– Zrozumieją – potwierdził ekran.
– Tym lepiej. Usuńcie granice przestrzenne i otaczajcie miasto zielonym pierścieniem. Niech dzieci mieszkają w lesie i oddychają ozonem.
– Jednocześnie przemodelujcie cały system rodzenia i wychowania dzieci – wtrącił Bibl. – Zaprzestańcie przeszczepu klatek i fabrycznej produkcji sobowtórów według z góry określonych wzorców.
– A czy u was nie ma bloków macierzyńskich? – zapytał ekran.
– Dzieci rodzą się i wychowują w rodzinie.
– Nie rozumiemy. Co to takiego rodzina?
– To rodzice dziecka, ojciec i matka, dzieci i wnuki. Dajcie każdej kobiecie radość macierzyństwa i świadomość odpowiedzialności za wychowanie dziecka, dopóki z pomocą jej nie przyjdzie szkoła. Przenieście wszystkie szkoły do lesistej strefy, tak jak robili to Hedończycy. Ale cały system oświaty musi być przekształcony. Nie mity o świecie, lecz poznanie świata. I nie tylko sterowanie techniką, ale zrozumienie techniki, jej źródeł, struktury jej możliwości.
– Kto da nam tę wiedzę, Koordynator? – spytał ekran.
– Nie – odparł Kapitan. – Koordynator powinien zostać posłusznym narzędziem waszej woli i rozumu. To mądra i pewna maszyna z wielkim zasobem zgromadzonych informacji, ale mimo wszystko tylko maszyna, automatyczne urządzenie regulujące, jakie u nas nazywamy komputerem. Powinniście poznać wszystko to, co wie Koordynator i zmusić go, by robił to, co umie. Proces trudny i długi, ale na tym polega wasze bodaj najgłówniejsze zadanie. I przy rozwiązaniu go jesteśmy z wami. I to nie tylko my czterej. Na nasze wezwanie przybędą z Ziemi inni, którzy pomogą wam stać się gospodarzami waszego świata, stworzyć kadry własnych uczonych, inżynierów i wychowawców nowego pokolenia. Na tym, jak myślę, możemy w chwili obecnej zakończyć.
I ekran zgasł, a właściwie zblakła i rozpłynęła się pulsująca na nim różowa błonka.
Akustyczne pole Hedony wchłonęło wszystko, co zostało tu powiedziane.
– A więc, pozostajemy na Hedonie, Kapitanie? – ostrożnie upewnił się Alik.
– Takiej ciekawej pracy chyba nie odstąpimy innym – powiedział Kapitan i zwracając się do siedzących obok Bibla i Małego, dodał: – Liczę na was, ziomkowie.
– A ja? – przestraszył się Alik.
– Ty zostaniesz wraz z nami do pierwszej ziemskiej ekspedycji, a potem wyruszysz na Ziemię razem z Osem i Si, pokażesz im wszystko, co trzeba, i wrócisz wraz z nimi, jeżeli zechcesz. A teraz, mam nadzieję, zrozumiałeś, dlaczego przed kilkoma godzinami odmówiłem wysłania komunikatu na Ziemię. Wtedy jeszcze nie nadszedł czas. A teraz już nadszedł. Dyktuję.
– Może włączyć zapis magnetofonowy? – spytał Alik.
– Nie trzeba. Pisz. „Raport szósty. Dwuwarstwowa cywilizacja na Hedonie przestała istnieć…” Przekreśl „na Hedonie”: wiadomo, gdzie…Po naszej drugiej rozmowie z Nauczycielem, w której udowodniliśmy mu brak perspektyw, bezmyślność i nieludzkość jego pasożytującego nieśmiertelnego gatunku…” Stop! Wykreśl wszystko od słów „brak perspektyw i bezmyślność”: długie i napuszone. Napisz tak: „…udowodniliśmy niemoralność jego eksperymentu, Nauczyciel odebrał sobie życie, uprzednio programując w Koordynatorze zniszczenie wszystkiego, co żyje na planecie. Zniszczono wszystko, oprócz naszej stacji, Błękitnego Miasta i części zalesionej przestrzeni. Myślowy atak stu pięćdziesięciu wolnych mieszkańców miasta zgodnie z naszymi zaleceniami…” Poczekaj. Przekreśl „zgodnie z naszymi zaleceniami”, to nie takie istotne. A więc „myślowy atak” i tak dalej do „miasta… powstrzymał zniszczenie, zmieniając program. Władzę objął komitet i sądząc na podstawie przeprowadzonych już rozmów, istnieje szansa stworzenia tu modelu społeczeństwa socjalistycznego. Natychmiast wysyłajcie nie jedną, lecz kilka ekspedycji. Potrzebni są matematycy, elektronicy, cybernetycy biolodzy, nauczyciele i lekarze. Będziemy uczyć i uczyć się sami. Chwilowo wszystko”. Ostatnie przekreśl.
Epilog
Minęło pół roku od powrotu Alika na Ziemię. Pół roku na Ziemi, pół roku na Hedonie. Ile w drodze, nieważne. Może miesiące, może dni. Nie będziemy zajmować się relatywistycznymi obliczeniami. A nuż Einstein się pomylił.
Dla nas ważne jest coś innego. Nie wiadomo, czy myśl może opuszczać granice planety i czy mieszkańcy różnych systemów gwiezdnych mogą porozumiewać się ze sobą nawzajem. Nie mówimy: niemożliwe, mówimy: nie wiadomo. A więc lepiej założyć, że dwóch przyjaciół, nawet rozdzielonych kosmicznymi dalami, może w tej samej chwili myśleć o sobie, rozmawiać ze sobą, opowiadać sobie o tym, co przeżyli i widzieli.
O drugiej w nocy, kiedy Si i Os przed powrotem na Hedonę śpią bez snów w hotelu przy kosmoporcie, Alik nie może zasnąć. Siedzi na balkonie i wpatrując się w gwiazdy rozsypane na czystym, lipcowym niebie, prowadzi długą, bezdźwięczną rozmowę z Małym. A Mały, który dopiero co powrócił z Błękitnego Miasta, powiedzmy, tuż przed zachodem jedynego, nie pozornego słońca, leniwie odpoczywa na elastycznym „hamaku” grawitacyjnym i w myśli zwraca się do Alika.
…U nas ciągły pośpiech, nie ma kiedy tęsknić, ale ciebie, chłopie, brak mi od czasu do czasu. Chciałoby się pogadać, bo i jest o czym. Przyjedziesz – nie poznasz niczego, nawet niebo jest inne. Na nim tylko jedno słońce – normalne, a po pozornych nawet śladu nie ma. Zgasili nawet błękitne, uznali, że niepotrzebne. Miasto stoi teraz jawnie, nie chowa się w miraże: już mu swoje słońce nie jest potrzebne, tym bardziej że to i tak nie było słońce, lecz po prostu latarnia w przestrzennym lustrze, kaprys tutejszej optyki. Wyprostowali przestrzeń, to i lustro przestało być potrzebne. Mamy teraz już tylko jedno słońce i niebo.
A od miasta do naszej stacji został przeprowadzony ruchomy chodnik, ciemnowiśniowy. Budowaliśmy go razem z „błękitnymi kurtkami”, tymi, którzy u nich te „ulice” kontrolują, a właściwie, nie budowaliśmy, tylko montowaliśmy z gotowych płyt. Przesuwa się bez udziału silnika, poruszany sprężonym powietrzem, ale w jaki sposób ta pneumatyka pracuje, tego jeszcze nie pojąłem. O, tutaj wszystkiego tak od razu się nie pojmie, trzeba się całymi latami uczyć. Ale system teleportacji na razie zamrozili. Dlaczego, tego, prawdę powiedziawszy, nie wiem. Albo trudno było ją przestawić na potrzeby miasta, albo uznali, że na to jeszcze za wcześnie. Mam wrażenie, że nie obyło się tu bez Bibla. Pewnie myślisz, że tak jak poprzednio otacza nas pustynia. A właśnie że nie, trochę ją odsunęli. Tutejsi technicy natury przełączyli swoją aparaturę i sadzą zielony pierścień wokoło miasta. W jaki sposób sadzą? Najpierw zdalnie topią czarny kamień. Blisko podejść nie można, bo spali. Później, również zdalnie, układają warstwę gruntu. Skąd ją biorą, nie wiem: może z pramaterii, jak te elementy chodnika. A potem już gotowe drzewa z tego uniwersalnego materiału: duże, pięciopiętrowe paprotniki i mchy wysokości człowieka najlepiej się przyjmują. Pomiędzy stacją i miastem rośnie teraz las, a ja sobie siedzę w mchach i trochę się opalam – a to dzięki temu, że szefa w pobliżu nie ma…
…Ech Mały, Mały, piekielnie lubię naszą Ziemię, ale na Hedonę mimo wszystko mnie ciągnie. Jutro rano startujemy, a na razie odpoczywam i męczę się na tarasiku hotelu, i zadzieram głowę ku niebu. Która z tych gwiazd jest tym jedynym słońcem Hedony? Co u was? Si i Os obok w pokoju śpią jak zabici. Zadziwiająca jest ich umiejętność wyłączania się i włączania – zupełnie, jakby mieli jakiś samoregulator. I chyba jeszcze dziwniejsza jest ich zdolność rozumienia wszystkiego, nie tylko spraw technicznych. Początkowo trochę oszołomiła ich nasza krzątanina i towarzyskość, uliczny chaos i różnorodność środków transportu, a później szybko zorientowali się we wszystkim i przywykli. Ocenili błyskawicznie i nasze rozrywki, w szczególności kino i telewizję, ale jakoś tak na swój sposób, widocznie przede wszystkim zainteresowała ich możliwość przekazania w sposób wizualny rzeczywistego strumienia życia, tworzenia dokumentacji. Zapoznali się z miejscowościami wczasowymi, przede wszystkim z nadmorskimi plażami. Myślę, że wkrótce takie same plaże, jachty i łódki pojawią się na Hedonie. Wiesz, Mały, sądzę, że również z tego skorzystamy: nieźle byłoby sunąć pod żaglem, pełnym wiatrem po ich chabrowym oceanie, co?