XVII
Nowicjuszka przypięła pinezkami portret towarzysza Stalina. Uśmiechnęła się do swoich myśli. Przykryła się razem z głową. I zasnęła. Przyśnił się jej biały puszysty pies o błękitnych oczach.
Rozdział 8
I
Mister Mazur, we are Americans.
– Witajcie, wysłańcy z odległego kontynentu!
– Mister Mazur, zacznijmy od najważniejszego. W naszym kraju para przyzwoitych butów kosztuje dolara. Dobry garnitur – pięć dolarów. Dolar jest ekwiwalentem złota. Żeby uprościć, nie mówmy o uncjach czy funtach, ale o gramach. A więc jeden dolar to trochę ponad jeden gram czystego złota. Tysiąc dolarów to równowartość kilograma i trzynastu gramów złota próby 999,9. Proponujemy panu milion dolarów, lub jeśli pan woli – ponad tonę czystego złota.
Za jakie usługi?
– Pojedzie pan z nami. Mamy dla pana bardzo ciekawą pracę…
– Nigdzie nie jadę.
– Dlaczegóż to, jeśli łaska?
– Mówicie, że jesteście Amerykanami, ale nie powiedzieliście słowa o tym, do jakiego kraju mnie zapraszacie…
– Wszystko po kolei. Chcieliśmy najpierw ustalić wysokość zaliczki, a potem zająć się szczegółami.
– Możecie się nie wysilać. Wiem, dokąd chcecie mnie ściągnąć. A ja już dokonałem wyboru.
– Jakiego wyboru, jeśli można spytać?
– Mój wybór to Związek Socjalistycznych Republik Radzieckich. Moskwa. Towarzysz Stalin.
II
Bal dobiegł końca, świece zgasły. Czas do domu. Wczesnym rankiem towarzysz Trilisser wraca do pustego mieszkania. Po sen.
Towarzysz Trilisser nie musi jak dawniej gnać do biura skoro świt. Pierwszy raz w życiu jest bez pracy.
Jako młodzieniec, w 1901 roku, towarzysz Trilisser zapisał się do partii niejakiego Lenina. Od razu dostał ciekawą, potrzebną i dobrze płatną robotę: miał agitować robotników, żeby nic nie robili. Szesnaście lat harował jak wół, ale pracownicy których agitował nie pracowali. Towarzysz Trilisser solidnie się natrudził, a za solidny trud towarzysz Lenin płacił solidny grosz. Towarzysz Lenin zawsze miał środki. Z pewnych źródeł. Potem towarzysze zdobyli władzę i towarzysz Trilisser zaczął ostro piąć się w górę: objął funkcję szefa Wydziału Zagranicznego OGPU. CzK zmieniała kolejno nazwy na WCzK, potem GPU, OGPU, NKWD. Natomiast Wydział Zagraniczny cały czas pozostawał niezmieniony. Kierowanie nim uchodziło za najbardziej prestiżową funkcję. Praca jak zwykle ta sama: agitować robotników, by nic nie robili. Ale tym razem nie u siebie, tylko u imperialistów. I na skalę ogólnoświatową.
Towarzysz Trilisser obracał niewyobrażalnym budżetem. Dzięki temu światem wstrząsały wielomilionowe manifestacje ludzi pracy, którzy odmawiali pracy, zbałamuceni groszem płynącym z Ojczyzny Światowego Proletariatu. Władza towarzysza Trilissera poza granicami robotniczo-chłopskiej ojczyzny była doprawdy bezgraniczna. To on decydował kogo ukarać, a kogo ułaskawić. To on jedną rozmową telefoniczną uruchamiał tak zwaną likwidację. Wystarczyło podnieść słuchawkę i podać nazwisko. Najlepiej wyraźnie, żeby egzekutorzy od razu zarżnęli właściwego osobnika.
Towarzysz Trilisser miał swoich ulubionych uczniów. Niekwestionowanym pupilem był Jaszka Seriebriański. Sam go wychowywał, protegował, sam go skierował na najbardziej odpowiedzialny odcinek: na likwidację zagraniczną…
Z czasem towarzysz Trilisser piastował jeszcze wiele różnych funkcji, jedną bardziej odpowiedzialną od drugiej. Doszedł do stanowiska członka Komitetu Wykonawczego Kominternu, znaczy sztabu Rewolucji Światowej. Kierował też organami kontroli państwowej. I będąc na tych wszystkich eksponowanych stanowiskach towarzysz Trilisser domyślał się, że nad sztabem Rewolucji Światowej stoi jakiś inny sztab, kierujący Rewolucją Światową; że nad tajnym zakonem kawalerów mieczowych herbu CzK-GPU-NKWD Stalin ma jeszcze własny tajny zakon; że nad kontrolą robotniczo-chłopską chytry Stalin sprawuje własną kontrolę…
III
Człowiek ma zawsze wybór.
Zbiorowość ludzka stoi przed prostą alternatywą: anarchia albo organizacja. Anarchia powoduje rozpad społeczności. Więc albo zginiemy, zamieniając się w zwierzęta, albo wybierzemy organizację. Oczywiście wtedy pojawia się pytanie: jaka organizacja jest najlepsza? Którą wybrać?
Organizacja oznacza czyjąś władzę. Władzę jednostki, albo władzę tłumu, Jeden człowiek może być dobry lub zły, mądry lub głupi, okrutny lub dobroduszny, śmiały lub tchórzliwy. Natomiast tłum nie może być ani dobry, ani mądry, ani odważny. Masa ludzka zawsze jest bezmyślna, bezduszna i tchórzliwa. Zauważmy, że skazany na śmierć zwraca się o ułaskawienie do jednej osoby, a nie do zbiorowości. Skazaniec wie, że jednostka może się nad nim zlitować. Tłum nigdy. Dlatego władza tłumu zawsze jest gorsza od władzy jednostki.
Jeden człowiek może wpaść na dobry pomysł, ale stu ludzi naraz? Nigdy. Jednostka może wykazać wielką mądrość, co w przypadku grupy jest niemożliwe. Dlatego tłumowi powinien przewodzić jeden rozumny człowiek. Lecz jak znaleźć odpowiedniego lidera? Powierzyć to masom? Pozwolić żeby same wybrały sobie przywódcę przez podniesienie ręki albo wrzucenie kartki do urny? A czym się kierują masy wybierając swoich faworytów? Jak to czym: wyglądem zewnętrznym.
Najważniejszego w życiu wyboru partnera w celu prokreacji człowiek dokonuje jedynie w oparciu o walory estetyczne. Gdyby dać tłumowi wolną rękę, postąpiłby tak samo: wybrałby osobnika o najprzyjemniejszej powierzchowności. Zauważmy, że w Ameryce nigdy nie wybrano łysego prezydenta. Łysi nie podobają się tłumom. A zatem: czy można powierzyć społeczeństwu wybór lidera? Nie. Natura rozwiązała to inaczej. Każda wilcza gromada ma swojego przewodnika, który sam się mianuje, udowadniając pozostałym, że jest najlepszym i jedynym wyborem. Główny argument, to przegryzione gardło rywala.
Rudolf Mazur wie, że w dziejach ludzkości to władza jednostki jest regułą, a władza tłumu jedynie odstępstwem od zasady. Bo tłum nie jest zdolny tworzyć, potrafi jedynie niszczyć. Władza mas prowadzi albo do dyktatury jednostki, albo do totalnego upadku.
Mazura nie pociąga władza. Ale chce na tę władzę popatrzeć. Z bliska.
IV
Trilisser piastował różne wysokie funkcje, lecz dziś to wszystko należy już do przeszłości. Miał swoich uczniów, wychowanków, pupilów. Ale już nie ma. Z czasów dawnej świetności zostało tylko przestronne służbowe mieszkanie, oraz letniska pod Moskwą i w Jałcie…
Kiedy pokonując kolejne szczeble kariery ostro piął się w górę, czasem nachodziła go niespodziewana refleksja: czy nie przesadzam? Czy nie za dobrze mi się dzieje? Czy nie pora już z tego wyskoczyć? Wielokrotnie miał taki zamiar. I wciąż odkładał. Powtarzał sobie: jeszcze nie dziś. Może jutro…
W ostatnich latach coraz częściej budził się w środku nocy i godzinami gapił się w sufit. Czy warto było pchać się na szczyt? Brat Miszka wiedzie sobie życie na bazarze w Zaporożu, handluje sznurowadłami… I jest szczęśliwy. Siada pod lipą, sznurowadła rozkłada na stoliku, gazetą zasłania się od słońca… Pociągnie tak ze sto lat. Przeżyje kaukaskiego Dupalina i tych wszystkich, którzy przyjdą po nim… Braciszek handluje sznurowadłami, ma wszystkich w nosie, a przy okazji obraca kapitałem porównywalnym z budżetem Wydziału Zagranicznego OGPU. On też ma swoich uczniów, którym kiedyś, być może, przekaże tajemnice kupieckie…
No właśnie… A towarzysz Trilisser nie ma już swych ulubieńców. Już dawno się odwrócili, odskoczyli na bezpieczny dystans. Ale i to im nie pomogło. Kaukaski Dupalin dorwał ich wszystkich. Mało któremu udało się ujść z życiem. Kilku jeszcze gnije w celach śmierci, czekając na wyrok. No i dobrze.