– Pasuję cię, Gryfie, na rycerza i nadaję ci tytuł barona. Nakazuję ci, abyś od dnia dzisiejszego mienił się… Słuchaj, jakie to wyspy? Baleary?…mienił się baronem Balearskim. Twoje włości są tutaj. Teraz pocałuj dłoń, baronie.
XVII
Dalej wszystko poszło zgodnie z planem. Wczesnym rankiem przeraźliwie rozklekotanym autobusem dotarli do Palma de Mallorca. Wziął ją za rękę i poprowadził w pajęczynę romantycznych uliczek. Niektóre miały po dwa, trzy metry szerokości. Sklepiki jeden obok drugiego. Jest tam dosłownie wszystko. Leży, czeka na chętnego. Ale nie rozdają każdemu wedle potrzeb. Toteż gorąco zachęcani, – aby udając się do tych sklepików zabierać ze sobą pieniądze. Bo bez pieniędzy czeka tam na was jedno wielkie rozczarowanie. Od tej czarnej zawiści możecie w ułamku sekundy stać się komunistami. A komunizm, jak widać, jest nieuleczalny.
Infantka hiszpańska i baron Balearski nie mają grosza przy duszy. Lecz niebawem ma nastąpić kontakt agenturalny. Zwany przez czekistów spotkaniem momentalnym. A przez wojskowych spotkaniem błyskawicznym.
Najważniejszy odpowiedni wybór miejsca. Spotkanie błyskawiczne musi odbywać się wśród ludzi, gdzieś na ścianie musi być zegar, żeby obaj uczestnicy spotkania nie spoglądali bezustannie na zegarki i żeby poruszali się z dokładnością do sekundy. Od tej chwili wszystko zależy od precyzji wykonania.
Miejsce wybrano przyzwoite: wejście do wielkiego sklepu „Garan”. Otwiera się równo o dziesiątej i od razu wsysa spory tłumek oczekujących. Nad wejściem wisi zegar. Spotkanie zaplanowano na godzinę dziesiątą zero dwie. Gryf na chwilę przystanął w wejściu, czekając aż wskazówka minutowa dotknie drugiej kreski, po czym dał nura w tłum. Setki kupujących na moment zbijają się w ciżbę ludzką, po czym rozpływają się we wszystkich kierunkach, rozchodzą po kilku piętrach. Gryf przystanął na chwilę przy towarach kolonialnych, a następnie skierował się do zapasowego wyjścia.
Podczas lądowania nie wolno mieć nic zbędnego. W najgorszym razie, gdy nocą na pustej plaży policja nakryje zakochaną parę w półnegliżu, ta nie ma w kieszeniach nic, prócz paszportów… Też podejrzane, że wybrali się nocą na plażę z paszportami, ale mimo wszystko lepiej wpaść w łapy policjantów z paszportami, niż bez. Natomiast duża kwota pieniędzy z pewnością spowodowałaby komplikacje. Nie, patrol nie zada sobie trudu, żeby konwojować podejrzanych na posterunek. Bynajmniej. Wszystko odbędzie się znacznie prościej: po jednej kuli w łeb, kamień do nóg i do morza. A pieniążki – po równo., W Hiszpanii nastały ciężkie czasy. Policjanci po sześć miesięcy nie dostają wypłaty. A przecież policjant to też, do pewnego stopnia, człowiek. Też bywa głodny…
Biorąc to wszystko pod uwagę, należy lądować bez pieniędzy. Dopiero po udanym desancie, dyslokacji i zgubieniu się w tłumie, dopiero wtedy potrzebna jest gotówka. Natychmiast. W dużych ilościach. Dlatego werbuje się agenturę wspomagającą. Agent wspomagający może włożyć pieniądze do skrytki, albo przekazać je podczas spotkania błyskawicznego. Dziewięćdziesiąt trzy procent wpadek w wywiadzie agenturalnym ma miejsce podczas nawiązywania łączności. W trakcie kontaktu. Dlatego kontakt musi być tak przygotowany, żeby nikt nie uświadomił sobie, że w ogóle miał miejsce. Nikt. Nawet bezpośredni obserwator.
Gryf władował się wraz z tłumem do ogromnego sklepu. Wchodząc nie miał przy sobie grosza, a wychodził z lekkim sercem i ciężką kieszenią. Kto o dziesiątej zero dwie w tym rozgardiaszu włożył mu do ręki nabitą sakiewkę? Powiem szczerze: nie mam pojęcia. Namierzenie błyskawicznego kontaktu rąk w tłumie, kiedy wszyscy są ściśnięci jak sardynki w puszce, po prostu jest niemożliwe.
Drugi etap również zgodnie z planem.
Kiedy Gryf udał się na spotkanie błyskawiczne, Feniks czekała za rogiem. Teraz zostało im tylko wypić po małej czarnej, przekazać Nasti pieniądze i paszport, życzyć powodzenia – i zostawić ją samą.
Restauracja jest niewielka. Stoliki rozstawiono na chodniku wzdłuż ulicy. Tuż obok paradują tłumy przechodniów. Policja hiszpańska nic nie ma do pary obszarpanych turystów przy okrągłym stoliku w taniej knajpce. Policja ma swoje problemy. Musi się jakoś sama wyżywić.
– Na razie, infantko, wszystko idzie jak po maśle.
– Dzięki twej opiece, baronie.
Nastia rozkwita w promiennym uśmiechu. Gryf podarował jej noc, o jakiej śniła przez tysiąc nocy. Był nawet trochę lepszy niż w marzeniach. Dlatego Nastia dotknęła jego dłoni, jakby niechcąco, lekko ją ścisnęła i puściła. Odwzajemnił uścisk, mocno i delikatnie. Nastia domyśla się, że ma wiele dziewczyn, po specgrupach i w ogóle wszędzie. Po cudzoziemskich ambasadach. I w dalekich krajach. Ale wyczuwa, nie rozumem tylko sercem, że złapała Gryfa na dobre. Może się afiszować z Niemrami-dyplomatkami, może się spotykać ze spadochroniarkami i dywersantkami, z przyszłymi królowymi i carycami. Niech tam! Ale od niej już się nie uwolni.
On też to rozumie. Wyrusza teraz do Marsylii. Potem przez Paryż i Berlin do Moskwy. Po drodze ma wiele spraw do załatwienia. Wiele kobiet oczekuje go w Marsylii, Paryżu i Berlinie. I w Moskwie.
Jest mu głupio. Tyle czasu Nastia-Feniks była tuż obok, a dopiero teraz, gdy trzeba się za chwilę rozstać, odkrył w niej ten niesamowity, wybuchowy temperament. To, czego szukał przez całe życie, a miał cały czas pod bokiem.
– Nigdy cię nie zapomnę.
Zamilkł na chwilę, a potem powiedział coś, czego jeszcze nigdy nikomu nie mówił:
– Kocham cię.
Nastia spuściła wzrok: czy można w to wierzyć?
– Rozstajemy się, ale nie na długo. Sporo kręcę się po świecie, będę cię odwiedzać, Feniks.
Nastia uścisnęła go:
– Nie będziemy długo czekać. Wkrótce Rewolucja Światowa. Wkrótce nasze czołgi zjawią się we Francji i Hiszpanii. Zostanę królową. Uczynię cię księciem. I nigdy cię od siebie nie puszczę.
Uśmiechnął się:
– Przestań bajdurzyć. Lepiej szybko wracaj. Będę na ciebie czekać.
Spojrzała mu prosto w oczy.
– Baronie, chyba nie zrozumiałam… Ja mam wracać? Dokąd?
– Do Związku Radzieckiego.
– Nie mam zamiaru nigdzie wracać, baronie. Tu jest moje królestwo. Już wkrótce Hiszpańska Socjalistyczna Republika Radziecka wejdzie w skład ZSRR, a potem tylko pozmieniamy nazwy i tabliczki: Królestwo Hiszpanii w składzie Światowego Imperium!
– Nastiu, traktujesz to wszystko zbyt serio.
W jej oczach błysnęła nieposkromiona wściekłość. I wtedy mu powiedziała. Prosto z mostu.
Rozdział 17
I
Jest pewien bardzo prosty sposób analizowania informacji. Trzeba wyeliminować myślenie negatywne. Uwolniwszy się od wszystkiego, co złe, rozpościeramy nad sobą przezroczystą czaszę. Nie jest to kopuła cyrku berlińskiego, ani moskiewskiego, ani samarskiego znad Wołgi. Rozpościeramy kopułę, przez którą widać niebo i gwiazdy. Samo jej rozciągnięcie nie powinno przysporzyć większych trudności. Wystarczy chcieć. Najpierw nasza czasza będzie niewielka, jak parasol nad głową. Potem, wraz z latami treningów, w miarę gromadzenia doświadczeń, będziemy tę kopułę rozciągać coraz wyżej i coraz szerzej. Jeżeli przyłożymy odpowiednio dużo woli, to przejrzystości tego sklepienia nie zakłócą ani betonowe stropy, ani całkowite zachmurzenie, ani oślepiające słońce. Warunki zewnętrzne nie są tu żadną przeszkodą. Sferę można rozwinąć siedząc w bunkrze, w czołgu, w klasztornej celi, w okręcie podwodnym, w celi śmierci. Trzeba się tylko odpowiednio skoncentrować.
Dla celów treningowych można wykorzystać dowolną książkę. Na przykład „Wojnę i pokój”. Przekartkujmy ją, starając się zapamiętać jak najwięcej szczegółów. Weźmy teraz przedmiot naszej analizy i rozłóżmy na czynniki pierwsze. Rozszywamy „Wojnę i pokój” na pojedyncze kartki. Myślowo. Tu uwaga techniczna dla początkujących: kartki zadrukowane są obustronnie, dlatego rozkładamy równocześnie dwa egzemplarze. W przeciwnym razie połowa informacji umknie naszej analizie.