Выбрать главу

XII

Wykidajło stoi zdezorientowany, obraca w dłoniach stylisko, nic nie rozumie. Kto mu wcisnął ten topór? Dopiero co siedział przy wejściu. Jak się znalazł w po tej stronie sali? Dlaczego porąbał dywan?

Podnosi oczy na zebranych, próbuje wzrokiem przeprosić za całe to zamieszanie.

Główny inspektor wiedeńskich aresztów unosi lufę swojego rewolweru Webley-Fosbery, kaliber czterdzieści pięć i, nie celując, pociąga za spust.

– Znów to bydle nawąchało się jakiegoś paskudztwa!

XIII

Jedno mnie dziwi, książę. Jak to możliwe, że zanim jeszcze zdążyliśmy się przedstawić, znała nasze imiona i nazwiska, wiedziała, kto gdzie służył i jakie ma ordery… Ciekawe, skąd czerpie tę wiedzę?

– Ciekawe jest coś innego: choć wszystko o nas wiedziała, to żaden z nas nie był tym zaskoczony. Może nas jakoś zaczarowała?

– Jest więcej niewiadomych. Czy ktoś potrafi mi wyjaśnić, jak to się stało, że nas sobie podporządkowała? Zauważcie: to ona wydaje polecenia, z nikim się nie konsultuje, a my bez szemrania wykonujemy każdą jej zachciankę…

– To wszystko prawda, moi panowie, ale jednak trzeba przyznać, że jej plan był bezbłędny. Przewidziała dosłownie wszystko, każdy szczegół.

– A mimo to wszystko weźmie teraz w łeb. Pomyślcie sami, jaki bank dobrowolnie przekaże cztery walizy banknotów jakiejś podfruwajce, w dodatku tak ubranej!

– Jasna sprawa! Przedstawi czek i natychmiast ją zapuszkują. Zaczną torturować. I wyda nas wszystkich! W końcu wie o nas wszystko, zna nasze nazwiska, adresy. A potem, panowie oficerowie, wszystkim nam zetną głowy za pomocą barbarzyńskiego wynalazku doktora Guillotin. Jak to Francuzi mają w zwyczaju.

– Trzeba wiać z Paryża.

– Kto tu zamierza wiać? Pan, Andrieju Władimirowiczu? Pan, Juriju Sergiejewiczu? Pan, hrabio? No cóż, zrobicie panowie jak uważacie. A ja myślę zostać. Wierzę, że jej się uda. Nawiasem mówiąc, czy zwróciliście, panowie, uwagę, na jej technikę interrogacyjną? A, widzicie. Wszyscy mamy za sobą wojnę domową. Coś niecoś w życiu widzieliśmy. Niełatwo nas zaskoczyć. A muszę przyznać, że mnie zaskoczyła. Jest mistrzynią przesłuchań. Perfekcjonistką. Istną poetessą tortur. Robiła to przedtem i nikt jej jakoś głowy nie ściął…

– Skoro się tym zajmowała, to dlaczego jest bez grosza? I niby gdzie się tego nauczyła?

– Z porywaczami we Francji nikt się nie patyczkuje. Nie wiem, panowie, czy uda nam się uniknąć gilotyny, ale wiem, że o orderach możemy zapomnieć.

XIV

Rudi Mazur powiedział, że go nie ma i cofnął się pół kroku. Naraz wszystko ożyło, ludzie ruszyli z miejsc, zaczęli rozmawiać. Czerwony topór śmignął tuż obok Rudiego, rozciął chiński dywan i zagłębił się w podłodze. Frau Bertina wrzeszczała jak opętana. Panowie zerwali się z miejsc…

Huknął strzał. U nasady nosa wykidajły pojawił się niewielki czarny otwór o równych brzegach, jakby ktoś wyborował dziurę wiertarką.

Heinz runął na ziemię.

Kobiety aż piszczą. Już nie ze strachu, tylko z nadmiaru emocji. Jasne, że to nie Koloseum, ale śmierć to śmierć!

Zawsze podnieca.

XV

Zjawiła się niespodziewanie, mocno pchnęła drzwi wejściowe i weszła.

Poczuli, że razem z nią do piwnicy zawitało niebezpieczeństwo. W milczeniu popatrzyła każdemu z nich w oczy. Uśmiechnęła się kącikiem ust:

– Oto wasze krzyże, panowie oficerowie. I pomóżcie mi wnieść walizki.

XVI

Rudiego ogarnęło straszliwe zmęczenie. Usiadł w kącie, zwiesił głowę. Wyczerpanie totalne. Do tego stopnia, że otwarcie ust grozi wypadnięciem języka. Rudi jeszcze nie znał czarodziejskich sztuczek. Dopiero zaczynał. Potencjał siły magnetycznej miał skromny. Nie umiał go racjonalnie użytkować ani regenerować.

Przestrzegam wszystkich początkujących czarodziejów: praca z licznym audytorium wymaga nadludzkiego napięcia woli i absolutnej koncentracji.

Grozi całkowitym wyeksploatowaniem.

XVII

Śpi Makary, ale jego umysł pracuje. Śni mu się maszyna do likwidowania wrogów. Urządzenie przyszłości. Mechanizm do masowej eksterminacji.

Z każdym rokiem wrogów będzie coraz więcej. I co? Rozstrzeliwać? Bzdura. Za dużo krwi i wrzasku! No i nieracjonalne zużycie amunicji. Jest lepsza metoda. Od 1921 roku bolszewicy używają komór gazowych. Ale to też mało praktyczne. I nieprzyjemne. Ludzie wewnątrz drą się i walą w drzwi. Trzeba wymyślić coś nowatorskiego. Żeby likwidować szybko, tanio, bez krzyków, bez krwi. Makary myśli o tym od dawna i oto we śnie idea zmaterializowała się w fenomenalny projekt.

Skazanych prowadzi się do windy. Towarowej. Takiej, co pomieści i stu klientów. Makary zamyka w niej wrogów i wciska czerwony guzik. Klatka rusza w dół, do sutereny. A tam basen. Klatka szybko zanurza się w wodzie. Po prostu wpada do basenu, wyrzucając w powietrze tony wody! Wrogom starczy pięć minut i wyciągamy kabinę. Żadnej krwi, żadnych wrzasków. Wszyscy topią się w jednej chwili. Dobrze byłoby wyposażyć windę w otwieraną klapę w podłodze. Wtedy trupy można będzie wywalać wprost do wagonu. Przyciskasz guziczek – i łubudu!

Każde takie urządzenie powinno mieć dobrą nazwę. Makaremu śni się kryptonim PG, jak Proletariacka Gilotyna.

A swoją drogą ciekawe, co to może być SA?

XVIII

Codziennie po obiedzie w szkole zjawia się Frau Bertina. Budzi popłoch wśród nauczycieli, kucharzy, sprzątaczek, stróżów i całego personelu. A przede wszystkim wśród uczniów.

Pojawia się świeżutka, wyspana, w prostej czarnej sukni ze stójką i śnieżnobiałym, sztywnym od krochmalu kołnierzykiem. Jak zakonnica. Siostra Berta. Dryl i pedanteria. Tatusiowie-ministrowie całują koniuszki jej palców.

Rudi dobrze wie, że po nocach ci sami ministrowie całują nie tylko koniuszki palców. I nie tylko jej.

Los zgotował mu ciekawe życie. Wcześniej w szkole niespecjalnie przykładał się do nauki. O rzeczach zajmujących wie i tak, a do nieciekawych nigdy się nie zmusi. Interesują go tajemnice polityki, ludzkie sekrety, niewidoczna strona…

Dla każdego epokowego przedsięwzięcia istnieje słowo-klucz, które kryje jego tajemnicę. Rudi już wie: rozkoszny burdel, ta sekretna świątynia rozpusty, przez wtajemniczonych nazywany jest „Demokracją”.

XIX

Anastazjo Andriejewna…

Powstrzymała uśmiech. Dawno nikt się tak do niej nie zwracał. A tu okrutny syberyjski ataman, kniaź Sagałajew, nieoczekiwanie zagaduje w ten sposób i tym samym wydaje rozkaz: od tej chwili tak należy zwracać się do naszej dobrodziejki.

– Anastazjo Andriejewna, a czy warto zwracać pieniądze do Balericas? Przecież namalowała pani obraz, senor Jerveza go kupił. Jaki to wszystko ma związek z Balericas?

– Zastanowimy się. Póki co, odstawcie panowie dwie walizki na bok.

– Oczywiście. A co do pozostałych dwóch, to, Anastazjo Andriejewna, pomyśleliśmy tak: cała wiedza, namiary, plany i koordynacja akcji były pani. Dlatego jedna walizka powinna być dla pani, a druga dla naszej jedenastki.

– Nie ma mowy. Jest nas dwanaścioro. Wszyscy ryzykowali głowami. Dzielimy po równo.

Rozdział 23

I

Przy szklanych drzwiach wejściowych do „Alexandra” ironicznie ugrzeczniony szwajcar w złotych szamerunkach zastąpił drogę złachanej gromadce:

– Hola, hola! Tacy nie mają tu wstępu.

Potężny osobnik z gęstą brodą, najwyraźniej przywódca bandy, wystąpił pół kroku naprzód i patrząc gdzieś ponad głową szwajcara zanurzył dłoń jak bochen w przepastnej kieszeni spodni. Wysupłał wielki, nowiuteńki banknot o perłowych wzorkach i zawiłych rysunkach, palcami lewej dłoni zmiął szeleszczący papierek, po czym wetknął zwitek do kieszonki liberii. Przepuścił przed sobą drobną dziewuszkę i, jak jakiś możnowładca, wkroczył do środka, ignorując uniżone pokłony i wyrazy wdzięczności.