– Pytacie, towarzyszu Stalin, o mój stosunek do towarzysza Berii?
– Właśnie.
– Nienawidzę go.
XIV
Ławrentij Beria pracuje od świtu do nocy. W pokoju sąsiadującym z gabinetem urządzono mu salonik wypoczynkowy: ułożono dywany, dowieziono tapczan, sosnowe zastawki na oknach udrapowano aksamitnymi zasłonami. Wpada tam tylko na kilka chwil, żeby się odprężyć – i z powrotem do zajęć.
– Halo? Z towarzyszem Stalinem. Towarzyszu Stalin, zamierzaliśmy mianować moim zastępcą towarzysza Akazisa.
– No tak, Ławrentij, tak się umawialiśmy.
– Towarzyszu Stalin, to niestety niemożliwe.
– Czemuż to, Ławrentij?
– Wyskoczył przez okno.
– Nie rozumiem, dlaczego kogoś, kto skacze przez okno nie można mianować twoim zastępcą.
– Wyskoczył z ostatniego piętra.
– Widzisz, Ławrentij, jak się ciebie ludzie boją? Uciekają od ciebie przez okna. A mnie nikt się nie boi. Nikt nie zmyka przede mną, waląc głową w szybę.
XV
Długo, strasznie długo wije się kolejkowa stonoga do kasy. Okienko takie, że strach włożyć rękę – wszystko zakratowane, stalowy łuk i stalowa klapka, która w każdej chwili grozi obcięciem dłoni.
Kiedy to Nikołaj Iwanowicz stał ostatnio w kolejce? Bardzo dawno.
Prawdę mówiąc był przekonany, że nie ma już żadnych kolejek, że dawno zostały zlikwidowane. Znaczy: mylił się. A teraz bolą go nogi. I plecy. No i ma dwie godziny z głowy.
XVI
Towarzyszu Stalin, to kogo wyznaczymy na mojego zastępcę?
– Ławrentij, kto jest u nas szefem NKWD?
– Ja, towarzyszu Stalin.
– No to sam sobie dobierz zastępcę. Ty masz z nim pracować, nie ja. Dlatego wybór należy do ciebie. Znajdź odpowiedniego kandydata, a my naradzimy się tutaj z towarzyszami i go zatwierdzimy.
– Rapawa.
– Rapawa? Awksentij Narikijewicz? NKWD Gruzji? Bardzo dobry człowiek. Wybitna postać. Ale posłuchaj mnie, Ławrentij. Ja jestem Gruzin, ty jesteś Gruzin, Rapawa też Gruzin. Co Rosjanie sobie pomyślą? Powiedzą, że na Kremlu i Łubiance zagnieździli się sami Gruzini. Daj ruskiego.
– Kubatkin.
– Piotr Nikołajewicz? NKWD Moskwy? Doskonały kandydat. Zadziwiająca osobowość. Niestety, pijak…
– Nikiszew.
– Iwan Fiedorowłcz? Szef Dalstroju? Znam go dobrze, Ławrentij. Porządny człowiek. Takiego potrzebujemy. W pełni popieram jego kandydaturę.
– Towarzyszu Stalin, jutro prześlę wam akta Nikiszewa.
– Doskonale… Chociaż nie jestem pewny, czy pozostali towarzysze poprą tę kandydaturę. Wszyscy wiedzą, że Nikiszew to dziwkarz. Po co ci zastępca dziwkarz? Mało masz problemów na Łubiance? Dawaj lepiej kogoś innego.
– Jakiego innego?
– Cóż to, nie masz więcej przyjaciół w NKWD?
– A może by tak, towarzyszu Stalin, mianować Zawieniagina?
XVII
W końcu przyszła kolej na Nikołaja Jeżowa. Z całego ogonka został tylko on. Stanął na palcach, zajrzał w okienko.
Za szybą siedział potężny, obleśny, wypindrzony babsztyl. Wypisz wymaluj – Katarzyna Wielka. Tylko że bez korony. Pierścieni na paluchach tyle, że caryca mogłaby pozazdrościć. I zęby odlane w złocie.
– Czego?
– Po pieniądze.
– Jutro. Tera fajrant.
O, nie! Towarzysz Jeżów ani myśli tolerować taki ton! Babsko najwyraźniej nie zna się na dystynkcjach. I nie wie, kto w ludowym komisariacie transportu wodnego jest panem.
Nikołaj Iwanowłcz spuścił wzrok i z lodowatym uśmieszkiem, jakby od niechcenia powiedział półgłosem:
– Jestem Jeżow.
XVIII
Co powiedziałeś, Ławrentij? Zawieniagina zrobić twoim zastępcą? Jakiego Zawieniagina? Który to?
– Zawieniagin, towarzyszu Stalin, kierował Magnitogorskiem.
– Co ty, Ławrentij, pomyliło ci się, tam był Kliszewicz.
– Towarzyszu Stalin, Kliszewicz kierował łagrami, a Zawieniagin budownictwem. Kliszewicza rozstrzelano, a Zawieniagin dyryguje w Norylsku.
– A, już pamiętam. Taki łysy.
– No właśnie, łysy.
– Nie, Ławrentij. Zawieniagin jest już może łysy, ale jeszcze za młody.
XIX
Drewniana izba z bali o trzech szerokich oknach, z mapą Hiszpanii i portretem dyktatora na ścianie. Grupa hiszpańska w komplecie. Sześć dziewuszek. Trwa wykład o rewolucji francuskiej. Lepiej byłoby mówić o hiszpańskiej, ale ponieważ takiej nie było, trzeba się posiłkować przykładami z historii krajów ościennych. Wykłada towarzysz Chołowanow, zastępca dyrektora Instytutu Rewolucji Światowej:
– Dawno, dawno temu żył sobie król. Nazywał się Ludwik. Nie był to pierwszy Ludwik, ale szesnasty. Francuscy towarzysze nie pogodzili się z tym faktem. Złapali Louisa i obcięli mu…
Zainteresowanie słuchaczek wyraźnie się wzmogło.
– …głowę.
XX
Towarzyszu Stalin, Zawieniagin dał sobie radę w Magnitogorsku, radzi sobie w Norylsku, to może mógłby przynajmniej spróbować?…
– Ręczysz za niego?
– Ręczę, towarzyszu Stalin.
– Dobra, skoro nalegasz, postawię jego kandydaturę na Politbiurze. Może towarzysze zgodzą się mianować go twoim zastępcą.
XXI
Je-e-eżow – wyartykułowała złotozębna Jekaterina. A to jej dał popalić. – Je-e-eżow!
Wysunęła się nawet z zakratowanego okienka, uważnie i z ciekawością otaksowała wszystkie szwy marszałkowskiego munduru małego osobnika… Po czym niespodziewanie, z łoskotem, zatrzasnęła mu przed nosem stalową klapkę, jak kratę w bramie warowni:
– Ty jesteś Jeżów? A ja, do kurwy nędzy, jestem Iwanowa!!!
Rozdział 6
I
Witam, witam – rozległo się z głębi pogrążonego w mroku gabinetu.
– Dzień dobry, towarzyszu Stalin.
– Jak się nazywacie?
– Makary…
– Będziecie moim specoperatorem?
– Tak jest, towarzyszu Stalin.
– A powiedzcie mi, Makary, z jakiego powodu drżą wam kolana?
– Towarzyszu Stalin, no więc… Widywałem was tylko na portretach i w kinie… Ale żeby tak żywego… No więc… Towarzyszu Stalin… Słowem… Widzę was po raz pierwszy w życiu…
Nie zrozumiał towarzysz Stalin, czy co?
– Też was widzę po raz pierwszy, a mnie jakoś kolana nie drżą.
II
Na obiad czarodziejowi zaserwowano…
Mówię „obiad” tylko dlatego, że nie znam innego określenia dla nieprzytomnego obżarstwa o wpół do piątej nad ranem. Możecie nie mówić „obiad”, wasza sprawa. Zresztą jeśli nie był to obiad, to tym bardziej nie było to śniadanie. Za wcześnie i zbyt obficie, jak na śniadanie. Po prostu zgódźmy się, że nie o nazwę tu chodzL Chodzi o to, że czarodziej dostał rzeczywiście nieprawdopodobną wyżerkę. Przede wszystkim – zupa fasolowa. Trzeba Niemcom oddać co należne: potrafią przyrządzać zupy z fasoli i grochu. Jeżeli tylko im się chce. Wtedy zabierają się za te zupy w takim samym żarliwym natchnieniu, jak Mozart i Beethoven, gdy komponowali swoje opery i symfonie. Tej nocy więzienny kucharz Hans doznał olśnienia. Podczas gdy czarodziej wygrzewał się w więziennej łaźni, Hans w ekstazie warzył zupę życia. Już nigdy więcej nie wzbił się na takie szczyty kulinarnej maestrii. Resztę życia Hans chodził i rozpamiętywał: to dopiero była noc! Natchnienie, moi mili, nie każdego nachodzi – i nie w każdą noc.