Weszli do korytarza „A”, zrzucili okrycia: Chołowanow, Mazur i Nastia-Feniks. Szyrmanow odbiera od nich czapki i brezentowe płaszcze, melduje Chołowanowowi gotowość skrytek „Amur-Lasu” do przerzucenia grupy agenturalnej. Ściska dłonie, życząc powodzenia.
Cała trójka pozostaje w korytarzu „A”. Ciężkie drzwi zamykają się jak luk w okręcie podwodnym. Zamki zatrzaskują się. Szyrmanow oddaje pomocnikowi płaszcze i czapki, a sam wzywa kapitana Jurina: inspekcja statku zakończona, bez zastrzeżeń, pomyślnych wiatrów, płyńcie przez morza i oceany, godnie wznosząc banderę Ojczyzny Światowego Proletariatu.
Kapitan ściska dłoń pogranicznika. Twarz mu tężeje. Zwraca się do załogi:
– No, dosyć już tej demokracji! Koniec zebrania. „Amur-Las” ryknął przeciągle i radośnie.
I zniknął we mgle.
VIII
Zimne arktyczne fale walą bezlitośnie w burty „Amur-Lasu”. Statek skrzypi i jęczy, ale się trzyma. Każda chwila pobytu na pokładzie szalupowym napawa przerażeniem. Fale toczą pianę, jak wściekły potwór. Huragan kotłuje szarą wodę i wyrzuca z otchłani nowe miliony ton, mieszając z pianą i wiatrem. Śnieg oblepił cały drewnowiec mokrym całunem, zaślepił bulaje. Jeśli jakiś dureń nie może usiedzieć w kajucie, to po wyjściu na pokład musi przypiąć się łańcuchem. Każda fala jest jak tąpnięcie w sztolni. W powietrzu świeżość przesiąknięta wodą. Ocean huczy, szaleje. Wystarczy nałykać się oceanicznego powietrza – i sen morzy w jednej chwili. Ale pasażerowie nie mają czasu na sen. Wciąż trwają zajęcia. Zadanie Mazura, to maksymalnie wykorzystać podróż na dalsze szkolenie następczyni hiszpańskiego tronu. Feniks ma słuchać instruktora i ćwiczyć szare komórki. Gryf ma dowieźć Feniksa na miejsce, a samemu wrócić do Moskwy jakimś innym środkiem lokomocji. W podróży osobiście odpowiada za bezpieczeństwo infantki.
– To co, może posłuchamy, o czym gada nasza dzielna załoga?
IX
Na ich trójkę jest sześć podwójnych kajut. Przestronnie! No i korytarz z dwoma zakrętami i dwoma pokładami szalupowymi. Kiedy wiatr wali z impetem w prawą burtę – spaceruj po lewym. I odwrotnie. Zawsze jeden pokład jest osłonięty od huraganowych porywów i spienionych bałwanów.
Nastia wdycha głęboko powietrze, po czym pędzi pod prysznic. Gorącym biczem wodnym spłukuje z siebie zmęczenie i brak snu. Znowu jest gotowa do pracy:
– Dzień dobry, czarodzieju!
– Witaj, Feniks!
X
Przed wypłynięciem w morze czarodziej ponownie odwiedził Stalina:
– Nic z tego nie będzie. Królowa z niej żadna.
– To jeszcze zobaczymy.
– Zakład?
– Stoi.
– O co się zakładamy?
– Ten, który przegra, musi w obecności wszystkich członków Biura Politycznego wejść pod stół i powiedzieć, że jest dupkiem żołędnym.
– Zgoda.
A teraz kolejny dzień z rzędu wzburzony ocean miota czarodziejem, Gryfem i Feniksem, zamkniętymi w skorupce drewnowca. Czarodziej traktuje zadanie uczciwie. Też chciałby zrobić z niej królową. Zawsze to jeden monarcha więcej. A biurokracji mniej. Jeden monarcha zastępuje co najmniej milion złodziei-biurokratów. Dlatego królowie zawsze kosztują naród mniej. I po raz pierwszy coś drgnęło w czarodzieju: a może jednak będzie z niej monarchini. Wtedy musiałby publicznie przyznać, że jest dupkiem. Ale to nic. Jeżeli będą z niej ludzie, to czarodziej jest gotowy na takie poniżenie. W przeciwnym razie towarzysz Stalin będzie musiał okrzyknąć się dupkiem żołędnym. Ale będą jaja…
Trzeba przyznać, że ta druga możliwość z każdym dniem staje się coraz mniej prawdopodobna. Czarodziej wyczuwa w swej uczennicy upór, jakiego się nie spodziewał. Narzuciła sobie rygorystyczny rozkład dnia: pięć godzin pracy, dwie godziny na sen i potrzeby osobiste, pół godziny spaceru po pokładzie szalupowym i pół godziny gorącego prysznicu. Potem zjawia się rumiana jak dojrzałe jabłuszko, gotowa powtórzyć cały cykl roboczy. Jedna doba to trzy takie cykle, łącznie piętnaście godzin pracy, sześć godzin snu, półtorej godziny na powietrzu, półtorej godziny pod prysznicem. I znów do roboty.
– Dziś zaczniemy od omówienia twojego wypracowania o tym, jak zniewolić sto milionów wolnych obywateli.
XI
Kapitan drewnowca Sasza Jurin jest sam w kajucie. Chodzi z kąta w kąt. Gada do siebie.
XII
Wiesz, Feniks, muszę przyznać, że nie wszystko w twoim wypracowaniu jest dla mnie jasne.
– A cóż w tym niejasnego? Jest defilada na Placu Czerwonym. W każdym szeregu po dwudziestu ludzi. W każdym sektorze dziesięć szeregów, dwustu ludzi. Tych sektorów jest po horyzont. Maszerują równo, aż miło patrzeć. Każdy żołnierz przez okrągły rok wyciskał z siebie siódme poty, szkoląc się na defiladę. I to nie tylko w Moskwie, ale wszędzie. Pytanie: czy wyrzucanie wyprostowanych nóg powyżej pasa, wypinanie piersi i zadzieranie brody powyżej nosa przydatne jest na wypadek działań wojennych? Po co tracić czas na ćwiczenie kroku defiladowego? Odpowiedź: po to, żeby zmusić tysiące ludzi do reagowania w sposób bezrefleksyjny, przyzwyczaić ich do słuchania rozkazów, a nie zdrowego rozsądku.
– Trudno się nie zgodzić.
– Dobrze. W takim razie trzeba podobne ćwiczenia zastosować wobec setek milionów ludzi.
– Zmusić obywateli, żeby maszerowali krokiem defiladowym?
– Niekoniecznie. Mam na myśli treść, a nie formę. Najważniejsze, żeby te ćwiczenia były absurdalne i żeby równocześnie dotyczyły setek milionów ludzi. Najlepiej zmusić ich do wykonywania jakiegoś kretynizmu. Regularnie.
– Masz przykłady takich kretynizmów?
– Można na przykład zmusić całą ludzkość, żeby dwa razy w roku przestawiała wskazówki zegarów.
– Czym to uzasadnić?
– Oszczędnością energii.
– To prawda?
– Skądże znowu! Najważniejszym odbiorcą energii elektrycznej są fabryki. Na drugim miejscu są środki transportu. Przesuniemy wskazówki, czy nie przesuniemy – i tak ilość zużywanej energii nie ulegnie zmianie. Poważnym odbiorcą są kopalnie węgla. Tam zawsze ciemno. Albo oświetlenie ulic. Światło włącza się kiedy jest ciemno, a wyłącza kiedy jest jasno. Co zmieni przestawienie wskazówek?
– Część energii wykorzystują ludzie w swoich mieszkaniach…
– Słusznie. Niecały jeden procent. Ale w ramach tego procentu też nie wszystko idzie na oświetlenie. Niebawem nadejdą takie czasy, że ludzie będą mieć elektryczne żelazka, elektryczne maszynki do mielenia mięsa, telefony na prąd, radia, elektryczne kino domowe. Możesz kręcić wskazówkami zegara w każdą stronę i nie wpłynie to w żaden sposób na zużycie energii. Zresztą z oświetleniem mieszkań to wygląda podobnie: latem i tak jest widno i nie ma znaczenia, czy wstajesz o piątej, czy o dziesiątej. Z kolei zimowym rankiem i tak jest ciemno i nie obejdzie się bez oświetlenia. Nieważne, czy jest godzinę wcześniej, czy później.
– Zatem uważasz, że nie będzie żadnego pożytku z przestawiania zegarów?
– Będą tylko kłopoty. Masa kłopotów.
– I nikt nie będzie oponować?
– Tłum nie potrafi myśleć. Tłum przyjmie to jako coś naturalnego. Sam będzie sobie przysparzać nowych problemów. Jeśli tylko narzucimy ludzkości z dziesięć takich idiotycznych zachowań, jeśli sprawimy, że wszyscy podporządkują się bez zastrzeżeń, wtedy zawładniemy światem.