Выбрать главу

Komendant specpociągu, kapitan bezpieczeństwa państwowego Melor Kabaława, wezwał do siebie naczelnika Dworca Kurskiego i polecił mu wskazać miejsce postoju dla składu.

Takie miejsce musi spełniać wiele warunków. Stacja jest ogromna, a więc specpociąg musi stanąć gdzieś na uboczu, by nie przyciągać uwagi. Najlepiej wcisnąć go między dwa nieruchome pociągi, żeby zasłonić osobliwy skład.

Naczelnik stacji okazał się wyjątkowo pojętny, skinął głową i wskazał odpowiednie miejsce: bocznica, zardzewiałe tory zarośnięte chwastami, między dwoma brudnymi składami remontowo-technicznymi, w których jakieś nieroby śpią snem kamiennym, jak moskiewscy strażacy w 1812 roku. Nie ma żadnych katastrof, więc nie mają nic do roboty.

Na ten właśnie ślepy tor kieruje swój specpociąg kapitan bezpieczeństwa państwowego towarzysz Kabaława. Składy remontowo-techniczne, zakopcone i poobijane, stanowią wymarzony kamuflaż. Ich brud doskonale zamaskuje lśnienie specpociągu towarzysza Berii. Składy sprawiają wrażenie wyludnionych. Ekipy remontowe przycichły, zmorzone nie tyle snem, co nadmiarem gorzały. Pijacy są spokojni, nie hałasują, nie rozrabiają. Nic ich nie obchodzi specpociąg towarzysza Berii. Poklejone mazutem zwoje mózgowe nawet nie są w stanie pojąć, jaki skład wstawiono między ich chlewiki.

XVI

Jakie pytanie zadano Mazurowi w berlińskim cyrku i jakiej udzielił odpowiedzi? – ustalenie tych faktów nie wydaje się możliwe. Jednak ogólny przebieg wydarzeń nie budzi wątpliwości: z sali padło jakieś pytanie, czarodziej coś odparł. Odpowiedź nie spodobała się… Nie przypadła do gustu.

Tu znów w relacjach zaczyna się mętlik, każde źródło osobowe podaje inną wersję wypadków. Jedni donoszą, że czarodzieja niezwłocznie aresztowano… Pierwotnie ta wersja wydawała się najbardziej prawdopodobna, lecz niebawem została w prosty sposób obalona. Agent o kryptonimie Przecinak przesłał do Centrali niewielką ulotkę: RUDOLF MAZUR – WRÓG NARODU I VATER-LANDU. Skoro Mazur zachował się niestosownie, palnął coś niewłaściwego, za co został aresztowany, to po co było drukować afisze i rozlepiać po całym mieście?

Należy więc sądzić, że nie aresztowano go od razu, lecz że zdołał zbiec i był poszukiwany, przynajmniej przez kilka dni.

Dalsze relacje są jeszcze bardziej zagmatwane. Część meldunków sugeruje, że Mazur dobrowolnie oddał się w ręce Gestapo i trafił za kratki. Inne utrzymują, że przeciwnie: po zapoznaniu się z treścią ulotek postanowił urządzić policji serię występów gościnnych: nocami wdzierał się do berlińskich aresztów, własnoręcznie mordował psy, bił pałką strażników, otwierał cele, uwolnił kryminalistów, a komunistów nie…

Stop! „Mazur uwolnił kryminalistów…” – to może być nitka, po której można próbować do niego dotrzeć. Jeśli to prawda.

XVII

Nikołaj Iwanowicz Jeżow wbiegł po schodach, prowadzących do monumentalnej bramy. Dwaj sierżanci-wartownicy skrzyżowali przed nim bagnety. Jak spod ziemi wyrósł rumiany lejtnant bezpieczeństwa państwowego (z dystynkcjami kapitana) i patrząc gdzieś ponad głową Nłkołaja Iwanowicza oznajmił: – Mam rozkaz nie wpuszczać.

XVIII

Wskazane miejsce postoju miało jeszcze jedną zaletę, którą od razu wypatrzył kapitan bezpieczeństwa państwowego towarzysz Kabaława. Zarejestrował ją, ale nikomu nie zdradził się nawet słowem. Oto w czym rzecz. Nikt nie wie, jak długo specpociąg towarzysza Berii będzie tkwić na tym postoju. Może miesiąc, a może dwa. W piątym wagonie męczą się kobiety z obsługi. Ale wie też towarzysz Kabaława, że chociaż jest komendantem całego składu, to do piątego wagonu nie wolno mu się zbliżać. Nikt nie może się zbliżać. Towarzysz Beria po prostu nie lubi, gdy ktoś zbliża się do piątego wagonu. Bardzo się gniewa.

Dlatego towarzysz Kabaława jednym spojrzeniem ocenił miejsce postoju: wkoło puste składy, wagony pasażerskie i towarowe. Niemal idealne bezludzie. I płot. I dziura w płocie. Można będzie czasem wyskoczyć, skontrolować czujność wartowników i zniknąć na godzinkę. Wprost za płotem widać jakieś uliczki i zaułki. Właśnie stamtąd, z tych zaułków, przez dziurę w płocie lezą dziwki do wagonów remontowych. Szprychy do wyboru, do koloru – duże i drobne, grube i chude, blondynki, brunetki, szatynki. A każda z nich, na widok kaukaskiego człeka Kabaławy, osobliwie się uśmiecha i jakby mięknie w kolanach.

Dziwki lezą do zaspanych, zapitych remontowców, ale Kabaława wie, że wystarczy kiwnąć palcem… Który z nich może się pochwalić takimi wąsiskami? W przedziale komendanckim Kabaława stoi przed lustrem, poprawia wąsy specjalną szczotką…

Jak może uważać za rywali jakichś kolejarzy czy innych smarowaczy z tego dziadowskiego składu NACZSPECREMBUD-39 po prawej albo z obszarpanych wagonów NACZSPECREMBUD-12 po lewej?

Rozdział 5

I

Od niepamiętnych czasów najlepszym miejscem szkolenia ludzi o wybitnych predyspozycjach były leżące na uboczu podmiejskie dacze. Naturalnie, nie byle jakie, lecz położone na terenie poligonów wojskowych. Kraj nasz jest wielki, ziemi bezmiar, poligony bezkresne. Poligony mają oczywiste zalety. Powiedzmy, że zapada decyzja o przeprowadzeniu symulacji przyszłej wojny między Niemcami a Francją. Żaden problem: na poligonie kołkami wyznaczamy obszar Francji, zakreślamy Niemcy, można jeszcze dorzucić Danię, Belgię i Holandię z Luksemburgiem (ma się rozumieć, naturalnej wielkości) – i hulaj dusza! Można do woli przerzucać dywizje pancerne, z jednego końca na drugi, bez żadnych przeszkód. Z drugiej strony, nie ma powodu popadać w przesadę i nazywać naszych poligonów bezkresnymi. Mają one, rzecz jasna, swój kres. Tylko nikt nie wie, gdzie dokładnie.

No więc jest poligon, na nim rośnie las. (Las też ma swoje granice, do których nikt nigdy nie dotarł). Las sosnowy. Gdyby jechać cały czas przed siebie nigdzie nie skręcając, to w jakimś momencie natkniemy się na wysokie ogrodzenie. Za ogrodzeniem ujadają psy łańcuchowe. Widać zapuszczony ogród i krzaki bzu. W bujnych zaroślach stoi drewniany dom z wielkich bali. Właśnie w tym domu szkoli się grupę hiszpańską.

II

Nikołaj Iwanowicz aż zakrztusił się własną śliną i powietrzem:

– Jestem ludowym komisarzem transportu wodnego! Jestem członkiem rządu! Sekretarzem KC! Jestem zastępcą członka Politbiura!!!

Ale rumiany tylko wpatrywał się znudzonym spojrzeniem w żelbetowy biust żelbetowej przodownicy pracy na frontonie sąsiedniego budynku. Przodownica wznosiła nad głową żelbetowy sierp.

Nikołaj Iwanowicz zdecydował się wyłożyć ostatni atut:

– Jestem generalnym komisarzem bezpieczeństwa państwowego!

Na te słowa lejtnantem wstrząsnął dreszcz. Jednak opanował się błyskawicznie: w końcu do ochrony Łubianki nie bierze się byle mydłka.

Tak więc ostatni atut Jeżowa nie przyniósł spodziewanego efektu. Towarzysz Jeżów musi powiedzieć coś więcej. Nikołaj Iwanowicz nie poniżał się dotąd do tego stopnia, by wyjaśniać powody swoich wizyt. No, a zwłaszcza wizyt w NKWD.

Ale co było robić?

– Towarzyszu lejtnancie bezpieczeństwa państwowego, wciąż jestem generalnym komisarzem bezpieczeństwa państwowego i z tego tytułu przysługuje mi wynagrodzenie. Od pięciu miesięcy nie otrzymałem ani kopiejki! Zwyczajnie zapomniano. Ale pieniądze mi się należą. Są mi potrzebne!

Na te słowa rumiany nagle uzmysłowił sobie potęgę własnych pełnomocnictw i niezłomną siłę instytucji, na straży której go postawiono. Zdecydowanie wyprężył się i ucinając wszelką dyskusję warknął: