Выбрать главу

Ale serce ścisnął mu skurcz. Starał się zachować pozory opanowania, żeby nie zwracać na siebie uwagi. Ale żałował, że nie zdążył palnąć sobie w łeb! Zanim go wezwali do pokoju 205. Zawieniagin był inżynierem, znał się na arytmetyce, lubił rachunki. Kiedy na poprzednim zjeździe został zastępcą członka Komitetu Centralnego, założył kartotekę statystycznych danych o swoich współtowarzyszach. Przy okazji obserwował losy tych, którzy awansowali i tych, którzy się wyłożyli… Spośród 68 zastępców członków KC jedynie sześciu poszło w górę, a dwaj pozostali na swoich stanowiskach. Reszta zniknęła z pola widzenia. Elementarna analiza faktów spowodowała, że Zawieniagin zrozumiał, iż niebawem również on sam może oczekiwać zaproszenia do pokoju z jakimś tam numerem…

Wtedy postanowił, że sam wyjdzie śmierci na spotkanie, nie czekając na zaproszenie. Ale wciąż zwlekał. A ile miał okazji! Dyrektor Magnitki zawsze nosi przy sobie dwa pistolety: jeden przy pasie, drugi w wewnętrznej kieszeni marynarki. Jakże dyrektor kombinatu metalurgicznego mógłby obejść się bez broni? A w Norylsku z tytułu pełnionej funkcji przysługiwał mu – prócz kompanii wartowniczej i ufortyfikowanej rezydencji na skale – cały arsenał osobistego uzbrojenia. No bo jak można wydobywać nikiel bez uzbrojenia? Ach, ileż było okazji, żeby pięknie strzelić sobie w łeb! A teraz już za późno. Na zjeździe partii nie tylko pistoletu, ale nawet własnego pióra nie można mieć w kieszeni. Przyjdzie Zawieniagłnowi pożegnać się z życiem. Ale jak?

Dziewczyna poleciła udać się do pokoju 205. Zawieniagin domyśla się, co go tam czeka. Zgasł optymistyczny uśmiech na jego twarzy, jak zaszczuty zwierz patrzy spode łba na kremlowskie okna. Nic z tego: pod każdym rozstawiono po dwóch górników. Stoją z młotami pneumatycznymi na szerokich barach. Niby się śmieją, niby sobie gawędzą i wymieniają bogate doświadczenia. Ale do okien zbliżyć się nie pozwolą. Bo okien strzegą nie przed jakimś tam wyimaginowanym samobójcą, lecz przed Zawieniaginem. Wiedzą już, że otrzymał rozkaz. Dlatego spod każdego okna dobiegają go radosne, witalne śmiechy: życie jest piękne i nie warto skakać z okna, drogi towarzyszu. W każdym razie nie pozwolimy.

A spadochroniarka, która przekazała mu polecenie, stoi teraz i słucha opowieści kawalerzysty z wąsem o tym, jak w 1920 roku tłukł nad Wisłą polskich jaśniepanów. Śmieją się słuchacze. No bo jak się nie śmiać, słuchając o tym, jak ziemia drżała od Zamościa do Warszawy, gdy jaśniepanowie dawali drapaka przed nacierającą Armią Czerwoną? Postanowiono wtedy, żeby nie zdobywać Warszawy. Ale paniczykom zadali bobu. Ech, nieźle im się dostało! Nie zapomną do końca życia. Pewnie do dziś drżą im kolana, gdy wspomną Zamość!

Zawieniagin rozumie: dziewczyna tylko pozornie się oddaliła. W istocie czuwa nad nim, jest tuż-tuż. Opowieść o polskich panach uciekających w rozsypce przestanie ją interesować, jak tylko Zawieniagin spróbuje nie podporządkować się rozkazowi. Wówczas przestanie ją obchodzić wartka narracja i zajmie się Zawieniaginem.

Bo to on, Zawieniagin, jest w centrum jej zainteresowania.

XI

Nie spać! – Rudolf Mazur sam wydaje sobie polecenia. – Nie spać!

Wie, że we śnie jest bezbronny. Przez ostatnie dwie doby udało mu się pospać tylko tyle, co w więźniarce. Dwóch potężnie zbudowanych łaziebnych naciera go gąbkami. Masaż odpręża i czyni cuda. W głowie słyszy anielskie chóry. Czarodziej marzy, by cisnąć wszystko w diabły i na chwilę móc zamknąć oczy. Nie na długo. Choć na minutę.

XII

Towarzysz Jeżow, ludowy komisarz transportu wodnego, raptem odkrył zaskakującą rzecz: zaczęło mu brakować pieniędzy. Mimo że otrzymuje podwójne wynagrodzenie: za zajmowane stanowisko i za pełnioną funkcję. Od dawna wiedział o istnieniu pieniędzy i zawsze odczuwał potrzebę ich posiadania, ale potem stopniowo zaczął się od nich odzwyczajać. Po prostu nie były mu potrzebne. Wszystko odbywało się jakoś bez nich.

Ale zdjęto go ze stanowiska w NKWD i już nazajutrz miał okazję się przekonać, że pieniądze wciąż istnieją w przyrodzie. Co więcej – że są mu potrzebne. I to w niewyobrażalnych ilościach.

XIII

Czarodziej odmówił kąpieli w wannie. Wanna osłabia, rozleniwia. Prysznic orzeźwia. Dlatego wybrał prysznic.

Więzienny cyrulik zajął się rozgrzanymi policzkami. Najwyraźniej należał do komunistów. Zamiast uciekać w zamieć głuchej nocy, ku niespokojnej i niewiadomej wolności, bez wahania wybrał ciepełko więziennej łaźni.

Czarodziej ostrzegł komunistę: ostrożnie z brzytwą. Więc komunista uważał na każdy ruch.

Łatwo jest dyrygować innymi. Ale jak skutecznie wydać rozkaz samemu sobie? Bardzo prosty rozkaz: „Nie spać!”.

XIV

Szyrmanow, dowódca specgrupy, miał ręce pełne roboty.

Wiadomości z Berlina spływają jedna za drugą. Berlińska agentura działa na medal. Tyle że jakoś trudno połapać w tych szyfrówkach. Kolejne doniesienia wykluczają się wzajemnie. Gdyby zestawić wszystkie informacje, można by sądzić, że czarodziej Rudolf Mazur miał w Berlinie publiczny występ. Jak zawsze odniósł spektakularny sukces. Pokazywał rozmaite sztuczki, bawił, odpowiadał na pytania widzów. Padło nawet jakieś pytanie z sali…

No, właśnie. Do tego momentu doniesienia spływające od agentury pokrywają się, przynajmniej w ogólnych zarysach. Jednak fiaskiem kończą się próby ustalenia, o co konkretnie indagowano czarodzieja. Sieć wywiadowcza i poszczególni agenci podali trzydzieści dwa warianty zapytania.

Wszystkie doniesienia zaczynają się zgodnie: „Mazur bez wahania odparł, że…”.

I znów jakaś paranoja. Agentura cytuje całą masę odpowiedzi, i każda inna. Łącznie zgromadzono trzydzieści dwie wersje zapytania i ponad sto wersji ciętej repliki. Cały Berlin opowiada o czarodzieju, o jego wystąpieniu, o pytaniu i odpowiedzi. Próba rozmowy na jakikolwiek temat nieuchronnie kończy się opowieścią o tym wieczorze, każdy był na tym właśnie przedstawieniu. Każdy zaklina się na wszystkie świętości, że słyszał na własne uszy… I każdy opowiada swoją wersję. W dodatku Gestapo zabroniło rozmawiać na temat czarodzieja. Nietrudno sobie wyobrazić, jak taki zakaz sprzyja plotkom. Zalały już cały Berlin, wszyscy jedno tylko mają na ustach. W dodatku na murach pojawiły się listy gończe z okrągłą sumką za wskazanie miejsca pobytu czarodzieja. Kwota całkiem zachęcająca. No więc o czym lud niemiecki miałby jeszcze gadać, jak nie o pieniądzach czekających na szczęściarza, który rozpozna czarodzieja na mieście…

Tak więc doniesień jest co niemiara. Tylko jak ustalić ich wiarygodność?

XV

W specpociągu towarzysza Berii najważniejszy jest wagon artyleryjski.

Jest to wagon czteroosiowy, zamknięty, całkowicie opancerzony i silnie uzbrojony. Taki właśnie wagon doczepiono przed lokomotywą specpociągu. Jego wyposażenie stanowi wieża z ciężkiego czołgu T-35 i dwie mniejsze wieże. W wieży głównej znajduje się armata kalibru 76 mm i trzy karabiny maszynowe (sprzężony z armatą, tylny i przeciwlotniczy). W każdej wieżyczce po cekaemie. Poza tym trzy erkaemy. Załogę wagonu artyleryjskiego stanowi dwunastu ludzi.

Za wagonem artyleryjskim – parowóz. Następnie wagony pasażerskie. Pierwszym podróżuje eskorta i dwie zmiany maszynistów z pomocnikami, w drugim mieści się węzeł łączności, szyfranci i telegrafiści. W trzecim – towarzysz Beria. Czwarty jest wagon restauracyjny. Piąty – wagon obsługi, żeński. Wreszcie na samym końcu – platforma dla dwóch samochodów osobowych i pięciu motocykli.