Natomiast talenty Zawieniagina zostały docenione. W nagrodę za utrzymanie stalinowskiego tempa pracy w czterdziestostopniowym mrozie przerzucono go za koło polarne, do budowy Norylskiego Kombinatu. Ma teraz pod sobą 10 tysięcy więźniów, 34 tysiące ochrony i wolnościowych… Zawieniagin wydobywa nikiel. Wydobywa miedź. Wydobywa węgiel. Dobrze wydobywa. Żelazny człowiek, ten Zawieniagin. Nie lęka się mrozów i ma gdzieś wszystkie przeszkody.
Ale przyszedł też moment na Zawieniagina… Nadeszła oczyszczająca fala: likwidacja likwidatorów. Oddano już do eksploatacji molochy socjalistycznego przemysłu. A po robocie, wiadomo, należy wysprzątać stanowisko pracy. Dlatego los Zawieniagina został przesądzony. Dla zachowania pozorów umieszczono go wśród delegatów na kolejny, XVIII zjazd partii: oto dowód, że nie rozstrzelaliśmy wszystkich delegatów poprzedniego zjazdu. Proszę, jeden się uchował! Nawet się uśmiecha… Lecz niebawem i na niego przyjdzie kolej. Skończy się zjazd, wybrzmią fanfary… Rzecz jasna, na listach wyborczych nie figuruje nazwisko Zawieniagina… Poprzednio wybrano go na zastępcę członka KC. Tym razem mu to nie grozi. Facet jest skończony. Ruszajcie towarzyszu Zawieniagin śladem innych towarzyszy, przed siebie i na dół… Do piwnic. Tam na was czekają.
Stalin rozstrzygnął już los Zawieniagina, wydał odpowiednie polecenie, jego akta personalne wylądowały już w archiwum, wśród akt tysięcy wyeliminowanych wrogów. Gdy tymczasem…
Chołowanow zameldował towarzyszowi Stalinowi, że podczas tajnego głosowania delegat Zawieniagin wykreślił nazwisko towarzysza Berii, nazwisko głównego czekisty, nazwisko swojego nowego szefa.
Ciekawe. Trzeba by się temu przyjrzeć…
VII
Wszystko wzięto pod uwagę. Ale goniec przedobrzył, nazbyt promiennie uśmiechnął się do towarzysza Akazisa. Dlatego towarzysz Akazis nie trudził się otwieraniem okna. Zawczasu wszystko sobie przemyślał. Ledwie uchyliły się drzwi, ledwie dojrzał szelmowski uśmiech gońca, towarzysz Akazis rzucił się na okno. Nie tracąc czasu na zbędne czynności, nie marnując cennych ułamków sekund na pokonywanie oporu klamki, runął jak lodołamacz przez podwójną szybę, krusząc ją na chrzęszczące odłamki, rozdzierając opór szklistej przeszkody palcami, dłońmi, piersią, twarzą.
VIII
Zjazd partii dobiegł końca. Wybrzmiały ostatnie akordy „Międzynarodówki”. Po „Międzynarodówce” – uroczysty obiad. Potem koncert galowy. A w przerwach znowu pieśni ludowe, tremolo bębnów i znów pląsające dziewoje w szarawarach. W wielkiej sali stoi makieta Pałacu Rad. Kiedy zatriumfuje Rewolucja Światowa, wzniesiony w centrum Moskwy pałac będzie podpierać nieboskłon. To będzie najwyższa budowla na świecie – 500 metrów! Już oglądając makietę trzeba zadzierać głowę, a co dopiero w naturze! Zwycięstwo Rewolucji Światowej jest bliskie. Rozpoczęto już budowę pałacu, już powstaje wykop pod fundamenty. Możesz obejrzeć strzelistą makietę na Kremlu, albo wyjść z Kremla i zajrzeć w czeluść wykopu. To już nie makieta. To już samo życie.
Delegaci śpiewają, tańczą, radują się – będzie wojna! To dominujące wrażenie po zakończonym zjeździe – będziemy walczyć! Już niebawem. Dlatego wszystkim jest raźniej na duszy. Dlatego delegaci podziwiają makietę, przytupując w tańcu, odziani w haftowane krymki i wschodnie pikowane chałaty. Kozacy w czerkieskach i z wyszywanymi srebrem ładownicami. Hutnicy przy orderach, jak feldmarszałkowie. Górnicy podrygujący w miejscu. Każdy z młotem pneumatycznym na ramieniu. I dojarki z nieodłącznymi wiadrami.
W przerwach dochodzi do wielce interesujących spotkań. Wybitne osobistości z całego kraju dokonują wymiany doświadczeń. Odziani w futra hodowcy reniferów biesiadują z odlewnikami. Drwale z rolnikami. Pisarz, towarzysz Szołochow, nie wypuszcza pióra z ręki. W przerwie przycupnie na schodach – i już nowy rozdział spływa spod stalówki. Nie wie co to twórcza męka, natchnienie czyni cuda – i rozdział powstaje w dziesięć minut. Bez zbędnych ceregieli. A poeta, towarzysz Simonow, w marszu układa wiersze na tematy wojenne. O tym, jak w przyszłej wojnie Armia Czerwona będzie szturmować Królewiec:
Pod Królewcem, o porannej zorzy Ślepy szrapnel trafi nas…
Napisze wierszyk – i chwila relaksu, wymiany doświadczeń twórczych z delegatami.
„W kuluarach zjazdu” – taki tytuł nosi specjalna rubryka prasowa, w której dziennikarze i pisarze snują opowieści o swoich niezapomnianych spotkaniach. Wynika z nich, że choć kraj z radością oczekuje wojny, delegaci zgromadzili się w kremlowskim pałacu, żeby posłuchać opowieści najlepszych synów i córek tej ziemi. Wystarczy, że jakiś interesujący osobnik pokaże się w kuluarach, z miejsca otacza go wianuszek zasłuchanych delegatów. Znamienity pilot polarny Chołowanow snuje gawędę o tym, jak w trzaskających mrozach leciał na biegun. Szef Norylskiego Kombinatu, towarzysz Zawleniagin opowiada delegatom, jak w tych samych trzaskających mrozach wydobywa nikiel i miedź ku chwale ojczyzny. Zdumieli się delegaci, przyjęli opowieść z entuzjazmem – i już zmierzają ku następnemu, by posłuchać o tym, jak na ogromnych śnieżnych przestworzach wyrąbał i dostarczył do portów trzy miliony kubików szlachetnych gatunków drewna, jak ułożył w tundrze siedemset kilometrów torów kolejowych, jak wybudował dziesięć kopalni i teraz dostarcza krajowi tak bardzo potrzebny węgiel.
Grono słuchaczy przemieszcza się od jednego mówcy do drugiego. Jak rybki w podwodnym królestwie: ps-s-st – i już roziskrzona srebrna ławica wykonuje zwrot w miejscu. Tuż obok towarzysza Zawieniagina jedna ze słuchaczek, młodziutka dziewczyna z odznaką spadochroniarza, zatrzymuje się na moment i patrząc gdzieś w bok, uśmiechając się do kogoś wesoło, poleca:
– Proszę do pokoju 205.
IX
Towarzysz Beria przymknął pudełeczko z odznaką „Wzorowy czekista” i włożył do szuflady. Przyda się dla następnego. Jeżeli nie wyskoczy przez okno.
A towarzysza Akazisa szkoda. Ławrentij Beria ma miękkie serce. Potrafi docenić dobrych pracowników. Zabolała go ta strata. Widział przed Akazisem przyszłość. Spośród wszystkich ludzi odziedziczonych po Jeżowie tylko jego zamierzał zostawić przy życiu. Pewnie zapomniał towarzysz Akazis, że dzisiaj mijała mu dwudziesta rocznica pracy w aparacie. Pewnie nie spodziewał się w takim dniu ani awansu, ani podwyżki. A może rzeczywiście był urugwajskim agentem, jak mówiono? Gdyby miał czyste sumienie, nie strzeliłby samobója.
X
Spadochroniarka mówiła cicho, acz dobitnie. Jej słowa zabrzmiały jak rozkaz. W głosie słychać było niezachwianą pewność przewagi. Po czym przeszła do kolejnego grona, słuchającego opowieści o tym, jak młodzi entuzjaści, komsomolcy-ochotnicy wydobywają złoto na Kołymie.
Zawieniagin uśmiechnął się. Był to uśmiech człowieka silnego, pewnego swoich racji, uśmiech polarnika-optymisty, który gotów jest dawać ojczyźnie wszystko to, czego odeń zażąda, który gotów jest za każdą cenę budować mosty i drogi, fabryki i kopalnie.