Rozdział IV
Zdarzyło się to przy drugim śniadaniu, po tym, jak Alik przekazał na Ziemię kolejny komunikat.
– Diabli wiedzą, co to takiego! Dziurawimy przestrzeń laserem, nauczyliśmy się odbierać i przyjmować fotonowe telegramy, a kawę parzymy tak samo, jak sto lat temu: ekspres, palnik i mleko skondensowane – filozofował.
– A ty byś chciał jak w Aorze – złośliwie dorzucił Mały – raz, dwa, przekręciłeś się na brzuch, kichnąłeś, i gorąca kawa pod samym nosem.
– Stop – zarządził Kapitan – cisza!
Wszyscy zamilkli, wpatrując się w jego napiętą twarz. Zacisnął zęby, jego twarz zastygła. Oczy patrzyły przed siebie. Przysłuchiwał się czemuś.
– Tak – powiedział, nie zwracając się do nikogo. – Zrozumiałe. Tylko Bibl i ja. Powtarzam: pojazd zostawimy na otwartym miejscu w polu ochronnym. Wchodzimy i wychodzimy, dając myślowy rozkaz. To wszystko. – Popatrzył na zaskoczone twarze kolegów. – Mały, szykuj „Portosa”, jadę razem z Biblem. A ty i Alik ochraniacie stację, wszystko może się przydarzyć.
– Przecież nic się nie stało, kiedy byliśmy w Nirwanie – z niezadowoleniem zaprotestował Alik.
Mały delikatnie stuknął go palcem w tył głowy:
– Rozkazy wykonuje się bez dyskusji. Dla mnie, na przykład, wszystko jest jasne. Kapitan jedzie dlatego, bo jest Kapitanem. Bibl, bo jest socjologiem. A technik i fizyk Nauczycielowi nie są potrzebni.
– Kto przekazywał? – spytał Bibl.
– Fiu.
– Dziwne, że nic nie usłyszeliśmy. Każdy z nas ma założony hełm.
– Rozkaz za pośrednictwem promienia psi, nastrojony na określone częstotliwości mózgu – pomyślał na głos Alik. – Hełmy to urządzenie nie tylko tłumaczące, ale i przekazujące. Zresztą do rozmowy z Nauczycielem nie będą potrzebne.
– Fiu prosił, żeby ich nie zdejmować. Najprawdopodobniej pełnią jeszcze funkcje rejestrujące.
Później, już w „Portosie”, kiedy Kapitan i Bibl jechali poprzez czarny pustynię w poszukiwaniu łącza z przestrzenią zielonego słońca, z której mogli przejść do Nauczyciela, Bibl milczał, niechętnie odpowiadając na pytania Kapitana. Wreszcie Kapitan nie wytrzymał:
– O czym pan tak ciągle rozmyśla?
– Takie tam głupstwa – odparł Bibl.
– A jednak?
Bibl uśmiechnął się:
– Dlaczego w rzeczywistości to Mały bezapelacyjnie komenderuje Alikiem, a w zmaterializowanym, fantastycznym epizodzie z pętlą czasu bez sprzeciwu podporządkował się Alikowi? Czy zwrócił pan uwagę, Kep, że go nawet nie poprawiał w czasie opowiadania?
– Bo przecież Alik to wszystko wymyślił.
– Gdyby tylko Alik! Ale przecież i wyobraźnia Małego podłączyła się synchronicznie do jego wyobraźni – nawet w detalach. Jakby się z nią zlała. Mały, który nigdy przedtem nie pracował przy akceleratorze, zmaterializował w pamięci wszystko to, co mu podpowiedział Alik. Jakąż; techniką musi rozporządzać cywilizacja, żeby tak sterować psychiką człowieka!
– A my jedziemy zdemaskować tę cywilizację.
– Wysoki poziom cywilizacyjny nie jest adekwatny do poziomu techniki – podsumował Bibl.
Musiał powtórzyć te słowa już w czasie rozmowy z Nauczycielem. Wszystko, co miało miejsce przed tą rozmową, zajęło zaledwie pół godziny. Wkrótce znaleźli miraż. Przepłynęli nad mchami, wydostali się, na wydeptaną łysinę pomiędzy niskimi, powykrzywianymi krzewami, włączyli osłonę „Portosa”.
– Sprawdzimy teleportację – uśmiechnął się Kapitan i wszedł w białą salę, w której wisiało akwarium z mętną masą w nieruchomym płynie. I natychmiast obok zjawił się Bibl. Popatrzyli na siebie z uśmiechem: teleportacja działa! Ale natychmiast myśli stłumiła obca wola:;, siadajcie, poczekajcie, dopóki nie zapoznam się ze zgromadzonymi przez was informacjami. Siedli w fotele, do których już zdążyli się przyzwyczaić.
Po kilku minutach, właśnie minutach, nie godzinach milczenia ten ktoś się odezwał. Nie potrzebował zbyt wiele czasu na to, aby dowiedzieć się, co zobaczyli, o czym mówili i myśleli w czasie swego zaznajamiania się z Hedoną.
– Znam każdy wasz krok i każdą waszą opinię – „usłyszeli” tak jak przednio bezdźwięczny „głos” – ale wszystko to jest beznadziejnie Powolne, zbyt powolne, aby szybkość mojego myślenia mogła prześledzić wszystkie etapy waszego rozumowania. Uważacie, że moja cywilizacja jest martwa?
– Tak – odparł ostro Bibl – martwa. To co stworzyliście na planecie, to lenistwo materii, entropia. W waszych zdeformowanych przestrzeniach jest tyle samo życia, ile w metanowych jeziorach i bryłach zamarzniętego wodoru, jakie widzieliśmy w kosmosie po drodze na Hedonę.
– Co to znaczy: martwe i żywe? Życie tutaj, tak jak wszędzie, to tylko jeden z wariantów istnienia materii. Pozostaje pytanie, który wariant należy uważać za idealny.
– Załóżmy, że tutejszy. Spróbujmy przyjąć taki pogląd. Wasz świat jest rozumny, stabilny, dzięki stałości cyklów życiowych i jego dwoistej strukturze organizacyjnej, wolny od kaprysów przyrody, od dyktatury techniki, jakichkolwiek ograniczeń, oprócz tych, które zapewniają drogę do Nirwany. Z żadną z tych tez nie może pogodzić się nasz ziemski umysł. Ani z rozumnością waszego świata, ani z jego wolnością i zapewnianym przezeń szczęściem.
– Proszę sprecyzować.
– Rozumność każdego świata określona jest drogami doskonalenia rozumu, jest stałym i nieprzerwanym procesem. Zatrzymaliście go. Odrzuciliście rozum jako podstawę cywilizacji.
– Zmieniliśmy go na wyobraźnię. Odczytałem w waszej świadomości znajomą myśclass="underline" rozum idzie do prawdy długą i krętą drogą, wyobraźnia łatwo wdziera się na wierzchołek góry. Tylko wyobraźnia może podpowiedzieć, jak odkryć ideał, to, czego jeszcze nie ma, ale co być powinno.
Bibl uśmiechnął się. Rzeczywiście myślał o tym, że w filozofii Hedończyków wyobraźnia przeciwstawiona jest rozumowi.
– Wyobraźnia to jeden z komponentów rozumu – kontynuował nie wypowiedzianą myśl. – Utożsamiliście wyobraźnię z tworzeniem mitów. Ty, który znasz wyższe formy myślenia, powinieneś rozumieć, że jego mitologiczna forma jest najbardziej prymitywną formą świadomości, w której człowiek czci siły, z którymi sam się utożsamia. Wasz mit usuwa zagadnienie osobistej odpowiedzialności, prawdziwego wyboru, tworząc standardy zachowania, które wyłącznie trzeba bezmyślnie realizować. Mówicie: „Wszystko dozwolone”, ale jednocześnie pętacie człowieka jeszcze bardziej bezmyślnymi zakazami niż u nas na Ziemi. I najstraszliwszy zakaz to zakaz wiedzy, jej rozwoju i doskonalenia. Każdy może stworzyć sobie własne wyobrażenia otaczającego go świata, nie odwołując się do wiedzy, którą nie dysponuje. Ale przecież tylko wiedza może dać mu nie iluzoryczną, ale prawdziwą informację o świecie, pod którego niebem żyje.
– A po co mu ona? Każda nauka wywołuje tylko zaburzenie myśli i uczuć, a my kształtujemy pogodę ducha i przekonanie o swojej słuszności, wysoką ocenę samego siebie i wysoki pułap dążeń.
– Do czego?! – zawołał gniewnie Bibl, zdumiony filozoficzną ograniczonością Nauczyciela, i natychmiast pomyślał, że techniczne kwalifikacje umysłu twórcy cywilizacji na Hedonie mogą nie być proporcjonalne do jego zasobów wiedzy filozoficzno-społecznej. – Dążeń? Pytam: do czego? Do idiotyzmu Aory? Tępych rojeń Nirwany? Ogłupiającego nieróbstwa waszych Hedończyków? Nic dziwnego, że w świecie, który hołduje podobnym dążeniom, ani myśl, ani rozum, ani prawda nie cieszą się uznaniem.
– W waszym społeczeństwie – „usłyszeli” w odpowiedzi Kapitan i Bibl – kierują się zasadą: od każdego według jego zdolności, każdemu według jego pracy. Ale przecież praca to źródło niewoli. W takim społeczeństwie nikt nie jest wolny.
– Jak wiadomo, człowieka ukształtowała praca – pouczająco powiedział Bibl. – Najlepsze umysły na Ziemi w ciągu dwóch tysięcy lat marzyły o szczęściu i doskonaleniu się, jakie daje praca. Nie wymieniam nazwisk, nie znacie ich, ale to, co oni twierdzili, odnosi się do każdego społeczeństwa w dowolnym zakątku galaktyki. Każda praca jest szlachetna. Przecież to, co w naszym świecie jest najpiękniejsze, zostało stworzone mądrą ręką człowieka i wszystkie nasze myśli, wszystkie idee wynikają z procesu twórczego. Nie będę powtarzać, że są to prawdy, które zna każda istota rozumna. Nie wątpię, że tak było i z tobą. Ale prowadząc śmiały, choć wątpliwy eksperyment, zbudowałeś model społeczeństwa o innej strukturze społecznej: część ludzi została uwolniona od pracy i właściwie ta część przestała być ludźmi, zeszła do poziomu dobrze wytresowanych zwierząt, które uważa się za biologicznych przodków człowieka. Innym zaś zaszczepiono rozkoszowanie się pracą, niewiele różniące się od narkotycznych upojeń Nirwany. I w jednym i w drugim przypadku regulatorem sposobu bycia jest mit.