– Kto niszczy?
– Maszyny. Doczekały się swojej chwili. Trzeba się stąd wynosić, dopóki działa teleportacja.
Teleportacja działała. Pojazd czekał z włączonym silnikiem, łącze znaleźli natychmiast. Czarne lustro pustyni otwierało drogę do Błękitnego Miasta.
– Granatowe również gaśnie – powiedział Mały, spojrzawszy na i niebo.
Granatowe słońce rzeczywiście już zblakło. Mętny, ultramarynowy; krąg rozpuszczał się powoli w błękitnym niebie. Poniżej, na przecinającym zenit łuku, pozostały tylko dwa niewygasłe pozorne słońca – zielone i niebieskie. „Jeszcze pół godziny” – pomyślał Bibl spojrzawszy na zegarek. Program likwidacji hedońskiego modelu świata działał z bezlitosną konsekwencją. Zniszczenie przestrzeni Zielonego Lasu zajmie nie mniej niż godzinę, a może nawet więcej – objętość żywej masy była zbyt wielka. Czy w mieście zdają sobie z tego sprawę? Trzeba natychmiast porozumieć się z Fiu albo z Druhem. Ale jak mają się porozumieć, jeżeli spotkanie takie nie było przewidziane? Może wypróbować emocjonalne echo?
– Słuchajcie. Wezwijmy razem Fiu albo Druha. Lepiej Fiu. On wie więcej. Wywołujemy wszyscy razem.
Fiu zgłosił się od razu. Jego ptasi głosik zapiszczał w hełmach.
– Jestem gotów.
– Nauczyciela już nie ma – powiedział głośno Kapitan. – Najprawdopodobniej na jego rozkaz Koordynator wypuścił z pojemnika odżywczy płyn. Mózg zginął.
– Przewidzieliśmy tę możliwość – natychmiast rozległa się odpowiedź Fiu. – Słyszeliśmy waszą rozmowę z Nauczycielem. Wiele nowego, wiele myśleć.
– Myśleć należy o jednym – jak ocalić Błękitne Miasto. Obecnie Koordynator niszczy planetę. Nirwana została spalona, rozpylona albo starta. Liliowe słońce zgasło. Teraz gaśnie granatowe. Za nim zniknie zielone Jeżeli jest możliwość powstrzymania Koordynatora, nie zwlekajcie. Macie niewiele ponad godzinę ziemskiego czasu.
– Mogę w przeciągu dwóch minut spalić Koordynator. Promiennik mam ze sobą w wozie – wtrącił się Mały.
– Nonsens – przerwał mu Kapitan. – Koordynator nie powinien być zniszczony. Jeszcze się przyda ludziom.
– Wiemy o tym – znowu odparł Fiu. – Czekamy na was w „cyrku”. Spieszcie się. Przy wejściu do miasta spotka was Druh.
Dotarcie do Błękitnego Miasta zajęło mniej niż pięć minut. Wyłaniało się stopniowo, ukazywało się jak fotograficzny obraz w wywoływaczu, w błękitnej mgiełce nad czarną pustynią: najpierw mętny, z rozmytymi konturami, później, kontrastowo i żywo; wyraźnie i stereoskopicznie. Ale cała ta geometryczna gmatwanina płaszczyzn i uskoków, przemieszczonych poziomów i tęczowych chodników ulic nagle zmniejszyła się do wymiarów maleńkiej plamki – ludzika w lazurowej kurteczce, oczekującego ich przy znajomej granicy.
Nie ruszył się z miejsca, dopóki nie zatrzymali pojazdu i nie podeszli blisko. Jego twarz, zazwyczaj żywa, przyjaźnie uśmiechnięta, teraz była nieruchoma jak maska i tylko ta nienaturalna nieruchomość zdradzała uczucia, jakie go ogarniały. Nie wyrzekł ani słowa, tylko wskazał ręką przesuwający się obok chodnik i ruszył po nim, nie oglądając się wstecz. Czterej Ziemianie podążyli za nim” nie pytając o nic. Ostatnią rzeczą, jaką zobaczył Alik, obejrzawszy się za siebie, był dysk zielonego słońca, który zaczynał już mętnieć po brzegach.
Zeszli przy skrzyżowaniu „ulic” – chodników, przed znajomym wejściem do „cyrku”, w którym cicho poćwierkiwały dziesiątki, a może i setki prawie niemożliwych do odróżnienia ludzików w kurteczkach. Ziemianie, ubrani w takie same kurtki, odróżniali się od nich jedynie wzrostem. Wreszcie na centralnym placyku pojawili się: Fiu, Si i Os, jednakowi jak bliźniacy. „Dlaczego czterech? – pomyślał Alik. – Pewnie dlatego, że towarzyszyli Ziemianom w czasie ich pierwszej przechadzki po mieście. A może dlatego, że nauczyli się naszego języka. Przewodnicy, tłumacze. Allach wie…” Alik nie zastanawiał się nad tym zbyt długo, uderzyła go całkiem inna atmosfera sali, sprawiająca wrażenie jednej, jedynej, naprężonej do granicy wytrzymałości struny. Jeżeli napiąć ją jeszcze trochę, pęknie. Nikt się nie uśmiechał, nie witał. Twarze, podobnie jak twarz towarzyszącego im w milczeniu Druha, również Przypominały maski ulepione z plasteliny.
– Mamy mało czasu – stwierdził Kapitan. – Liczy się każdy ułamek sekundy. Czy wyjaśnienia są potrzebne?
– Nie – Fiu pokręcił głową.
– Co wiecie?
– Izolowane przestrzenie są mechanicznie przekształcane. Materia się rozpada. Mechanizm zniszczenia jest automatyczny.
– Możecie go wykryć?
– Nie.
– Działać na odległość?
– Nie. Mechanizm jest regulowany przez Koordynator.
– Czy możemy porozumieć się z Koordynatorem?
– Z tego powodu?
– Tak. Otrzymać informację o miejscu, w którym znajduje się interesujący nas mechanizm, o jego skali i działaniu.
– Jeżeli pytania te nie są przewidziane w programie, odpowiedzi nie będzie.
– Szkoda – powiedział Mały. – Na wszelki wypadek mimo wszystko wziąłem ze sobą promiennik.
Ciche pogwizdywanie z amfiteatru zwróciło uwagę Fiu. Posłuchał przez chwilę i rzekł:
– Sale regeneracyjne są puste. Taśma zatrzymana. Reanimatorzy wyłączeni.
– Co to znaczy „wyłączeni”? – spytał Kapitan. – O ile dobrze rozumiem, mówisz o ludziach.
– Zdjęci z posterunków i przeniesieni do swych komórek. Tak nazywacie pomieszczenia, w których żyją.
Nowe pogwizdywanie z amfiteatru i kolejne lakoniczne doniesienie Fiu:
– Całkowicie wyłączone zostało sterowanie przyrodą i klimatem w izolowanych przestrzeniach – i cykle laboratoryjne, i przekształcanie pejzażu. Częściowo przeszkodziliśmy już temu pozostawiając naszych ludzi na swoich miejscach. Ale mechanizm zniszczenia jest automatyczny, znikną Hedończycy i otaczająca ich przyroda.
– A więc kolej na Błękitne Miasto?
– Najprawdopodobniej.
– Jeżeli zniszczymy Koordynator, to czy zdołacie opanować choćby podstawy sterowania miastem? Na przykład transport, aprowizację, łączność. – Kapitan nie ukrywał już niepokoju.
– Nie wiem, czy można zniszczyć Koordynator – zamyślił się Fiu i jego wypowiedź od razu straciła precyzję i pewność. – Ale pytani powinno być postawione inaczej. Czy zostanie powstrzymany proces niszczenia wszystkiego co żywe i martwe na planecie, jeżeli zniszczony zostanie Koordynator? Odpowiedź: nie wiem.
– Jedyną szansą ocalenia jest więc wprowadzenie nowych elementów do programu?
– Tal ale nie wiemy, w jaki sposób.
Każde wspaniałe odkrycie zawsze poprzedza nieoczekiwana, rozjaśniająca wszystko myśl. Właśnie taka myśl zaświtała Biblowi w tej strasznej chwili.
– Mam propozycję – powiedział po prostu. – Czym jest Koordynator? Maszyną działającą według wprowadzonego uprzednio programu. Przez kogo? Nauczyciela i jego grupę. Czy z biegiem czasu program ten był przekształcany, uzupełniany? Myślę, że tak. Wiemy o stałej wymianie informacji pomiędzy Koordynatorem i supermózgiem, który wchłonął całą sieć neuronową twórców tej cywilizacji. Czy było ich wielu? Najprawdopodobniej mniej, niż tu obecnych. To nasuwa pewien pomysł: co będzie, jeżeli każdy z nas w tej samej jednostce czasu prześle Koordynatorowi identyczny rozkaz myślowy? Powstanie potok informacyjny o prawie takiej samej albo nawet większej sile energetycznej, który, być może, będzie w stanie zastąpić falę myślową supermózgu. Zastosowaliśmy już coś podobnego wzywając was. Swego rodzaju emocjonalne echo. Niechaj będzie nim rozkaz dla Koordynatora: zatrzymać zniszczenie! Proszę przetłumaczyć. Fiu wydał kilka urywanych treli. Wszystko umilkło.
– Zestroić się – powiedział Bibl.
Fiu przetłumaczył.
– Przygotować się.
Fiu przetłumaczył.
– Już!
W odpowiedzi nie rozległ się ani jeden dźwięk. Tylko głowy wszystkich zwróciły się jednocześnie w tym samym kierunku. „Zatrzymać zniszczenie!” – bezdźwięcznie rozkazywał jednolity potok myśli.
Kilka sekund, a może nawet minut trwała prawie kosmiczna cisza. Tylko dalekie, ledwo słyszalne brzęczenie „ulic” – chodników przywoływało do rzeczywistości.
I nagle jakby pękła zbyt mocno napięta struna, zniknęło napięcie: wszyscy wokoło rozluźnili się i Fiu, zdejmując hełm, całkiem ludzkim gestem wytarł pokryte kroplami potu czoło.