– Ach, czarujący czarodzieju, jesteśmy takie oczarowane…
VIII
To nieprawda, że prócz sprzątaczek nikt nie policzył pokoi w apartamencie Jeżowa. To oczywista bzdura. Zagalopowałem się.
Oczywiście, byli tacy, którzy dokładnie policzyli… Kiedy jesienią 1936 Nikołaj Iwanowicz Jeżow został nowym narkomem spraw wewnętrznych, od razu zabrał się za rozbudowę i modernizację swojego mieszkania na Kisielnym. W tym celu osobiście dobierał sobie architektów, konstruktorów i robotników. A ci pokazali, co potrafią: nie pożałowali różowych i białych marmurów, parkietów z czarnego dębu, boazerii z polerowanego korzenia orzechowego, mebli ze szlachetnego mahoniu. Prócz tego pościągali z muzeów gołe kobitki. Kobitki na płótnach, kobitki w brązie, kobitki w marmurze. Tak figurują w opisie: figura nr 4139/Ermitaż; kamienna; płeć żeńska; kolor biały; pochodzenie greckie; archaiczna; używana, wybrakowana (ręce urwane do ramion).
Takimi figurami zastawiono całe jego mieszkanie. A na co one komu w tych muzeach, z pourywanymi rękami?
Na koniec architekci, konstruktorzy i robotnicy starannie pomierzyli pokój po pokoju, sporządzili szczegółowy plan każdej pakamery i całej infrastruktury. Gotowe plany zaś przekazali Tam Gdzie Trzeba. Wyjaśniam: Tam, Gdzie Trzeba, to Instytut Rewolucji Światowej. Do rąk towarzysza Chołowanowa.
W czasie, gdy towarzyszowi Jeżowowi polepszano warunki mieszkaniowe, gdy urządzano apartament i rozstawiano kamienne rzeźby, parę kroków dalej, na sąsiedniej ulicy otwarto biuro BPTiWMM, zaś całą ulicę rozbebeszyła Metrobudowa, zasłaniając wszystko wysokim płotem.
Po co rozbebeszyła?
A co to was, obszczymury, obchodzi?! Bo potrzeba! Nie wypytujcie głupawo. Zresztą co kogo obchodzą rowy i wykopy? Cała Moskwa jest rozkopana.
W tym wypadku wypada jednak oddać cześć Metrobudowie: niedługo grzebali się w błocie, po czym zdemontowali ogrodzenia, zasypali wykop i położyli nową nawierzchnię asfaltową.
A ulicę rozbebeszono nie bez powodu. Pod jej nawierzchnią Spectrust, działający w ramach Metrobudowy, wzniósł betonowy bunkier. Najlepszy kamuflaż, to robić wszystko otwarcie: wybierać ziemię pod fundamenty, od bladego świtu jazgotać wywrotkami, rozwlec błoto po ulicy, może jeszcze wywiesić hasło nad bramą: ODDAMY OBIEKT PRZED TERMINEM – NA CHLUBNY JUBILEUSZ WCzK-NKWD!
Wejście do bunkra wyłącznie przez biuro BPTiWMM. Tylko dla osób upoważnionych. A upoważnionych jest całkiem pokaźna liczba.
IX
Czarodziej zapadał się.
Jego uszy jeszcze rejestrowały huczny jubel, wrzaski pasiakowców i ich kolorowych przyjaciółeczek, na szyi czuł jeszcze czyjeś ciepłe dłonie, ale przed oczami przepływał mu już ogromny, rozwrzeszczany, przeraźliwie gwiżdżący i piszczący cyrk… Czarodziej majestatycznym gestem opuszcza wzniesione ramiona – i wraz z tym gestem spływa niczym nie zmącona cisza, otula i pogrąża wszystko i wszystkich… Ostatnie pytanie w programie. Tysiące wzniesionych rąk. Czarodziej doprowadził widownię do granic obłędu. Wydaje się, że między nim i audytorium przeskakują potężnej mocy wyładowania elektryczne, jak między niebem i ziemią, rozświetlając wszystko wokoło i rozbijając w proch to, co stanie im na przeszkodzie. A więc, ostatni numer programu, ostatnie pytanie wieczoru… Pytanie już zostało zadane, a odpowiedź wprawi cały cyrk w paroksyzm szaleństwa, ekstazy, opętańczego zachwytu…
X
W bunkrze Metrobudowy rozwieszono szczegółowe plany apartamentu Jeżowa. Na wszystkich ścianach. Pośrodku głównej betonowej sali postawiono makietę mieszkania.
Jest jedna okoliczność niesprzyjająca: przez tę ogromną liczbę pomieszczeń kontrolowanego mieszkania każdego wieczoru przewalają się tabuny gości.
Jest też inna okoliczność, tym razem sprzyjająca: wszyscy są w jednym miejscu. Niemal co wieczór. Informacje zbiera się przy użyciu 124 mikrofonów. Zbiera się od chwili objęcia przez Jeżowa funkcji szefa NKWD. Teraz towarzysz Jeżów wyleciał ze stanowiska, ale praca jest kontynuowana. I będzie kontynuowana aż do chwili, kiedy ostatni człowiek Jeżowa spotka w nocnym mroku dziwnie energicznych młodzieńców, którzy wypowiedzą sakramentalne: „Ruszaj się, skurwysynu!”. Ostatnim zaś będzie – co do tego w nasłuchu panuje jednomyślność – Nikołąj Iwanowicz Jeżow we własnej osobie. Dla najbliższych – Nicolas.
XI
Placówka szkoleniowa grupy hiszpańskiej jest przewidziana na sześć osób. Każda uczestniczka ma osobny pokój. Tylko nowicjuszka, rezerwowa, nie załapała się na własny. Dostawiono jej łóżko na korytarzu. Nic strasznego. Tu nie ma obcych. Oddzielny pokój, czy wspólny korytarz – co za różnica? Przy łóżku szafka nocna. W ścianie gwóźdź. Szczotka do zębów – do szuflady. Szynel – na gwóźdź. Żołnierski plecak – pod łóżko. A na ścianie, nad łóżkiem, przypięła pinezkami portret towarzysza Stalina.
XII
Operatorzy w bunkrze to nie byle kto, tylko najlepsi akustycy marynarki wojennej. Każdy z nich potrafi z odległości wielu mil morskich wychwycić szum okrętowej śruby, jednocześnie określając typ okrętu, jego przybliżoną wyporność, kurs i prędkość. Niejeden as mógłby na podstawie nieuchwytnych dla naszego ucha osobliwości podać nazwę jednostki. A wtedy – hulaj dusza! – przywołujemy z pamięci liczbę dział na pokładzie, ich kaliber, nazwisko dowódcy…
Takich właśnie orłów, najlepszych jakich wydała Robotniczo-Chłopska Czerwona Flota, zebrano w tym bunkrze. Praca nie należy do łatwych. Goście Jeżowa galopują na golasa po korytarzach i salonach, przypileni chucią cielesną – spróbuj w takich warunkach określić, kto jest w którym pomieszczeniu! Fonogramy przemówień odpowiedzialnych towarzyszy z NKWD dawno już zostały poddane wielostronnej analizie, więc akustycy bez trudu rozpoznają poszczególne głosy… Ale tylko do czasu, aż goście pójdą w gaz. A w gaz idą szybko i nieodwracalnie. Dlatego często zdarza się, że towarzyszowi Stalinowi raportują jedynie urwane strzępy zdań. Goście jeżowowscy z przepicia tracą głos, sapią i skrzypią przedziwnie, wciąż na inną modłę. Towarzysz Stalin rozumie delikatność misji, dlatego chce stuprocentowych ustaleń: lepiej nie rozpoznać mówiącego, niż rozpoznać błędnie.
Ale nie koniec na tym. To bardzo ważne ustalić, kto i co powiedział, również kiedy – ale jeszcze ważniejsze jest: komu. W tym celu wymyślono osobliwy system. Zamówiono gumowe figurki, wszystkie ponumerowano. Figurka nr l z fizjonomii i sylwetki przypomina Nikołaja Iwanowicza Jeżowa. Dla zwiększenia podobieństwa figurce wymalowano na kołnierzu marszałkowskie gwiazdki. Pozostałych figurek jest całe pudło. Ponumerowane jak drużyna w futbolu amerykańskim: im niższy numer, tym ważniejszy zawodnik. Następnie figurki rozstawia się po pokojach i korytarzach makiety kolosalnego mieszkania. Dalej wszystko jest proste: przed minutą towarzysz Trilisser był słyszany w pomieszczeniu nr 41, obecnie jego głos dobiega z pomieszczenia nr 24. A zatem figurka nr 9, przypominająca sylwetkę towarzysza Trilissera, zostaje przesunięta na makiecie z jednego pomieszczenia do drugiego. Każdy wieczór, to przynajmniej setka gości, czasem więcej. Ustawicznie przemieszczają się po pokojach, salonach i korytarzach, jak szkiełka w kalejdoskopie. Odpowiednio przemieszczają się figurki na makiecie. Co minutę automatyczna kamera umieszczona pod sufitem utrwala ustawienie figurek. Później można będzie z dość dużą dokładnością określić, co powiedział towarzysz Trilisser w pomieszczeniu nr 24 o godzinie 23.51, i kto był przy tym obecny. A towarzysz Trilisser powiedział co następuje:
– Cóż ten kaukaski Dupalin wyczynia! Podrzyna gardła zawodowcom. No dobrze, niech nas wszystkich powyrzyna. I co dalej? Pytam was, co dalej? Jak sobie Dupalin da radę bez zawodowców?