Szara grudka na tle pustego akwarium. Emocjonalne echo. Coraz bardziej chciało mu się spać. Może Kapitan nalegał nie bez racji? Alik ziewnął szeroko i zasnął po dziecięcemu łatwo i spokojnie.

– Wszyscy na pokład! – obudził go Mały.

– Co się stało? – Alik jeszcze niezupełnie się obudził.

– Wieczorna herbata i kolejna narada.

Alik przypomniał sobie wszystko i rozzłościł się. Czy Kapitan ma prawo wtrącać się w prywatne życie załogi? Dlaczego Alik i Mały nie mają prawa rozważyć tego, co się zdarzyło i prosić Bibla o wyjaśnienia? DI czego Kapitan wysyła wszystkich spać jak pięcioletnie dzieci?

Wypił w milczeniu swój kubek indyjskiej herbaty, nawet nie podnosząc wzroku na Kapitana. A ten oczywiście zauważył to:

– Gniewasz się? Na kogo, synu? Na mnie?

– Zgadł pan, Kapitanie – Alik wreszcie odważył się na otwartą walkę – na pana. Nie jesteśmy na statku ani na wachcie. Tylko dlatego pozwolę sobie powiedzieć wszystko, bez względu na subordynację. Nie interesuje się pan zdaniem załogi, Kapitanie. Wydając polecenie: „Żadnych rozważań nad tym, co się zdarzyło, żadnych pytań. Spać!”, nie wyjaśnił pan, jakie nadzwyczajne okoliczności wywołały taką konieczność, dlaczego w biały dzień trzeba było kłaść się do łóżek i komu mogły zaszkodzić przyjacielskie rozmowy o tym, co się zdarzyło. Nie wyjaśnił pan również dziwnej, z mojego punktu widzenia, odmowy wysłania na Ziemię radiogramu o wydarzeniach już całkowicie jasnych i określonych. Odpowie pan: nad rozkazami się nie dyskutuje, tylko się je wypełnia. Ale samo wypełnianie to za mało. Konieczne jest również zrozumienie rozkazu i szacunek dla niego. W danym przypadku nie było ani jednego, ani drugiego.

Tyrady Alika wysłuchano, nie przerywając mu: Bibl uważnie, ale bez zainteresowania, Mały z obojętną miną: „Chciałbym mieć twoje zmartwienia”, a Kapitan z uśmiechem, raczej dobrodusznym niż surowym.

– No cóż, jasne – odparł – lepiej późno niż wcale. Przyznam, byłem kategoryczny: nie doradzałem, lecz rozkazywałem. Wyjaśnienia wywołałyby niepotrzebne protesty i sprzeciwy, takie, jakich wysłuchaliśmy. Spytam tylko, czy zasnęliście od razu po położeniu się do łóżek?

– Natychmiast – odparł Bibl.

– Nawet nie pamiętam, jak znalazłem się w łóżku – przyłączył się Mały.

Alik milczał, opuściwszy oczy: jego rozmyślania w łóżku też chyba nie trwały zbyt długo.

Kapitan uśmiechnął się:

– A przecież to właśnie przewidywałem. Poranne wydarzenia – gasnące słońca, śmierć Nauczyciela, emocjonalne echo i nasz udział w myślowym wezwaniu Koordynatora, nie mogły nie wywołać przeciążenia naszego układu nerwowego. Konieczne było odprężenie i uzyskaliśmy je. A teraz o odmowie wysłania komunikatu na Ziemię. Przecież to laserogram. Dziurawienie przestrzeni kosmicznej laserem wymaga ogromnej ilości energii, a my wciąż jeszcze jesteśmy ograniczeni zasobami energetycznymi i niewystarczającą mocą aparatury. Alik wie o tym doskonale, ale uważa, że wydarzenia na planecie wszystko już wyjaśniły, i wysłałby mniej więcej taki komunikat: „Technokratyczna dyktatura na Hedonie zniszczona. Władza w rękach wolnych wybrańców narodu. Zapewnione przyjacielskie kontakty. Czekamy na polecenia”. Czyż nie tak, Alik?

Alik milczał. Najprawdopodobniej taki właśnie tekst przedstawiłby Kapitanowi.

– Nie uważam, że taki komunikat odpowiadałby prawdzie, a tym bardziej był na czasie. Po pierwsze, nie dyktatura technokratyczna, lecz władza superkomputera w Błękitnym Mieście, która zresztą jeszcze nie jest zniszczona. I wcale nie trzeba jej niszczyć, tylko podporządkować woli i rozumowi człowieka. Po drugie, żadnych poleceń chwilowo nie oczekujemy. Sami się zorientujemy. A kiedy się zorientujemy i rzeczywiście będą konieczne polecenia i żądania, żądać i polecać będziemy my; w Służbie Kosmicznej na Ziemi wiedzą o tym i rozumieją to. Oto dlaczego nie zgodziłem się na propozycję Alika.

Alik słuchał otworzywszy szeroko oczy. Jego gniew i zakłopotanie zostały już stłumione przez pragnienie zadawania pytań, zakazanych do wieczornej rozmowy.

– Jednego tylko nie rozumiem – zaczął, gdy tylko zamilkł Kapitan – dlaczego Nauczyciel zdecydował się zniszczyć wszystko to, co stworzył, po jednej i to niezbyt długiej rozmowie z wami. Przecież to nie był zwykły mózg, lecz supermózg. Nie miał żadnych wątpliwości co do słuszności waszej oceny, nie wysuwał żadnych kontrargumentów, nie podjął próby obrony swego dziecięcia? Przecież nawet zwyczajny, nie genialny, ale po prostu przekonany o swojej słuszności człowiek nie od razu zgodzi się z wami, jeżeli go nie przekonacie. Odpowiedział mu zamyślony, jak zwykle nieco apatyczny, Bibclass="underline"