Uparciuch z niego. Siedzi jak granitowy faraon nad brzegiem Nilu koło asuańskiej katarakty. Chciała podejść, powiedzieć mu, że nie ma racji, że nie może mieć takiego stosunku do sprawy. Ale ona też ma swoją dumę.
Poszła się przejść. Wróciła po godzinie. Obserwuje Gryfa przez dziurę w płocie. Tkwi nieporuszony w tym samym miejscu.
Znowu ruszyła w miasto. Wróciła po trzech godzinach. Z nieba leje się hiszpański żar. Gryf siedzi kamieniem jak sfinks. Wydaje się, że się nawet nie poruszył. Tyle że na stoliku stoją już trzy filiżanki po kawie. Poczuła skurcz w sercu. Ale pohamowała się.
Dalej snuje się ulicami. Wraca o północy. Gryf tkwi na miejscu. Co ma robić? Odeszła dziesięć metrów, stanęła. Podjęła decyzję. Zawróciła na pięcie i zdecydowanie ruszyła z powrotem. Nie ma go. Podbiega w prawo, w lewo… Przepadł. Jak kamień w wodę.
Nastia nigdy w życiu na nikogo się nie obrażała. Ma swoją zasadę: jeżeli ktoś cię skrzywdzi, wybacz mu. Albo zabij. Obrażają się tylko słabeusze. Pies ich trącał!
Sasza Chołowanow vel Gryf vel baron Balearski wyrządził jej wielką przykrość. Została mianowana infantką, następczynią hiszpańskiego tronu. Ale Chołowanow nie okazał jej należnego szacunku. Za to powinien odpowiedzieć głową. Przez cały dzień łaziła po brudnych zaułkach, żeby zdusić w sobie straszliwy gniew. I oto podjęła decyzję: nie zabić, lecz ułaskawić. Zabić jest bardzo prosto, dużo trudniej wybaczyć. Wybaczanie wymaga męstwa. Odnalazła w sobie dość męstwa. Ale Gryfa nie ma. Nie ma kogo ułaskawić.
V
Postanowiono wyjść od propozycji towarzysza Trilissera: zabić Trockiego siekierą lub młotkiem, zdecydowanym ciosem w głowę. Wykonawcy zadania odpalić Bohatera Związku Radzieckiego.
Egzekutor idzie na pewną śmierć. Najpewniej zginie z rąk ochroniarzy Trockiego. Jeśli nie – to zabiją go meksykańscy policjanci. A już na pewno jakiś mściciel-trockista. Gdyby wykonawca wyroku zdołał ujść z życiem, gdyby miał dość szczęścia by się wyrwać – co graniczy z niemożliwością – wtedy trzeba go niezwłocznie ewakuować z Meksyku, nadać mu tytuł Bohatera Związku Radzieckiego i zlikwidować siłami specgrupy NKWD. A specgrupę NKWD odznaczyć orderami, wycofać do ZSRR i rozstrzelać za odchylenie trockistowskie…
Amatorów likwidacji Trockiego nie trzeba specjalnie szukać. Dopiero co komuniści przegrali wojnę domową w Hiszpanii. Pokonanym trzeba uświadomić, kto za to ponosi odpowiedzialność. Wtedy woluntariuszy będzie w bród.
Sprawa pozornie prosta, ale taka akcja wymaga sporo czasu na jej precyzyjne dopracowanie. Narada ma miejsce w starej willi nad jeziorem Seliger, w sali dębowej, za ciemnymi zasłonami. W przerwach – wypoczynek. Fale miękko pluskają o brzeg. Tafla jeziora rzuca miliony refleksów. Jodłowe zagajniki schodzą nad samą wodę. Wokoło wzgórza, nieprzebyte bory. Towarzysz Trilisser odżywiony, zrelaksowany uśmiecha się błogo, oddycha pełną piersią… W tym momencie głowa towarzysza Trtlissera eksploduje na drobne kawałki, ochlapując towarzyszy Berię, Zawieniagina, Seriebriańskiego. Nikt nawet nie zdążył krzyknąć, ani wykonać najmniejszego ruchu. Tylko gapią się na siebie z obłędem: co to było?
VI
Infantka zagubiła się w krzywych uliczkach. Nie szukajcie jej w tym hałaśliwym tłumie, w zgiełku i wrzawie. I w nieskończonych korytarzach i zakamarkach, wśród miliona przedmiotów, wśród huku i tupotu nóg, wśród śpiewających i płaczących, na tych ulicach, gdzie smętnie miauczą bezdomne koty o połamanych ogonach i wyliniałych sterczących żebrach, gdzie w śmierdzących zakątkach wychudzone, złe jak szczury dzieciaki babrają się w kałużach nieczystości, gdzie słychać brzęk gitar i niezrozumiałe pieśni, gdzie piękne dziewczyny sprzedają miłość po przystępnych cenach, dumnie kryjąc pod wspaniałymi spódnicami szczupłe, zgrabne nogi, na których nieśmiało wykwitają pierwsze róże syfilisu.
Feniks przepadł bez śladu. Zanurkowała w te światła, łoskot, skrzypienie, jęki, aromat i smród – i wynurzyła się późną nocą na wspaniałej nadmorskiej promenadzie. Od bulwaru odchodzą małe uliczki. Zupełnie jak w podziemnym mieście „Moskwa-600”. Tyle, że tam jest w miarę pusto, a tutaj tłumy. Dziwki kręcą się stadkami. Na rogach wystają smagli młodzieńcy: szerokie spodnie w kratkę, ostatni krzyk mody. Koszule rozchełstane, brzęk złota na piersiach. W kieszeniach noże i kastety. A gęby zakazane.
Dopiero teraz Nastia uświadamia sobie, że cały dzień łaziła po tym dusznym mieście, że w nocy nie spała, że nic nie jadła. Przedtem też nie leżała brzuchem do góry: zajęcia, zajęcia i jeszcze raz zajęcia. Jest przemęczona. Fatalna sprawa: znaleźć się bez jednej pesety w kieszeni w obcym mieście, gdzie nikomu nie jest się potrzebnym, gdzie nikt nie czeka, gdzie nikt nie pomoże.
Zaczynają zwracać na nią uwagę. Spod winiarni i piwiarni słyszy pogwizdywania. Nastia szybko ocenia sytuację. Czego jej potrzeba? Pieniędzy. I spodni. Dobrze byłoby przebrać się za smarkacza-obszarpańca, żeby nikt nie wodził za nią spojrzeniem, nie gwałcił jej wzrokiem.
Jak zdobyć forsę? Skąd ciemną nocą wziąć spodnie? Gdzie o tej porze zarobić jakiś grosz?
Nastia rozejrzała się. Podjęła decyzję.
Pod murem, koło latarni, zacumowała zjawiskowa ladacznica. Monstrualnym cycem jak szlabanem przegradza ludziom drogę. Prawą stopę oparła o ścianę. Krągłe kolano wystaje w rozcięciu spódnicy. Każdy przechodzień obowiązkowo zatrzyma wzrok na jej falującej piersi, prześlizgnie spojrzeniem po kolanku, obetrze ślinę – i pomaszeruje dalej. Zaraz za nią następna, ale biust trochę obfitszy i kolano ponętniejsze.
Nastia ulokowała się między dwiema cycatymi, dokładnie pod latarnią. Niektórzy wolą kobitki mające czym oddychać, innym podoba się chuchro ze sterczącymi sutkami. Jedni pożądają czarnobrewych z końską grzywą, a innym przypada do gustu niebieskooka, jasnowłosa, o chłopięcej grzywce. Śniadych Hiszpanek są tu tabuny, a słowiańska bladolica tylko jedna…
VII
Siedzą we trzech. W salonce. Stukot kół. Za oknem przelatuje las. Specpociąg mknie do Moskwy.
– Co to było?
– Mówię wam, towarzysz Trilisser bardzo głęboko odetchnął. Czy to możliwe, żeby tak odetchnąć, aż pęknie głowa?
– Może to od napięcia? Od natłoku myśli? Tyle siedział nad tym planem likwidacji Trockiego, że…
– Trilisser w ogóle nie pracował nad likwidacją Trockiego. To ja mu wszystko podsunąłem. To ja wciąż myślę nad planem. A głowa mi jakoś nie pęka.
– Ale trzasnęła jak dynia.
– Jak żarówka.
– Kabaława! Gdzie ten bydlak?! Komendant specpociągu wyskoczył zza drzwi:
– Na rozkaz, towarzyszu Beria!
– Powiedz telegrafistom, że mają wysłać iskrówkę do szefa NKWD w Kalininie: pod ośrodek wypoczynkowy pchnąć trzy pułki czekistów. Przeczesać całą okolicę w promieniu dwóch kilometrów. Zwrócić uwagę na każdą zapałkę, każdy ślad, każde gówno. Skierować do poszukiwań najlepsze psy.
VIII
Smagły cwaniak wyskoczył jak czarcik z pudełka:
– To mój chodnik. Stawka – trzy pesety za numer. Po każdym kliencie oddajesz mi dwie pesety. Jedna dla ciebie.
– Ja nie z branży. Nie zamierzam tu pracować – protestuje Nastia.
– Dobra. Później pogadamy. Zapamiętaj: ja tu rządzę – smagły odchylił się i niby przypadkiem wysunął z kieszeni rękojeść noża.
IX
Srebrzysta karoseria. Czarne błotniki. Lagonda, rocznik 1938. Znawcy motoryzacji nie mają wątpliwości: jest to szczyt możliwości technicznych, nie da się wymyślić nic lepszego.