Выбрать главу

Teraz to samo uczucie wyniosło go na korytarz.

I w tym momencie go zwinęli.

XII

Nie usłyszeli od Nasti tych przykrych słów. Ale zrozumieli, co miała im do powiedzenia.

Kniaź odrzucił butelkę. Z hukiem roztrzaskała się na kamiennej posadzce. Prysło wino przemieszane z odłamkami szkła. Nastia nie wystraszyła się gwałtownego gestu ani hałasu: znaleźli się obrońcy czci i wiary! Wściekłość stępiła jej wrażliwe zmysły, dlatego nawet nie drgnęła, gdy wszyscy aż podskoczyli.

Oni zrozumieli to inaczej.

Kniaź wsadził rękę głęboko za pazuchę i wydostał brudną, zawiązaną na krzyż chustkę. Zębami rozsupłał węzeł. Brzęknęły dwa ordery. Nieskazitelny połysk Świętego Jerzego z orzełkiem, miecze i wieńce Świętego Stanisława. Wstęgi przybrudzone, ale złoto świeci się i blikuje.

Rzucił ordery na stół i wyszedł, nawet nie spojrzawszy za siebie.

XIII

Rudi Mazur postanowił, że musi jeszcze raz trafić do niej na nocną karę. Ciekawe, czym to się normalnie kończy? Ale więcej go nie wzywała. Zaczął pisać z takimi błędami, że powinien dzień w dzień dostawać baty. Przez bitą godzinę.

Ale nie wzywała go.

Zaczął pisać w zeszycie na skos. Stawiała mu oceny celujące.

Przestał pisać w ogóle. A ona nadal wysoko oceniała jego prace. Wiedział, że inni za dużo drobniejsze przewinienia są wzywani na całą noc.

Zaczął tłuc szyby. Nic nie pomogło.

Spotkał ją na korytarzu i zakomunikował, że wieczorem urządzi pożar.

Dopiero wtedy wybuchła.

XIV

Nikołaja Jeżowa zwinęli cicho i banalnie. Tuż za drzwiami stalinowskiego gabinetu zawisł nad nim cień Chołowanowa:

– Jesteście aresztowani!

Dwóch osiłków chwyciło go za ręce, wykręcili je do tyłu, jak płetwy, szarpnęli w górę. Z niebieskich pagonów funkcjonariusza bezpieczeństwa państwowego, osobnik z bezczelną gębą zerwał wielkie marszałkowskie gwiazdy…

– Ruszaj się, skurwysynu!

XV

Porwanie to prosta sprawa. Zwłaszcza jeżeli klient lubi się wyrwać na dziewczynki. Jeżeli pociągają go zakazane okolice.

Drapnęli go wprost na Saint-Denis. Ulica jest dość szeroka, po obu stronach pełno uliczek i zaułków; od tych zaułków odchodzą długie ciemne korytarze i przejścia, obszczane przez koty i ludzi. Skrzypiące schody na piętra i do suteren, jakieś wiadra, kubły ze śmieciami, pochylone latarnie, ciemność, wilgotny smród, brudne ściany pokryte nieprzyzwoitymi napisami…

Facet z taką kasą mógłby sobie pozwolić na dziwki z placu Pigalle, a nawet z Madeleine. Lepsza jakość, mniejsze ryzyko. Ale drożej. A on się przyzwyczaił na Saint-Denis… Całe życie latał tutaj. Wzbogacił się, ale przyzwyczajeń nie zmienił.

XVI

W berlińskim więzieniu druga w kolejności jest dezynfekcja. Pierwszy jest łomot.

W Moskwie obowiązywała podobna procedura.

A Nikołaja Iwanowicza jeszcze nie bili.

Wprowadzili go do dużego, chyba piwnicznego pomieszczenia, z ciężkim ceglanym sklepieniem. Jak w klasztorze.

Na środku, w półmroku, stał przykręcony do podłogi drewniany fotel z pasami. Posadzono go w tym fotelu, głowę przyciśnięto do oparcia, szyję przytrzymano szerokim pasem. Potem nogi przypięto do nóżek krzesła, a ręce do szerokich podpórek, wypolerowanych przez poprzedników. I zaraz wszyscy opuścili pomieszczenie. Został sam.

W przestronnej sali jest prawie pusto: pośrodku fotel z przypiętym Jeżowem, a przed nim, na podwyższeniu – długi stół, zupełnie jak prezydialny. Albo sądowy. Chociaż nie, w trybunale są trzy krzesła i portret Lenina na ścianie, a tu jest tylko jedno krzesło. I nie ma towarzysza Lenina.

Nikołaj Iwanowicz Jeżow spiął się cały: łatwo im nie pójdzie. Pokaże hart ducha i wytrzymałość.

Ale nie ma tu nikogo i nie słychać kroków.

Cisza. Żadnych dźwięków.

Wtedy Nikołaj Jeżow dostrzegł na stole…

XVII

Juana Jervezę przywieziono zawiniętego w arkusz blachy dachowej. Jak dobrze zapakowany prezent.

Ma na sobie nowy, drogi garnitur, cały w kurzu i rdzy. Lakierowane trzewiki też strasznie zakurzone. A raczej jeden trzewik. Na lewej nodze. Ten z prawej nogi zgubili, wlokąc Juana do samochodu. Głupia sprawa. Zostawili dowód rzeczowy. Trzeba pamiętać na przyszłość: zanim zacznie się zawijać człowieka w blachę dachową, trzeba sprawdzić mu obuwie. Jeśli nosi zsuwające się pantofle – zdjąć.

W zębach trzyma kawałek swojej laski. Zatopił zęby w drewnie jak wierny pies, który aportuje panu kij rzucony do jeziora. Końce laski przewiązano kablem telefonicznym, kabel przeciągnięto wokół głowy i ściśnięto na potylicy. Żeby przypadkiem laska nie wypadła mu z paszczy. Żeby nie zgubił.

Z widocznych siniaków na razie ma tylko jeden, pod lewym okiem. Ale za to okazały.

Cisnęli go na kamienną podłogę, zazgrzytali blachą, odwijając pakunek.

XVIII

Rudi próbuje załapać się na nocne bicie linijką, a tymczasem ona wrzeszczy na niego. To mu się nie spodobało. Spojrzał jej w oczy, a raczej między oczy, w nadziei, że nad rozedrganymi nozdrzami dostrzeże plamkę atramentu. Ale plamki nie było. I wtedy…

XIX

Po Moskwie znów krążą plotki. Plotki o spisku w łonie NKWD. Spiskowcy spotkali się nad jeziorem Bajkał. Było ich siedmiu. Zamierzali zamordować towarzysza Stalina. A towarzysz Stalin nie w ciemię bity, podesłał im swojego kumpla, sztukmistrza Mazura. Mazur udawał niewidzialnego, siedział razem ze spiskowcami, popijał gorzałę. Nie mogli się nadziwić, że tak prędko opróżnili flaszkę… A Mazur za kołnierz nie wylewał, słuchał i wyciągał wnioski. A kiedy główny spiskowiec nadmienił, że byłoby nieźle zlikwidować towarzysza Stalina, to Mazur tylko spojrzał na niego i zaraz łeb mu pękł.

Wtedy popatrzył na pozostałych i też im głowy porozsadzało. Czym zabijał? Jak to czym. Wzrokiem!

XX

Tak wypadło, że w całej piwnicy jest tylko jeden przedmiot, na którym da się usiąść. Pusta beczka.

Nastia, jako jedyna przedstawicielka płci pięknej, zajęła to miejsce. Pozostali stoją. Nie licząc tego, który leży u jej stóp.

Poza tym okazało się, że w całym towarzystwie tylko Nastia włada swobodnie hiszpańskim. Prócz, oczywiście, leżącego. To sprawiło, że wysunęła się na pierwszy plan. Ona mówi. Cicho i wyraźnie. Chcąc słyszeć jej słowa, wszyscy umilkli. Nie wszyscy rozumieją, co mówi, ale sens jest jasny dla każdego:

– Senor, kładę karty na stół: nie wyjdziesz stąd żywy, wyniosą cię. Świata już nie zobaczysz: wyniosą cię nocą w żelaznym rulonie. Dobrze wiesz, za co. Jesteś dłużnikiem banku Balericas. Nie płacisz długów i nie masz takiego zamiaru. To niedobrze. Zostaniesz za to ukarany. Śmiercią. Jednak jestem gotowa ci pomóc, jeżeli ty pomożesz mnie. Muszę odzyskać pieniądze, które jesteś dłużny. Teraz marnuję czas na pracę nad tobą i za to musisz mi też zapłacić. Porwanie, przewożenie, ukrywanie – to wszystko kosztuje pieniądze. Zwrócisz mi poniesione wydatki. Porywając cię, ja i moi towarzysze ryzykujemy głowami. Dosłownie. Bo przecież Francja to kraj barbarzyńców. Tu za takie rzeczy ścina się głowy. Dlatego musisz też zapłacić za nasze ryzyko. Nie wiem, jak panowie oficerowie, ale ja wysoko cenię własną głowę. Nie łudź się, wiem o tobie więcej niż ci się zdaje. Wiem, ile masz pieniędzy i gdzie je ulokowałeś. Muszę je otrzymać w taki sposób, żeby ani bank, ani policja, ani twoi kolesie nie przeszkodzili w ich odebraniu. Myśl, jak to zrobić. Kombinuj. Jeżeli wymyślisz, to obiecuję ci lekką śmierć. A ja dotrzymuję słowa. A jeżeli coś mi się przytrafi, czeka cię śmierć naprawdę okropna. Nie wierzysz mi? Mam ci zademonstrować swoje umiejętności?