– Mam rozkaz nie wpuszczać!
III
Zawieniagin snuje się korytarzem. Nasłuchuje: idą za nim. Już wie, że nie ma szans na żaden numer. Zdążą złapać. Jest ich trzech.
Niestety, nie zdążył palnąć sobie w łeb. A przecież już w Magnitce zrozumiał, że nie ma rady, że władza robotniczo-chłopska musi jakoś ukryć, zatuszować bilans kosztów, jakie płaci za ten heroiczny zryw. Właśnie dlatego władza będzie zmuszona wyeliminować całe kierownictwo budowy kombinatu w Magnitogorsku. Zwyczajnie, ze względów bezpieczeństwa. Zaś robotnicy wyeliminowali się na placach budowy.
Zawieniagin kroczy przed siebie, próbuje się uśmiechać – a w duchu przeklina na czym świat stoi. Po co zwlekał? Na co liczył? Dlaczego nie zastrzelił się w Norylsku? Czemu dziś rano nie wyskoczył z najwyższego piętra hotelu „Moskwa”? Przecież pojechał windą na szczyt, niby podziwiać panoramę miasta…
Skręcając w prawo w niewielkie kuluary pozostawiasz za sobą rozdyskutowany tłum delegatów i raptem znajdujesz się w błogiej ciszy. To prawda, że nie każdy może się tutaj znaleźć. Nikt nie zapyta o przepustkę, ale wejść też nie pozwolą. Dwaj dobrze odżywieni i małomówni młodzieńcy, bez zbędnych objaśnień pochylą się ku sobie, barkami blokując przejście chętnym do zwiedzania. Ludziska są u nas pojętne: jak nie wolno, to nie wolno. Musi być jakiś powód. A Zawieniagin jak gdyby nigdy nic: czyta tabliczki i wali do przodu. Pokój 205 mieści się w tym właśnie korytarzyku. Dlatego idzie i o drogę nie pyta.
Odżywieni sprawiają wrażenie, jakby go w ogóle nie zauważyli. Widać mają swoje instrukcje. Trzyosobowa obstawa wślizguje się w ślad za towarzyszem Zawieniaginem. Na krok nie zostaje w tyle. Ich też wpuszczono bez sprawdzania dokumentów, bez wypowiadania zbędnych słów.
Skręcasz w ten korytarzyk i czujesz się tak, jakbyś z targowiska w Bucharze w jednej chwili przeniósł się w odludny zaułek. Żywego ducha. Nie kończące się czerwone dywany, skórzana czarna tapicerka na drzwiach. I cisza. Nie taka, że aż w uszach dzwoni, lecz głucha. Cisza czerwonodywanowa.
Pokój 205. Zawieniagin zapukał.
– Wejść.
To głos nie ze środka. To jeden z obstawy.
Zawieniagłn uchylił drzwi. Wszedł. Był przygotowany na wszystko.
Na wszystko, ale nie na to…
IV
Drewniany dom z wielkich bali w oceanie bzu tylko pozornie wydaje się rosyjski – rzeźbione okiennice, wysoki ganek, nad nim drewniane kogutki. Nie dajcie się zwieść pozorom. To wszystko kamuflaż. Tutaj szkoli się grupę hiszpańską, dlatego cale wnętrze jest urządzone w stylu hiszpańskim. W drewnianą ścianę wbito hiszpański gwóźdź, na nim wisi sombrero. Co prawda nie hiszpańskie, tylko meksykańskie, ale to nic. Najważniejsze, żeby udało się stworzyć hiszpański nastrój. W tym celu przypięto pinezkami do ścian widokówki z Madrydu i Barcelony. (Przywieźli je w ramach akcji specjalnej bojownicy-internacjonaliści). W pokojach dziewcząt wiszą fotografie słynnych hiszpańskich pieśniarzy i torreadorów. W dużej izbie – portret hiszpańskiego dyktatora, generała Franco. Żeby nikt nie podejrzewał ich o sympatię, portret zawieszono głową do dołu. Poza tym jakiś artycha wymalował na całą ścianę hiszpańskie wiatraki, wychudzonego Don Kichota na wychudzonej szkapie i spasionego Sanchę na spasionym ośle. Na przeciwległej ścianie widniało republikańskie NO PASARAN! – czyli że faszyzm nie przejdzie.
V
Towarzyszowi Jeżowowi pozostało jeszcze jedno miejsce, w którym ma szansę otrzymać pieniądze: we własnym narkomacie, w Ludowym Komisariacie Transportu Wodnego. Nikołaj Iwanowicz Jeżów popędza kierowcę, żeby tylko zdążyć przed zamknięciem buchalterii. Bo jak tak dalej pójdzie, zostanie na niedzielę bez gotówki. Pogania więc szofera, a sam rozmyśla nad przykładną karą dla rumianego lejtnanta. Ech, żeby tak ze dwa miesiące temu napatoczył się ten dupek! Znaczy napataczał się, i to wielokrotnie, tyle że wtedy lejtnant był cały uniżony, służalczy… A teraz zhardział. Ale nic to!
Nie wiedzieć czemu Nikołaj Iwanowicz Jeżów wciąż wierzy, że los jeszcze się do niego uśmiechnie, że będzie mu pisane powrócić na same szczyty…
Tymczasem samochód powolutku posuwa się ulicami Moskwy. Nigdy nie przypuszczał towarzysz Jeżów, że tak trudno jeździ się w stolicy. Jeszcze niedawno wstrzymywano ruch uliczny, gdy ludowy komisarz spraw wewnętrznych towarzysz Jeżów śmigał po Moskwie. Milicjanci gwizdali co sił, wyciągali się jak struna…
Już nie gwiżdżą. I się nie wyciągają.
VI
Wujaszek Wasia, kat-filmowiec, zstąpił w mrok magazynów.
– Śpisz, Makary?
– Nie śpię, wujaszku Wasia. Przecież wiecie, że trzecią dobę grzebię w taśmach.
– Nie śpię, nie śpię!… – przedrzeźnia pod nosem wujaszek Wasia. – To dlaczego pysk masz wygnieciony w pręgi, jak jakiś tygrys?
– Wujaszku, sami wiecie, że dzień i noc…
– Jak tygrys bengalski…
– Wujaszku…
– Dobra, dobra. Znamy się nie od dziś. Posłuchaj, Makary, co ci powiem. Kazali, żebym znalazł sobie następcę. Mam iść na emeryturę. Ten, którego wybiorę, zajmie moje miejsce. Muszę dokonać wyboru. To trudny wybór. Obserwuję cię od jakiegoś czasu, ale nie mam pewności, czy dasz sobie radę. Żeby potem mnie nikt nie opierdalał, że źle wybrałem…
– Wypróbujcie mnie, wujaszku Wasia!
– Przez ostatnie dziesięć lat nic innego nie robię. Teraz czeka cię ostatni sprawdzian.
– Tak jest.
– Odpowiedz bez zastanowienia… Ta-a-a-k, kogóż by ci tu dać? Wiem. Bułanow…
– Paweł Pietrowicz Bułanow, były sekretarz ludowego komisarza spraw wewnętrznych Jagody, wroga ludu, zdrajcy i szpiega. Bułanow brał udział w zdemaskowaniu Jagody jesienią 1936 roku. Na mocy postanowienia z 28 listopada 1936 roku odznaczony Orderem Lenina. Sam Bułanow też okazał się wrogiem, aresztowano go 12 marca 1937 roku. Przyznał się do wszystkiego. Rozstrzelany 13 marca 1938 roku. Łatwo zapamiętać: przyznawał się przez rok i dzień…
– Gdzie jest film z egzekucji?
– Półka 29, puszka 256-12.
– Niezły jesteś! Jedziemy dalej?
– Chętnie. Może sobie czasem przysnę, ale pamiętam wszystko.
– Wszystkie filmy pamiętasz?
– Jasne, wujaszku Wasia. Od zadymy kronsztadzkiej – wszystkie, co do jednego.
– Dobra, wierzę na słowo. Znam cię, Makary, od dawna. Czasem opierniczę cię jak burą sukę, ale to nic. Jesteś w porządku. Poleciłem cię towarzyszowi Stalinowi. Przyjdziesz na moje miejsce, będziesz kierować u towarzysza Stalina kinematografią. Gratuluję. Tylko żebyś, kurwa, nie spierdolił.
VII
Nikołaj Iwanowicz Jeżów był przekonany, że wypłatę otrzyma prosto na biurko. W błękitnej kopercie. Ale nic z tego. Nikt się do niego nie pofatygował. Posłał sekretarkę – a tu każą osobiście. Chciał, nie chciał – wybrał się do kasy, przekonany, że zostanie obsłużony poza kolejnością.
W dziale finansów Ludowego Komisariatu Transportu Wodnego straszliwy ścisk. Kolejka wije się bez końca. Sądził, że na jego widok ludzie rozpierzchną się na boki. Jeszcze nie tak dawno… No dobrze, przestał być komisarzem spraw wewnętrznych, zdjęto go z tego stanowiska, ale przecież zachował tytuł! I gwiazdki marszałkowskie na patkach kołnierza! A jeszcze pełni funkcję ludowego komisarza transportu wodnego! Mówiąc językiem kapitalistów, jest ministrem! A mimo to w jego własnym narkomacie, we własnym ministerstwie nikt mu nawet nie proponuje; żeby odebrał wynagrodzenie bez kolejki. Czy to jakiś spisek, czy co?
Nikołaj Iwanowłcz zajął miejsce w ogonku i stulił wargi w ciup. Wstydźcie się wszyscy! Wasz minister sterczy w kolejce! Ma na głowie sprawy wagi państwowej, a tymczasem marnuje tutaj cenny czas.