Выбрать главу

– Hełmy? – zapytał Kapitan.

– Hełmy – potwierdził ich znajomy.

– Ilu was jest?

– Czterech, tak jak was.

– Idealne warunki dla kontaktu. Równa liczba osób z obu stron, pokonana bariera językowa i wzajemne zainteresowanie – zauważył Kapitan i poszedł za niebieskim człowieczkiem. Jego śladem ruszyli pozostali.

Arena „cyrku” była ta sama, zniknął tylko amfiteatr zawężając przestrzeń do granic iluzorycznego pokoju ze stojącymi naprzeciwko siebie dwoma półkolami przezroczystych foteli. Otaczało ich wnętrze cytrynowożółtej kuli bez drzwi i okien – nie było widać nawet wejścia do ciemnego pasażu. Niewidoczne źródło nieco podbarwionego lazurem światła nie tylko nie drażniło, a raczej zdawało się tuszować natrętną jaskrawość wnętrza.

– Ja Druh – stwierdził ich znajomy, siadając. – Mojego imienia nie jesteście w stanie wypowiedzieć, ale ich będziecie mogli. – Wskazał po kolei na siedzących obok niego: – To Fiu, Si i Os.

„Zupełnie ptasie konsonanse” – pomyślał Alik, a Kapitan rzekł:

– Nasze już znacie. Ale właściwie nie rozumiem skąd. Czyżby hełmy nie były wyłącznie aparaturą lingwistyczną?

– Hełmy odbierają i przekazują zgromadzone przez was informacje. My je przesiewamy, wybieramy to, co istotne, i wprowadzamy do bloków pamięci.

– To znaczy, że wiecie o nas więcej, niż my o was. W takim razie to my będziemy zadawać pytania. Jakie są stosunki pomiędzy dwoma grupami humanoidów, tworzącymi cywilizację waszej planety?

– Żadne. Hedończyków, jak ich nazywacie, widzi niewielu z nas i tylko w salach regeneracyjnych.

– Co wiecie o Hedończykach?

– Niewiele. To, że są nieśmiertelni, a my nie. To, że nasza praca im służy, karmi ich, daje radość życia.

– Od dawna?

– Według naszego rachunku zaczęło się już drugie tysiąclecie.

– I nigdy nie obudziło się w was uczucie protestu?

– Przeciwko czemu? Wtrącił się Bibclass="underline"

– Przeciwko niewolniczemu, pasożytującemu społeczeństwu. Faktycznie możemy już mówić nie tyle o dwu biologicznie różnych typach człowieka, co o dwu grupach społecznych: twórczej, produkującej, i pasożytniczej, konsumującej. Czyżbyście nie znali takich pojęć, jak sprawiedliwość społeczna i protest społeczny?

Niebieskoskórzy poćwierkali cicho przez chwilę, a potem głos zabrał szczuplejszy, wyższy i o większej głowie niż jego współtowarzysze.

Mówił po rosyjsku tak samo poprawnie, jak pozostali, tylko wolniej i wyraźniej.

– Strona biologiczna jest tu ważniejsza od społecznej. Dążymy do tego samego celu, ale osiągamy go innymi drogami. Cechą wspólną jest rozkoszowanie się życiem, różne natomiast jest pojęcie tej rozkoszy. My rozkoszujemy się samym procesem pracy, oni – jego wytworami. My i oni jesteśmy jak ścianki i dno jednego pucharu, jak dwa łuki tworzące krąg naszej cywilizacji.

– Łuki mogą być różne. Krótki dolny podtrzymuje długi górny. Proszę zdjąć górę – pozostanie podstawa. Ale jeżeli usunie się podstawę, – góra spadnie. Tak samo, jeżeli chodzi o przykład z pucharem. Jeżeli zetnie się górną część – otrzyma się dziurkę z brzegami, ale w części dolnej zawartość pozostanie. Bez Hedończyków istniałoby u was i życie, i radość pracy, i jej wytwory. Natomiast jeżeli odbierze się im waszą pracę – utracą wszystko: i radość życia, i samo życie. Czyżby taka myśl nigdy nie przychodziła wam do głowy?

Zapanowało milczenie – długie, i jak wydało się Alikowi, nasycone bardziej zaniepokojeniem niż zdumieniem. Potem rozległo się poćwierkiwanie, w którym słychać było nową, podnieconą nutkę i nieco później padła odpowiedź Fiu, w której Alik znowu uchwycił nie wahanie, ale przestrach.

– Czy można zmienić niezmienne i niewzruszone? Dlaczego więc nie pytacie nas o możliwości zgaszenia słońca albo założenia ogrodu na miejscu czarnej pustyni? Nigdy niczego od nowa nie analizowaliśmy i niczego nie rozbudowaliśmy. Otrzymaliśmy wszystko gotowe: gotową planetę, gotowe fazy przestrzenne, gotową technologię. Wymagało się od nas tylko działania według ustalonego programu i dokonywania zmiany pokoleń. Dopiero wy przynieśliście myśl o możliwości wprowadzenia jakiejś przemiany i aby ją rozważyć potrzebujemy nie tylko czasu, ale i odwagi i siły wyobraźni i logiki wywodów.

– Dobrze – zgodził się Bibl – zostawmy tę myśl na potem, niech dojrzewa i rośnie. Ale rodzi ona następną. Dlaczego oszukujecie Koordynator? Przecież to także jest forma protestu. Mówiąc wyraźnie, przecież to także jest próba zmienienia niezmiennego i niewzruszonego.

Tym razem Fiu odpowiedział zdecydowanie i bez ćwierkającego podpowiadania:

– Nie jesteśmy nieśmiertelni. Rodzimy się, starzejemy i umieramy, ulegamy wszystkim biologicznym zmianom organizmu. Ale każdemu z nas tuż po urodzeniu wszczepiana jest w mózg specjalna siatka elektrodowa, swoisty mechanizm łączności z Koordynatorem. Jest to stała, aktywna łączność od chwili narodzin aż do śmierci, łączność, która kontroluje procesy szkolenia i pracy, utrzymuje ustabilizowany poziom demograficzny. Posługuję się waszą terminologią i mam nadzieję, że mnie rozumiecie. To co nazywacie miłością, istnieje i u nas. Są pary, ale nie ma rodziny i potomstwa. Dzieci przychodzą na świat w specjalnych koloniach, rodzą je specjalnie zakwalifikowane do tego celu „matki”. Zapewne wiecie, że jądro dowolnej komórki ludzkiego organizmu zawiera wszystkie jego cechy dziedziczne? Takie jądro, obojętne – z krwi, skóry czy śluzówki – wydobyte z „ojcowskiej” komórki i transplantowane do organizmu „matki” zachowuje wszelkie cechy dziedziczne obojga „rodziców”. Jest to drugie zadanie elektrod w procesie stabilizacji poziomu demograficznego miasta. Trzecie – to określenie pułapu zdolności produkcyjnej. Jedni osiągają go w wieku lat czterdziestu, inni pięćdziesięciu – znowu posługując się waszą miarą czasu. Objawy starzenia są wyraźne: zmniejsza się szybkość reakcji, działania, stopień koncentracji. W takich przypadkach elektrody błyskawicznie przerywają funkcje życiowe organizmu i ciało idzie do atomowych dezintegratorów. Analogiczny finał następuje w razie nieszczęśliwych wypadków, jakie mogą się zdarzyć przy pracy w blokach teleportacji i reakcji plazmowej. Do sal regeneracyjnych kierowane są wyłącznie wyjątkowo cenne technologicznie egzemplarze.

– Egoistyczne, niemoralne, okrutne i nieludzkie – podsumował Kapitan.

Fiu zamrugał oczyma zupełnie jak człowiek i odparł niezdecydowanie:

– Większość waszych określeń jest dla mnie zrozumiała, oprócz ostatniego: nieludzkie. Ten właśnie stan rzeczy wywołał to, co nazywacie uczuciem protestu. Sto lat temu jeden z naszych medyków podczas ożywiania technika, który zginął w awarii, usunął mu część sieci elektrodowej. Łączność z Koordynatorem została zachowana, ożywiony mógł otrzymywać polecenia i przekazywać nagromadzone przez siebie informacje. Ale jednocześnie uzyskał możność swobodnego wyboru i prawo do samodzielnych decyzji. Usunięte zostało również, uprzednio nieodwracalne, niebezpieczeństwo przymusowej śmierci. Teraz rozumiecie, co w jaki sposób doprowadziło do stworzenia opozycyjnej mniejszości, wprawdzie technicznie związanej z Koordynatorem, ale zachowującej tajemnicę swego wyzwolenia, i nie stłumioną swobodę woli.

Kapitan z trudem zachowywał spokój. Alik spostrzegł, jak jego pięści zaciskały się i rozwierały. Również i wszyscy pozostali byli oszołomieni tym spokojem i beznamiętnością, z jaką przedstawiono im obraz niczym nie zamaskowanego niewolnictwa, i to przedstawiono bez cienia wątpliwości w słuszność tego stanu rzeczy, bez gniewu i wyrzutów pod adresem ciemiężycieli i bez żadnych nadziei na inną przyszłość.

– Już czas – stwierdził Kapitan – najwyższy czas zapoznać się wreszcie i z Koordynatorem.

Rozdział VII

Cztery drogi w nieznane. Grawitacyjny cios.

– Spotkanie zostało przewidziane – padła odpowiedź. – Ale przed spotkaniem każdy z was zobaczy to, co wyda mu się najciekawsze.