XIII
Czarodziejowi dane jest spać bardzo krótko. Ale nie może zasnąć. Kto wie, czy Stalin nie ma racji: może będzie z niej władczyni. Wspaniały pomysł: zmusić miliardy ludzi do absurdalnych zachowań wbrew ich interesom i zdrowemu rozsądkowi.
XIV
Kajuty, Amur-Lasu” szykowano dla cudzoziemców. A jak wiadomo, cudzoziemców kochamy nade wszystko. Wsiadając w Leningradzie na statek spacerowy przepuszczamy cudzoziemca przodem. Okazujemy mu respekt i podziw. W Nowym Jorku podobnie: Amerykanin ma pierwszeństwo, a Rosjanin jak zawsze jest wydudkany. Dla cudzoziemców przygotowano najlepsze restauracje i hotele. Na drewnowcu podobnie, stworzono im maksymalnie komfortowe warunki. Nastia na pierwszy rzut oka doceniła miękką skórę obić, puszyste dywany, szlachetne brązy i eleganckie, dyskretne oświetlenie. Mogłaby tak płynąć całe życie, zmierzając ku horyzontom, unosząc się na falach, wsłuchując w szmer deszczu za iluminatorem i uderzenia fal oceanu w burty.
Zajęcia z czarodziejem trwają niemal nieprzerwanie. Krótki sen, spacer, długi prysznic – i znów zajęcia. Czasami wpada do nich Gryf. Na razie ma niewiele do roboty, dlatego spoczywają na nim kucharskie obowiązki: krojenie kiełbasy, otwieranie puszek z zupami, tuszonką i kaszą, odgrzewanie, gotowanie, smażenie, nakrywanie do stołu, dolewanie sobie i czarodziejowi do szklaneczek.
– Hej, psycholodzy, mam trudny problem.
– Melduj, Gryf.
– Ciągle słucham tej cholernej załogi…
– I co, mamy zgadnąć o czym gadają? O dupach.
– Słusznie. A poza tym?
– Nie wiem, o co ci chodzi.
– Chodzi mi o to, że kapitan Jurin, tak jak i ja, lubi pogadać sam do siebie.
– Wiesz, to się każdemu zdarza. Nawet dosyć często. Ale o czym gada ten Jurin, kiedy jest sam. Też o dupach?
– Właśnie problem w tym, że nie o dupach. Kapitanowi chyba zwyczajnie odbiło.
– Chcesz żebym odgadł, o czym mówi do siebie?
– Nie zgadniesz!
– No, to uważaj. Zresztą, jestem pewny, że moja uczennica zgadnie nie gorzej ode mnie. Mam rację, Nastiu?
– To nic trudnego. Jeżeli kapitan Jurin gada do siebie w samotności i nie gada o kobitach, to znaczy, że wygłasza patriotyczne przemówienia. Tak?
XV
Błyszczący pociąg towarzysza Berii zgrzytnął hamulcami i wtoczył się na malutką stacyjkę. Tam tory kończą swój bieg. Stacja nie ma żadnej nazwy. Wokoło wartownicy. Obok przepiękne jezioro. Właśnie tutaj, z dala od wrzawy i zgiełku, odbędzie się narada na temat, który wszystkich wielce zajmuje.
XVI
Dokładnie! Gada jak na zebraniu partyjnym. Może oszalał? Ja rozumiem, że w obecności załogi trzeba prezentować jedynie słuszną postawę. Ale w odosobnieniu?…
– Zaryzykowałabym następującą diagnozę: kapitan Jurin jest mądrzejszy od reszty załogi. Nikt prócz niego nie domyśla się, że cały statek jest na podsłuchu. Ludzie opowiadają tu różne głupoty. Tymczasem kapitan „Amur-Lasu” pokapował się, że statek wyposażony w rozmaite sekretne funkcje nie może nie mieć podsłuchów. Jak się człowiek połapie, że jest podsłuchiwany, może milczeć. Ale może też z premedytacją wygadywać rzeczy adresowane do podsłuchującego. Kapitan Jurin chce, żebyś te propagandowe bzdury zapisywał w stenogramach podsłuchów jak jakieś najskrytsze myśli. Czarodzieju, czy właściwie oceniam sytuację?
– Brawo, infantko!
Rozdział 16
I
Czarne niebo. Czarna morska toń. Gwiazdy w niebie i gwiazdy w morzu. Plusk fal. Z przodu, na wprost, na kursie, nie widać żadnych gwiazd. To oznacza chmury, albo urwisty brzeg. Już czas. Chołowanow wyjął nóż i kilkakrotnie rozciął powłokę i dno pontonu. Po chwili zanurzyli się w zimnej wodzie. Fala uniosła Gryfa i Feniksa. Wznieśli się ku gwiazdom, potem w dół i wtedy poczuli grunt pod stopami. Fala delikatnie wypchnęła ich na brzeg. Wyszli na ląd. Gdzieś w oddali „Amur-Las” pruje morską toń, aby tylko z dala od wyspy. Ależ tam było przytulnie! Gorący prysznic, syte posiłki, ciepła pościel, korytarze ze spokojnym niebieskim oświetleniem, kabiny zachęcające do wypoczynku. I te wszystkie mądre książki i stacje radiowe do wyboru, do koloru. A tu zimnica! Od biedy dałoby się wytrzymać, gdyby nie ta nocna kąpiel w morzu. I gdyby było jakieś schronienie przed przejmującym wiatrem i lodowatą mgłą. Ale nic z tego.
Wylądowali na pustej dzikiej plaży. Żadnego namiotu, koca ani choćby płaszcza. Gdyby policja się czepiała, wytłumaczenie jest proste: uwielbiamy nocne kąpiele i nocną miłość na plaży. Ależ skąd, jacy tam z nas handlarze narkotyków! Uchowaj boże! Szpiedzy? Wolne żarty, panowie. Nie mamy forsy. Jakieś kopiejki. A raczej pesety. Paszporty? Pewnie, że mamy. Proszę, francuskie, w torebce kauczukowej, żeby nie zamokły. Jeszcze srebrna piersiówka. To wszystko. Jednym słowem, romantycy. Rosjanie. Z Paryża. Białogwardziści. Rodzice musieli brać nogi za pas, wiać przed cholernymi bolszewikami, taka ich mać. Ale nas polityka nie interesuje. Chcemy się tylko dobrze zabawić.
Ale na plaży nie czeka na nich żaden patrol. Gryf rozciera Nastię, bo szczęka zębami jak najęta.
Na razie lądowanie przebiega zgodnie z planem. „Amur-Las” zboczył z kursu na Morzu Śródziemnym, wygasił światła pozycyjne i w ciemnościach zbliżył się do archipelagu Balearów. W pobliżu Majorki zastopowano maszyny. Statek zwolnił, ale nie stanął na kotwicy. Załoga otrzymała wyraźny rozkaz: żadnego łażenia po pokładzie, żadnych wrzasków, żadnych świateł. Puszczono pogłoskę, że właśnie są wykonywane tajne zdjęcia hydrograficzne faszystowskiego wybrzeża.
Gdy statek zwolnił bieg, czarodziej uściskał Nastię: miej się na baczności! Objął Gryfa: pilnuj jej!
Noc była wprost wymarzona dla takiej’misji. Ciemno, wichura, fale, gwiazdy – zaraz nadciągną chmury i lunie deszcz. Co prawda, fale są tu zupełnie inne niż na Morzu Norweskim albo Morzu Białym. Łagodniejsze. I jest znacznie cieplej. Zwłaszcza tym, którzy są pod kołdrą.
W planie przewidziano dosłownie wszystko: o północy lądujemy na plaży, czekamy do świtu, rankiem zabieramy się pierwszym autobusem. Nie uwzględniono tylko jednej okoliczności: dokuczliwego zimna. Nastia drży jak liść osiki. Gryf podał jej piersiówkę, ale niewiele to pomogło. Na moment przestaje dygotać – i znów to samo. Kiedyś przyszło jej w październiku popływać w Wołdze. A Wołga w październiku to nie kurort. Nie Morze Śródziemne. Od tamtej pory trzęsie się po każdej zimnej kąpieli. Wydelikacona. Gryf pokiwał głową, wciągnął powietrze w nozdrza jak gończy pies, wyczuł nosem świeżą smołę. Co można smołować nad brzegiem morza? Pewnie, że łodzie rybackie. Naprzód, infantko!
Przeszli plażą z kilometr. W końcu natknęli się na łodzie. Te świeżo wysmołowane można sobie odpuścić: głowa rozboli. Poza tym nowe łódki mogą być pilnowane. Po co niepokoić ludzi. Tam, gdzie od wieków łowi się ryby, zawsze w pobliżu nowych łodzi znajdą się i stare, porzucone. Gryf widzi w ciemnościach jak kot. Węszy. I znalazł. Jest jedna na uboczu, wywrócona do góry dnem, stara, przesiąknięta solą, z wyłamanym dnem. Właź. Grzej się. Pod łódką jest jak w małym domku, wiatr nie dokucza.
Nastia wczołgała się pod spód, zwinęła w kłębek, oplotła kolana rękami. Dobrze byłoby teraz rozpalić małe ognisko, bez zapałek, tak jak ją nauczono, ale nie mają prawa ściągać na siebie uwagi. Trzeba sobie radzić bez ognia. Gryf zniknął na dobre pięć minut. Wraca z ogromnym żaglem. Masz, to twoja pierzyna, poduszka, materac.