Выбрать главу

V

Długi czarny Lincoln odwozi Chołowanowa i Nastię do domu. Gryf promienieje:

– Nie wiedziałem, Nastiu, że z ciebie taka urodzona aktorka. Autentycznie. Aleś odstawiła rolę! Koncertowo! Chłopcy co nas ubezpieczali są zachwyceni. Mówią, że powinnaś grać na najlepszych scenach Moskwy, zgarniać Nagrody Stalinowskie. Szkoda, że zaraz schodzisz do podziemia. Nie możemy więcej cię dekonspirować. Ech, szkoda, byłabyś móją prawą ręką…

VI

Jasne! – Oblicze wroga ludu pojaśniało w jednej chwili.

– A zatem, obywatelu Trilisser: nikt nie zdejmuje z was oskarżenia, sprawa zostaje tymczasowo zawieszona. Towarzysz Stalin daje wam ostatnią szansę, abyście mogli przysłużyć się wielkiej sprawie ostatecznej eksterminacji wrogów ludu, niezależnie od tego, gdzie się ukryli. Niniejszym zostaje wam nadany tytuł komisarza bezpieczeństwa państwowego drugiego stopnia. Cztery romby. Po wojskowemu – komandarm drugiego stopnia. Macie tu kurtkę z nowymi dystynkcjami. Spodnie, buty, czapkę i całą resztę otrzymacie potem. Teraz najważniejsze, to wasza waga i zdrowie. Normalne jedzenie może być dla was śmiertelne. Tylko bulion.

Potężny facet klasnął w dłonie, otworzyły się drzwi i kaskada światła runęła do wnętrza celi. W promieniach wschodzącego słońca zarysowała się sylwetka spasionego kucharza… Wyprzedzając światło do celi wdarł się zawiesisty, odurzający aromat…

VII

Czy czarodziej, choćby nawet najlepszy, może w ciągu kilku miesięcy nauczyć wszystkich czarodziejskich mądrości swoją uczennicę, choćby najbardziej utalentowaną?

No, niestety nie. W tak krótkim czasie nie można nauczyć się wszystkiego.

A jednak…

A jednak czarodziej zdołał jako tako przeszkolić swą szanowaną, choć nie lubianą uczennicę.

Jak i czego dokładnie ją nauczył, o tym, prawdę powiedziawszy, nie mam zielonego pojęcia. Nie znam nawet setnej części czarodziejskich sekretów. A gdybym je poznał – to wtedy ho, ho! Wtedy sam zostałbym czarodziejem, bałamuciłbym publikę na całym świecie.

Szkolenie prędko dobiegło końca. Czas naglił. Najwyższa pora zacząć drugą wojnę światową. Dlatego z samej góry spływa rozkaz: hiszpańska infantka ma pilnie przybyć na bal kostiumowy z okazji zakończenia kursu. Następczyni hiszpańskiego tronu zostaje przydzielony osobisty środek lokomocji: skład remontowo-techniczny NACZSPECREMBUD-12.

VIII

Nie ma piękniejszego jeziora niż Seliger. Bolszewicy zrozumieli to najlepiej. Ogłosili tamtejsze tereny rezerwatem przyrody, a potem w środku rezerwatu, nad brzegiem jeziora, postawili domki letniskowe dla wyższej kadry kierowniczej.

– Wypoczywajcie, nabierajcie sił – uśmiechnął się szef specgrupy Szyrmanow.

Komisarz bezpieczeństwa państwowego drugiego stopnia towarzysz Trilisser wie, jak uśmiecha się kat przed egzekucją. Teraz miał wrażenie, że w uśmiechu tego dupka dostrzegł grymas śmierci.

IX

Tylko ktoś niewtajemniczony może uważać, że jest to skład remontowo-techniczny. Wewnątrz, w wagonie ni to pocztowym, ni to bagażowym wszystko jest tak urządzone, by pasażer poczuł się wygodnie i przytulnie.

Kiedyś dawno temu, jakby w innym życiu, Nastia Strzelecka była już pasażerką tego pociągu. Wszystko jest jej dobrze znane. Również konduktor.

– Dzień dobry, Ciech Ciechowicz.

– Witaj, Feniks.

– Dokąd jedziemy?

– Do Kujbyszewa. Na dziewięćset trzynasty kilometr. Stacja docelowa: „Moskwa-600”.

X

Trilisser jest sam w rządowej willi. Odkarmił się, nabrał ciała. Ma do dyspozycji osobistego lekarza. Osobistego kucharza. Jeszcze kogoś tam osobistego. W willi stworzono najlepsze warunki do wypoczynku i owocnej pracy. Towarzysz Trilisser pracuje. Nikt nie ma prawa wiedzieć, nad czym konkretnie. Więc kucharz, lekarz i reszta obsługi pojawiają się jedynie w ściśle wyznaczonych godzinach i minutach, po czym stanowczy ochroniarze wyprowadzają ich za drzwi. Tak ma być: towarzysz Trilisser na rozkaz towarzysza Stalina opracowuje plan wyeliminowania największego wroga ludzkości – potwora Trockiego.

Trilisser wie: jeżeli jego misja zakończy się powodzeniem, towarzysz Stalin bez wątpienia przypnie mu do piersi Order Lenina i wyniesie go na niebotyczne wyżyny władzy.

Długimi wieczorami Trilisser przechadza się po pustym, odgrodzonym odcinku brzegu. Dobrze tu jest. Beztrosko. Nie zadręczają dzwonki telefonów.

Jedna myśl trapi Trilissera: żeby tylko ktoś nie ukradł mu pomysłu. Idea jest bardzo prosta, a przez to wyśmienita. Należy podesłać Trockiemu naszego człowieka, niby trockistę. Zjawi się z artykułem wychwalającym rozliczne zalety mistrza. Ten pochyli się nad tekstem, wczyta się w peany na swoją cześć, zacznie skubać swoją czarcią bródkę – a wtedy nasz człowiek przydzwoni mu siekierą w czachę!

Efekt propagandowy byłby fenomenalny: trockiści własnoręcznie mordują Trockiego! Sfora rzuca się sobie do gardeł! A poza tym, Trocki nie umrze natychmiast, będzie konać w męczarniach. To też przyjemny aspekt…

Lecz Stalin-Dupalin zażyczył sobie, żeby naradzić się nad planem. Przyśle Berię i jeszcze kogoś. Beria zapozna się z koncepcją, a potem ogłosi wszem i wobec, że to on wszystko wykombinował…

Czyżby Dupalin był tak podły, że pozwoli na przejęcie planu Trilissera przez kogoś innego?

XI

W przedziale kolejowym zawsze śpi się znakomicie. Stukot kół wpływa kojąco.

Z przekopanej pod płotem nory wynurzył się puszysty, biały, zadbany pies o błękitnych oczach. Otrzepał się z ziemi. Husky syberyjski. Wkroczył na działkę jak jej pan. Mała Nastieńka skuliła się z żalu i strachu. Bury łańcuchowy Robespierre rozszarpywał na strzępy każdego, kto znalazł się w jego zasięgu. Zagryzł kota sąsiadów i małego liska, który zawędrował przypadkiem na podwórko. Robespierre uznawał tylko swojego pana. Każdy inny, człowiek czy zwierzę, musiał oddać mu życie, jeśli tylko ośmielił się podejść za blisko. Wszyscy o tym wiedzieli, dlatego nikt się do niego nie zbliżał. Potem zabito Robespierra Krwawego. W pewien upalny dzień, 10 czerwca 1937 roku, ludzie towarzysza Stalina zastrzelili bestię. Bez tego aresztowanie komkora Strzeleckiego nie było możliwe… Ale nim nastał ten dzień upłynęło całe życie – zdumiewające, wesołe, radosne. W tym życiu pojawił się biały puszysty pies, który stanął na drodze Robespierra, nie bojąc się jego straszliwych kłów. Dziewczynka jest sama w domu. Tylko ona i bury pies na uwięzi. I ta biała nieproszona szelma. Nastia skuliła się z przerażenia: zaraz Robespierre rozszarpie przybłędę na drobne kawałki. Zaraz te kawałeczki będą fruwać po okolicy. To takie straszne. I takie ciekawe. Ale Robespierre, nie wiedzieć czemu, nie rzucił się z kłami na nieproszonego gościa. Sprężył się cały, zamarł, wyciągnął, i tylko czubek jego burego ogona miotał się histerycznie.

Biały pies odważnie obwąchał znieruchomiałe zwierzę, po czym nagle ugryzł wściekle, ze złością…

XII

Zbliżamy się.

– Dziękuję, Ciech Ciechowicz. Już nie śpię.

W wieczornym półmroku tory rozeszły się w dwóch kierunkach. I jeszcze raz. Rozjazd na 913 kilometrze. Na nasypie napis z białych kamyków: CHWAŁA STALINOWI! Z drugiej strony: ZLIKWIDUJEMY KUŁACTWO! Z przodu wyłania się sylweta olbrzymiego mostu na Wołdze.

Ale NACZSPECREMBUD nie wjechał na most. Odbił w bok, pędząc po zardzewiałych torach w stronę Żygulowska, ku stromym zboczom, w skały. Po prawej uskok, po lewej urwisko. Dziki las. Dziewiczy. Teren osłonięty, wichura nieco zelżała. Jest coraz mroczniej. A deszcz zacina bez litości.