Poczciwy Trilisser czuje, że kostucha zbliża się nieuchronnie. Nie chce jednego: aby śmierć przyszła z rak dawnego wychowanka. Lepiej trafić w ręce nieznanego oprawcy… Życie przeleciało z hukiem, jak lokomotywa rewolucji… Po cóż pchać się w łapy ulubionego ucznia? Albo obcego kata? Jaki sens? W gabinecie Trilissera za półką z książkami jest tajna skrytka. Dzieło najlepszego majstra Wydziału Zagranicznego. Towarzysz Trilisser przechowuje tam co ma najcenniejszego: podarowany przez samego Trockiego japoński pistolet Nambu, kaliber 8 mm. Dobry pistolet, elegancki, o potężnej sile rażenia. Poprzednio widniała na nim jeszcze srebrna tabliczka z dedykacją… Przypomniał sobie tabliczkę, a zaraz potem Jaszkę Seriebriańskiego…
Ostatnio Trilisserowi coraz częściej staje przed oczami ulubiony uczeń Jaszka. Roi mu się jak zjawa, jak cień śmierci. Och, żeby tylko nie trafić do niego… Ale Trilisser wie: Jaszkę zabrali. A skoro zabrali, to już nie puszczą. Przecież u nas się nie wypuszcza. Z drugiej strony, Dupalin jest zdolny do wszystkiego… Nie, dłużej już nie można zwlekać. Czas ruszyć na spotkanie śmierci, nie czekając, aż sama zawoła głosem Jaszki.
Uśmiechnął się gorzko. Czy mógł przypuszczać, odbierając japoński pistolet z rąk samego Trockiego, że tylko raz pociągnie za jego spust? Strzelając sobie w łeb…
Trilisser przekręca klucz w zamku. Wchodzi, domyka za sobą drzwi wejściowe, przechodzi do gabinetu, rozsuwa ciężkie zasłony. Światło zalewa pokój. Odwraca się…
Półka z książkami przewrócona. Książki na podłodze. Dębowa boazeria w drzazgach. Drzwiczki od sejfu otwarte na oścież. Z głębokiego skórzanego fotela hardo spogląda Jaszka Seriebriański.
V
Rudolf Mazur przeciągnął się, smacznie ziewnął, uśmiechnął. Odespał się za wszystkie czasy. Początkowo sen miał ciężki i niespokojny. Dręczyły go widziadła z berlińskiego cyrku, natrętnie powracało obcesowe pytanie, jego własna odpowiedź i brawurowe wyjście z namiotu wprost na osłupiałych policjantów. Męczył go sen o włóczędze po wielkim mieście, o lodowatym deszczu zacinającym zmrożonymi kroplami, o niebezpiecznym czarnym rottwelierze, o aresztowaniu i więziennej celi… I podziemny bal… W tym momencie przestał stękać i rzucać się, uśmiechnął się przez sen, setki jego podziemnych wielbicielek zamieniło się w miliardy puszystych śnieżynek, czarne niebo przemieszało się z białą ziemią – i wtedy on, bezcielesny, poszybował między nich, w kuszącą i bezkresną otchłań mroku. Potem przez wiele godzin nic mu się nie śniło, po prostu spał, nabierając sił, jak akumulator podłączony do ładowania.
Obudził się z błogim uśmiechem na ustach, czując niezłomną potęgę ducha i ciała. Po wysłuchaniu propozycji dwóch przemiłych Amerykanów spróbował sobie wyobrazić, jak może wyglądać pryzma banknotów wartości miliona dolarów i ile może ważyć. Potem przeciągnął się raz jeszcze, znów smacznie ziewnął, przetarł twarz dłońmi, odpędzając resztki snu, po czym uprzejmie pożegnał się z Amerykanami:
– Żegnam panów. Idźcie stąd i nie wracajcie. I nie oglądajcie się za siebie.
Obaj wstali, ukłonili się i poszli. I żaden się nie obejrzał.
VI
A z głębokiego skórzanego fotela hardo spogląda Jaszka Seriebriański: lico czarne, włosy białe, wilcze kły połamane, spodnie w strzępach, utytłane brudem z celi tortur, śmierdzące żołnierskie buciory bez sznurowadeł, brudne nogi bez skarpet… I nowiutka koalicyjka przerzucona przez nienaganną bluzę z szarego angielskiego sukna z Orderem Lenina na piersi, z generalskimi rombami lśniącymi na granatowych patkach kołnierza munduru funkcjonariusza bezpieczeństwa państwowego…
– Uciekłeś, Jasza?
– Wrogu ludu Trilisser, nie jestem dla was żaden Jasza, tylko starszy major bezpieczeństwa państwowego Seriebriański. Jesteście aresztowani.
– Jasza! Towarzyszu Seriebriański!
– Co? Towarzyszu?! Ty pieprzony pederasto, ja ci zaraz dam towarzysza! Brać go! Ruszaj się, skurwysynu!
VII
Wieczór dobiegł końca. Jeżow został sam. Samotny wśród bezrękich figur. Pijany, choć trzyma się na nogach.
Tysiące jeżowców poszło pod stalinowski topór. Znikają ludzie. Frinowski jakby zapadł się pod ziemię. Był – i go nie ma. Po nim Żakowski, Bielski, Żukowski, Agranow, Fiłaretow… W końcu został tylko jeden ważniak Trilisser. Ale o nim też słuch zaginął. Po raz ostatni widziano go na balu przebierańców u Jeżowa. Stamtąd udał się do domu – i tyle. Był człowiek, nie ma człowieka. Nawet notoryczny pijak musi na to zareagować. I wyciągnąć odpowiednie wnioski. A wnioski są oczywiste: następny w kolejce będzie on we własnej osobie – Kola, którego wszyscy tak wielbią. On sam – Nikołasza, Nikołaj Iwanowicz Jeżow, Nicolas.
Nłkołaj Iwanowicz masuje sobie skronie. Co robić? Przecież musi być jakieś wyjście. Proszę, choćby taki Zawieniagin. Jakimś cudem zdołał się wyrwać i poszedł ostro do góry. Jaszka Seriebriański wyrwał się – i też awansuje. Paraduje w nowych oficerkach. Zjawił się bladym świtem, kiedy goście zbierali się do wyjścia. Zajechał limuzyną, a za chwilę meldował się u niego jakiś facet na motorze, cały w skórach. Seriebriański, ignorując dawnych przyjaciół, udzielał skórzanemu instrukcji. A wszystko na pokaz: przyszła na was kryska, dupki jeżowskie. Teraz rządzą chłopcy Berii! Przechadza się, bydlak, poskrzypuje nowiutkim pasem, resztkami gęby próbuje się uśmiechać: widzicie, ścierwa, kto kogo?
Ale cóż począć?
Wyjście jest tylko jedno: napisać memoriał do Dupałina.
VIII
Towarzyszu Stalin, otrzymaliście list od Jeżowa.
– Długi?
– Długi.
– Coś istotnego?
– Jeżów tłumaczy się.
– To nie jest istotne.
– I proponuje…
– Słucham.
– W razie wojny Armia Czerwona nie powinna kierować głównego uderzenia na Niemcy, tylko na Rumunię, żeby odciąć Rzeszę od źródeł ropy…
– To rozsądne, ale sami już na to wpadliśmy.
– Jeżeli uderzymy na Rumunię i odetniemy rumuńskie zagłębie naftowe, to w niedługim czasie niemieckie czołgi i niemieckie lotnictwo zostaną unieruchomione.
– To też prawda, ale wiemy to bez jego cennych uwag.
– Wychodząc z takich założeń Jeżow proponuje wstrzymać produkcję i radykalnie zmniejszyć stan wyposażenia armii w działa przeciwpancerne i przeciwlotnicze. Skoro Niemcy nie będą mieć ropy, skoro ich czołgi i samoloty wypadną z działań, to ten typ uzbrojenia stanie się bezużyteczny. Jeżow proponuje, by nie marnować sił i środków na unowocześnianie uzbrojenia przeciwlotniczego marynarki wojennej, oraz żeby wycofać się z zamiaru produkcji nieprzydatnych już rusznic przeciwpancernych.
– Co prawda, to prawda, towarzyszu Chołowanow, ale wymyśliliśmy to wszystko bez Jeżowa. Produkcję dział przeciwpancernych i przeciwlotniczych zawieszamy, nie modernizujemy sprzętu na okrętach, wstrzymujemy prace nad rusznicami przeciwpancernymi dla piechoty.
– Jeżów w swoim liście ma jeszcze jedną propozycję. Skoro rusznice przeciwpancerne nie są przydatne do zwalczania czołgów, to można je wykorzystać do zwalczania wrogów ludu.
– Interesujące. Przyjrzyjcie się, o co chodzi. Czekam na raport.
IX
Co to jest dyslokacja agenturalna?
– Nasz wywiadowca znajdował się w Moskwie, a teraz znajduje się tam, gdzie mu kazano pracować. To jest właśnie dyslokacja agenturalna.