II
Spójrzcie tylko, kogo wam przyprowadziłam!
Czarny tunel odpowiedział wrzaskiem zachwytu.
I cały podziemny świat Berlina rzucił się czarodziejowi na spotkanie. Są tutaj wszyscy. Nawet ci, którzy jeszcze przed paroma godzinami rżnęli w karty na więziennych pryczach lub przemyconym skrzętnie gwoździem wydrapywali w celi kreski kalendarza – wszyscy, którzy z woli czarodzieja, na jego komendę i z jego łaski zostali uwolnieni z pierdla. Jeszcze nie zdążyli się przebrać, siedzą w pasiakach, jak witezie w tygrysiej skórze. Ściskają czarodzieja, klepią po plecach, obejmują. Setki rąk popychają czarodzieja w kierunku honorowego miejsca. Huknęły korki pod betonowy strop, w ciemność. I polały się strumienie, rzeki, wodospady szampana.
Dobrze jest w podziemiu. Ciepło. Przestronnie. Z sufitu czasem spadnie kropla wody, ale czymże jest wilgoć wobec wolności. Najważniejsze, że nikt obcy tu nie wejdzie. Może to porzucona sztolnia metrobudowy, albo bunkier z czasów Wielkiej Wojny. Wyjść jest niemało: do kanałów wentylacyjnych metra, do magistrali ciepłowniczych, tuneli kanalizacyjnych, czort wie gdzie jeszcze. W powietrzu zapach rdzy i pleśni. I piwa, wódki i wędzonej kiełbasy. No i szampana. Zabawa na sto dwa, jak na balu maskowym u Mikołaja Jeżowa. Jedyna różnica, że w berlińskich katakumbach nie świecą kolorowe lampiony. I jeszcze jedno: tutaj nie ma ograniczeń co do płci. Dlatego piękniejsza połowa ludzkiego gatunku ma tu godną reprezentację. Dlatego, w odróżnieniu od jeżowowskich maskarad, nie musi byle palant przebierać się za hrabinę lub kwiaciarkę.
III
Moskwa nie posiada się z zachwytu. Kraj Rad w euforii. Triumfuje cała postępowa ludzkość. 10 marca 1939 roku towarzysz Stalin oznajmił z trybuny XVIII zjazdu Wszechzwiązkowej Komunistycznej Partii (bolszewików), że nowa wojna imperialistyczna już się rozpoczęła! Hura! Już drugi rok toczy się na ogromnym obszarze od Szanghaju po Gibraltar i objęła ponad 500 milionów ludności. Hura!
Nieliczni sceptycy szepcą, że towarzysz Stalin lekko się zagalopował, że przecież nie, ma jeszcze żadnej II wojny światowej. Ale skoro towarzysz Stalin powiedział, że II wojna światowa już się zaczęła, to znaczy, że tak jest. Albo że tak będzie! Wkrótce kapitaliści skoczą sobie do gardeł, powybijają się nawzajem… No, a wtedy!
Naród radziecki bezgranicznie ufa towarzyszowi Stalinowi! Jeżeli II wojna światowa jeszcze się nie rozpętała w całej swej wspaniałej okazałości, to towarzysz Stalin i jego dzielni wywiadowcy uczynią co w ich mocy, aby się rozpętała, rozszalała, pochłonęła wszystko! I to jak najszybciej! Jeszcze w tym roku! W 1939! Towarzysz Stalin zrobi co trzeba, żeby wielka wojna objęła wszystkie wrogie kraje, żeby nieprzyjaciele zabijali się wzajemnie i ścierali z powierzchni ziemi granice, miasta i całe państwa!
Niech się rozpęta nawałnica!
IV
Zabawa rozkręciła się na całego. Impreza u Jeżowa wymknęła się spod kontroli. To już nie jest nerwowa wesołość. To jakaś przedśmiertna histeria.
Zakonnice pokładają się ze śmiechu. Piją. Całują się. Klną. Płaczą. Znowu piją.
Wciąż topnieje krąg wybrańców. Każdy wieczór zaczyna się od tego samego: kogo dzisiaj wzięli? Kogo dzisiaj wezmą?
O jutrze się nie mówi. I nie myśli. Bo do jutra trzeba jeszcze dożyć.
Dlaczego ludzie Jeżowa wciąż się spotykają? Z przyzwyczajenia. Kiedy Nikołaj Iwanowicz Jeżow był ludowym komisarzem spraw wewnętrznych, kiedy trwały masowe egzekucje, oni – miłośnicy męskiego towarzystwa – spotykali się tutaj, żeby rozładować napięcie. Powiedzmy sobie wprost: robota nerwowa. Bez morfiny ani rusz. A tutaj, na balu u Nikołaja Iwanowicza, morfinę serwowano tak, jak koniak, albo szampan.
Ale skończyła się władza Jeżowa. Niektórzy z jego kompanii próbowali się ukryć. Ale niewiele to dało. Zgarniają ich na pęczki i rozwalają. A inni nadal każdego wieczoru ściągają do niego, jak zwierzyna do wodopoju. W stadzie mniej się boją. W domu przetrwać trudniej. Co dzielniejsi z ich paczki już dawno powyskakiwali z okien Łubianki. A pozostali wciąż się spotykają.
– Kto następny?
– Zawieniagin, któżby inny. Wszystko na to wskazuje.
– Coś ty, kolego, Zawieniagin przesiadł się do beriowców.
– Ważnego stanowiska i tak nie dostanie. Wyślą go na Syberię, do kierowania jakimś zawszonym łagrem.
– Chuj ze stanowiskiem, kolego. Ja bym teraz wziął nawet kierowanie łagrem, żeby tylko partia nie podejrzewała mnie o szkodnictwo. A co do Zawieniagina, to jesteś w błędzie. Zawieniagin jest zdeklarowanym beriowcem, szefem Gułagu i zastępcą samego Ławrentija Pawłowicza Berii. Teraz Zawieniagin zajmuje się wyrzynaniem swoich byłych towarzyszy. Zerwał się pies z łańcucha. Okazuje wierność nowemu panu.
V
Czarodziej nie przypuszczał, że tyle jest kobiet w tym podziemiu.
Pierwsza myśclass="underline" po co aż tyle?
Druga: dam radę.
VI
W specgrupach nie nosi się imion. Używa się pseudonimów agenturalnych. Grupa hiszpańska to sześć dziewczyn: Żmijka, Zaraza, Kleks, Sopelek, Cholera, Drzazga.
I jedna zapasowa.
Grupa hiszpańska powstała w wyniku nadzwyczajnej selekcji. Żmijka ma Order Czerwonego Sztandaru. Zaraza i Kleks – po Orderze Czerwonej Gwiazdy. Sopelek i Cholera mają medale „Za odwagę”. Drzazga – „Za bojowe zasługi”. Towarzysz Stalin nie rozdaje odznaczeń bez powodu. Dziewczynki dumnie wypinają udekorowane piersi. Szkoda tylko, że nikt ich tutaj nie obejrzy. Poza orderami i medalami każda ma wpięte odznaki: „GTO” *[*Gotow k Trudu i Oboranie SSSR – Gotów do Pracy i Obrony ZSRR [przyp. tłum.], „Strzelec wyborowy”, spadochroniki ze złoconymi trzycyfrowymi liczbami.
Dziewczyny wiedzą: wkrótce misja. Niebawem ruszą w świat, zaczną nowe życie pod głębokim przykryciem. Przyjdzie zdjąć ordery, medale i odznaczenia. Być może na zawsze.
A nowicjuszka nie nosi żadnych orderów ani medali. Znaczek ma tylko jeden: spadochron, ale bez tych złotych cyferek, informujących o liczbie oddanych skoków. Został tylko nit, jakby cyferki odkręciły się, odpadły, zaginęły, by nikt nie mógł się dowiedzieć ile było tych skoków: dwa, czy tylko jeden? Co prawda, takie znaczki noszą też mistrzowie: spadochronik z nadłamanym nitem. Mistrzom już nie zależy, by przed każdym mijanym przechodniem wypiąć pierś pokazując, że ma się 600 albo 700 wykonanych skoków. Mistrzowie wiedzą, że i tak nikt im nie dorówna. Ale nowa już na pierwszy rzut oka nie wygląda na mistrza spadochronowych skoków. Nie ta budowa ciała. Od razu widać, że to rezerwowa. Jest sporo niższa od pozostałych i drobniejsza. I nie ma tego radosnego, butnego spojrzenia, typowego dla dziewczyn z podstawowego składu.
Inna sprawa, że w grupie hiszpańskiej nikt nikomu nie okazuje wyższości: że niby my jesteśmy stare wygi z setkami skoków, a ty żółtodziób; my mamy pełne piersi odznaczeń, a ty nic. Dziewczyny kapują, że skoro nowa wylądowała w specgrupie, to znaczy, że czekają ją medale, a może nawet ordery. Co prawda nie znalazła się w podstawowym składzie. Jest rezerwowa. Ominęła ją zasadnicza część szkolenia. Nie ma szans nadrobić zaległości. Dlatego trzeba jej pomóc.
– Słuchaj, ty, nowa! Wiesz, byłyśmy już w sali zwierciadlanej. To może opowiemy ci o tym? Przyda ci się, bo niedługo jedziemy tam jeszcze raz. Poza tym mamy taki pomysł, żeby w wolnym czasie rozmawiać wyłącznie po hiszpańsku. Nikt nam nie kazał, ale chyba warto. Co ty na to?
Nowicjuszka zmieszała się, spuściła wzrok:
– Si, esta bien.
VII
Berlińskie dziewczynki ciągną do Rudolfa Mazura tabunami. Zgromadziło się ich wkoło co niemiara.