Do wypełnienia kuli nadadzą się dwa metale: gal i ind. Należy dobrać taki skład stopu, żeby miał temperaturę topnienia między 40 a 50 stopni Celsjusza. To będzie idealna substancja: w magazynku mamy pocisk twardy, a do celu zmierza płynny. W skorupce.
Płaszcz najlepiej wykonać ze złota. Ciężki metal, miękki, ale wytrzymały. Nie musi być wcale gruby. Wtedy pocisk lecąc zmieni kształt i upodobni się do kropli.
Makary chce wszystko szybko przedstawić Chołowanowowi. Szkoda, że to ściśle tajny wynalazek. Nobel przejdzie koło nosa.
Ale zawsze jest szansa na Nagrodę Stalinowską…
X
A dyrygent, licząc na życzliwe słówko od rosyjskiej watahy, spogląda przez ramię: no jak, dobrze dajemy? Ostrzej się nie da, bo okna powylatują…
Młodziutka Rosjanka machnęła ręką: dość już tego pajacowania! Dyrygent usłuchał od razu. Nawet nie zerknął na brodatego: czy siksa ma prawo się odzywać?
Dyrygent poczuł się niezręcznie. Rozejrzał się, coś powiedział muzykom i gruchnęła melodia. Też triumfalna, lecz nie sławiąca nikogo konkretnego.
XI
Towarzyszu Stalin, etap prób pomyślnie zakończony. Nasi ludzie strzelili do celu ćwiczebnego w obecności największych ekspertów od zabijania. Według raportów agentury, żaden z nich nie zorientował się, co się stało. Wszyscy poszli fałszywym tropem. Myślą, że to sprawka niewidzialnego Mazura.
– To dobrze. Należy umacniać reputację Mazura.
– Puszczamy stosowne pogłoski.
– Czas użyć broni SA w akcji. Kogo, towarzyszu Chołowanow, proponujecie na pierwszy cel bojowy?
XII
Zajęli miejsca.
Jak spod ziemi zjawia się maitre d’hotel z tuzinem krawatów: u nas, panowie, taki zwyczaj.
No, cóż, panowie oficerowie! Jedwabne krawaty przyozdabiają zbutwiałe kołnierzyki, rubaszki pamiętające Kubań i Kachowkę, Sewastopol i Konstantynopol, Sofię, Warnę i Płowdiw, Belgrad, Berlin i Paryż. Nowiutki krawat znakomicie współgra z niegdyś białą bluzą munduru.
– Albo mi się zdaje, droga Anastazjo Andriejewna, albo rzeczywiście nie przepada pani za hymnem. Czy „Wyklęty powstań ludu ziemi” bardziej pani odpowiada?
– Wasza wysokość, nie muszę dowodzić, że Romanowowie dokonali aktu samozagłady. Nie potrafili utrzymać władzy. Nie chcieli. Kto z własnej woli wyrzeka się korony, wyrzeka się własnej głowy. Koronę zawsze tracono wraz z głową. Nieprawdaż? Dlaczego zatem Bóg miałby chronić takiego cara, który wyrzekł się korony i tronu? Z odrazą słucham zaklęć monarchii, która dokonała samobójstwa. A pan, kniaź?
XIII
No więc, towarzyszu Chołowanow, przeciwko komu użyjemy systemu SA w pierwszej kolejności?
– Nie wiem.
– Doprawdy?
– Nie wiem. – Gryf idzie w zaparte.
XIV
A więc, Anastazjo Andriejewno, pani jest przeciwniczką monarchii?
– Bynajmniej. Jestem tylko przeciwniczką słabej monarchii.
XV
Od tamtych odległych czasów Rudolf Mazur ma słabość do płci pięknej. Lubi kobiety. Wysportowane i pulchne, kobietki i kobietony, szczupłe i grube. Lubi blondynki, brunetki, szatynki. Uwielbia rude. Lubi Niemki, Francuzki, Rosjanki, Japonki, Polki, Bułgarki, Norweżki, Amerykanki…
Stop. Zacząłem z niewłaściwej strony.
Prościej wymienić wyjątki.
Jest pewien typ kobiet, przypominający mu Frau Bertinę. Niewysokie, wytwornie wiotkie, o błyskotliwych umysłach, o olbrzymich oczach, jak na ikonie, i łagodnych twarzyczkach aniołka…
Takie też lubi. A mówiąc ściśle, takie lubi najbardziej. Ale też takim najmniej ufa. Zna tę piekielną rasę. Spotykając szczuplutkie dziewczątko o wielkich jak u ważki oczach wie, że ma do czynienia z samym Szatanem.
XVI
W takim razie powiem wam, towarzyszu Chołowanow. Na początek zlikwidujemy Feniksa.
Rozdział 24
I
I wtedy zaczął się ochlaj! Pijaństwo na potęgę, do nieprzytomności, na maksa. Rosyjskie szaleństwo zawładnęło francuską wykwintną restauracją.
Rosjanie stawiają. Rosjanie stawiają wszystkim. Gościom i muzykom, szefowi kuchni i szefowi służby restauracyjnej. Posłali taksówkę po właściciela. Zjawił się po paru kwadransach, własnym wozem. Rosjanie podejmują właściciela, jego żonę i córkę. Ugościli taksówkarza. Posłali po kierowcę i ochroniarza właściciela. Nie wolno im pić na służbie. Ale ich też ugościli. Chwilę się krygowali. Ale już przyjmują poczęstunek. Na całego.
II
Kniaź, wychodzi na to, że to ona stawia.
– No i?
– A jest stare prawo, że kto lud żywi, ten jego pan i władca. Ty jesteś kamandir, to uważaj, żeby cię nie wystawiła do wiatru!
– Sam jej ustąpię miejsca. To przecież szatan w spódnicy. Już dawno chciałem iść na pomocnika. Do diabła.
III
Nastia skinęła ręką. W oka mgnieniu pojawił się maitre d’hotel. Poszeptała z nim parę chwil i wkrótce znalazł się koło niej mały ruchliwy człowieczek. Nastia wskazała kniazia Sagałajewa, ruchliwy zmierzył go wzrokiem i zniknął. Zjawił się ponownie i zaprosił kniazia do sąsiedniej sali. Niebawem kniaź powrócił do stołu. Wyelegantowany, w garniturze, na jaki nawet nad Sekwaną niewielu może sobie pozwolić. Biel koszuli oślepia w zestawieniu z czernią marynarki i blaskiem lakierowanych sztybletów.
Raptem zza zasłonki wyskoczyła horda paryskich mistrzów igły. W klapach szpilki, w rękach centymetry. Raz-dwa obmierzyli obszarpanych dżentelmenów.
W sąsiedniej sali zgromadzono ostatnią kolekcję pret-a-porter. Wystarczy tylko lekko skrócić, zwęzić, gdzieniegdzie zebrać. Wybór obuwia prawie taki, jak w Moskwie za NEP-u. I piramidy koszul, krawatów, spinek, skarpet oraz wszelkich innych akcesoriów. Do wyboru, do koloru, mości panowie oficerowie! Raz się żyje! Feniks funduje! Wystarczy człowieka przebrać, by go odmienić nie do poznania. Na oficerskie twarze powraca utracona szlachetność…
Nie wiadomo kiedy w orkiestrze pojawiły się bałałajki. I od kiedy tańczy się tu z prysiudami?
Kniaź Sagałajew omiótł wzrokiem całą zgraję. Zamilkła orkiestra. Tancerze stanęli w bezruchu.
– Anastazja Andriejewna ubrała nas, obuła, nakarmiła, napoiła, nacieszyła nasze uszy bałałajkami i oczy tańcami. A my co?… Musimy się zrewanżować. Słyszałem, że Faberge nadal cieszy się estymą. Anastazjo Andriejewna, naradziliśmy się tutaj z panami oficerami i postanowiliśmy…
IV
To zaszczytne zadanie, towarzyszu Chołowanow. Gryf patrzy pod nogi:
– Towarzyszu Stalin, nie wykonam tego zadania.
V
Kniaź Sagałajew uśmiechnął się. Sięgnął do kieszeni. Giętka wstęga, na białym złocie wymyślny wzorek z niebieskich szafirów, białe listki obsypane diamencikami. Szafiry wielkie, jasne. Diamenciki drobne, jak księżycowy pył. Dlatego załamują światło milionem krawędzi naraz, a przepaska w dłoni kniazia skrzy się jak gwiazdka z nieba. Błyszczy jak hiszpański nóż w świetle księżyca. Można ją nosić jako naszyjnik, albo założyć na głowę. Wtedy stanie się diademem. Kniaź chwilę pomyślał, zatrzasnął malutki zameczek, ułożył przepaskę w delikatną obręcz i ostrożnie umieścił Nasti na włosach. Zrobił krok w tył, żeby zobaczyć efekt – i osłupiał. Chciał przyozdobić jej czoło czymś na wzór wianka z mleczy, a wyszła olśniewająca korona. I ta korona w zadziwiający sposób zamieniła Nastię-Feniksa w księżniczkę. Kniaź Sagałajew dobrze wie, że nie stoi przed nim następczyni z dynastii Romanowów, wie, że to córka hrabiego Strzeleckiego, zna jej drzewo genealogiczne wstecz aż do cara Aleksieja Michajłowicza. A jednak… Już wcześniej dawało się wyczuć w niej księżniczkę, tyle że nikt sobie tego nie uświadamiał. Tak to bywa: jedno lśnienie szafirowej przepaski zmienia wszystko. Nie może pojąć, że wcześniej nie widzieli w niej następczyni tronu.