Ale nie to poraziło kniazia najbardziej. Nagle uświadomił sobie, że może zdjąć diadem z jej głowy – a i tak pozostanie księżniczką. Na zawsze.
VI
Nie wykonasz?
– Nie.
Stalin wie, jak łamać charaktery. Podporządkował sobie wszystkich. Nikt mu się nie sprzeciwia. A tu raptem bunt. I to kto?! Najwierniejszy z wiernych…
VII
Ta myśl poraziła nie tylko kniazła Sagałajewa. Poraziła wszystkich panów oficerów: przy stole zasiada ktoś nie z tej ziemi. To nie banalna księżniczka z podrzędnego królewskiego rodu, tylko prawdziwa, z bajki, zesłana by rządzić na ziemi. Rotmistrz kawaleryjskiego pułku lejbgwardii Igor Szewcow przetarł oczy i szeptem, tak, żeby nie usłyszano na drugim końcu stołu wyraził stan ducha:
– O ty, kurwa twoja mać!
A rotmistrz Sinielnikow potoczył pijanym okiem i zrozumiał coś paradoksalnego: wszystkich ubrała, obuła, a sama siedzi jak jakaś nędzarka. Podniósł się rotmistrz przewracając krzesło, rzuciło nim w tył i w bok, czknął głośno, ujął w łapska aksamitną, haftowaną złotem kotarę i pociągnął ku sobie, obrywając mosiężne kółka. Schwycił spadającą tkaninę, ukłonił się i owinął nią Nastię jak opończą.
To właśnie w tym momencie pijaństwo osiągnęło apogeum.
VIII
Posłuchaj, kochany. Co to da, że nie wykonasz zadania? Feniksa i tak zabiją. Bo tak rozkazuję. Czy rozumiecie, towarzyszu Chołowanow?
– Rozumiem, towarzyszu Stalin. Wiem, że ją zabiją. Ale ja tego nie zrobię.
IX
Przed rozpoczęciem pijaństwa warto zatroszczyć się o małą logistykę. Wybrać zawczasu miejsce, gdzie ciała będą po imprezie składowane i opracować system ewakuacji.
Wszystko zostało przemyślane. Żadnej improwizacji. Jakiś czas wcześniej Nastia wynalazła, tuż koło Lasku Bulońskiego, przyjemny pałacyk za wysokim murem. Puste pokoje, żadnych mebli. Nadaje się. Przecież musi mieć jakąś bazę w Paryżu.
Pałacyk jest bardzo zgrabny: dwa piętra, poddasze, ogromna kamienna piwnica. Dziki, zarośnięty ogród. Trzeba tylko wyremontować i umeblować. Na razie zadysponowała, by podrzucić trochę materacy, wódkę na kaca i beczkę kiszonych ogórków z polskiego sklepu.
Nad ranem trzema taksówkami Nastia dowiozła rozwrzeszczanych panów oficerów do swojej nowej kwatery. Przy pomocy taksówkarzy porozkładała ich po pokojach. Przez ostatnie dwadzieścia lat panowie oficerowie zaznawali tylko głodu i upokorzeń. No, a teraz nareszcie się dorwali…
Pod wieczór co poniektórzy zaczęli powoli tajać. Bliżej nocy leniwie rozkręcają się poprawiny przechodzące w nową popijawę.
– A co każe nasza pani i władczyni? Powiedziane pół żartem, pół serio.
– Każę sformować pułk oficerski. W odpowiedzi ryk entuzjazmu.
– Dowodzenie pułkiem zlecam kniaziowi Sagałajewowi.
– Rozkaz! Dziękuję za okazane zaufanie!
– Wasza wysokość, sami wyznaczycie zastępcę, szefa sztabu, szefów wywiadu i kontrwywiadu, dowódcę kompanii zwiadowczej, dowódców batalionów i kwatermistrza. Jest was jedenastu. Na razie wystarczy, żeby obsadzić wszystkie funkcje. Niech dowódcy batalionów od jutra zaczną werbować ludzi i tworzyć pododdziały. W Paryżu żyją tłumy białych oficerów. Jak zabraknie, skrzykniemy z całej Europy. Na początek przyjmijmy, że stan kompanii zwiadowczej to stu ludzi, a batalionów – trzysta. Dowódcy wywiadu i kontrwywiadu mają niezwłocznie przystąpić do tworzenia sieci agenturalnej. Zrobimy zrzutkę i założymy pułkowy fundusz. Kwatermistrz przejmie kasę. Odpowiada za nią głową.
– A jak nazwiemy pułk? Nastia zamyśliła się:
– Pierwsze zwycięstwo odnieśliśmy w Compiegne. Proponuję: Kompieński Pułk Lejbgwardii.
X
Usiądź, mój drogi. Może kielicha? Koniak? Połknął zawartość szklanki jednym haustem.
– Na drugą nogę?
– Proszę, towarzyszu Stalin. Spiję się i zrobicie ze mną co chcecie.
– A więc, Gryf, powiedz dlaczego nie chcesz jej zabić?
– Bo ją kocham.
XI
Ryknęli panowie oficerowie. Tylko kniaź Sagałajew nie okazuje radości:
– Panowie, to nie są żarty. Pułków lejbgwardii nie tworzy się dla zabawy. Tylko po to, żeby służyć monarsze. A my nie mamy monarchy.
Wszyscy umilkli. Co racja, to racja.
– Albo monarchini – dorzuciła Nastia. Kniaź przytaknął:
– Albo monarchini. – I wzruszył ramionami, bo ta uwaga przecież nie wniosła nic nowego. Monarchini też nie mamy.
Nastia-Feniks wstała od stołu, spojrzała na nich z góry:
– Ten punkt narady uznajemy za wyczerpany. Ja będę monarchinią.
Rozdział 25
I
Wagon pierwszej klasy w ekspresie mknącym na południe. Przedział wielkości małej kawalerki. W sąsiednich przedziałach podróżuje ochrona.
Nastia uchyla ogromne okno. Wdziera się ciepłe powietrze.
Ma ochotę turlać się ze śmiechu. Żeby się opanować, zabiera się za paryskie dzienniki.
„… Jak to możliwe, że wielka Francja nie zauważyła takiego geniusza? Skromna mademoiselle żyła wśród nas, a my zignorowaliśmy jej fenomenalny talent. Hańba! Nic dziwnego, że zdecydowała się opuścić Paryż. Wczoraj wyjechała w nieznanym kierunku. Trudno orzec, czy to ostateczna decyzja. Jedno jest pewne: zabrakło nam woli i wyobraźni, żeby ją zatrzymać. Raz jeszcze: hańba! Arcydzieło Strzeleckiej kupił anonimowy kolekcjoner. Być może to niezwykłe płótno opuściło granice naszego kraju. Rząd, a w szczególności Ministerstwo Kultury, nie uczynił nic, aby arcydzieło najnowszej rosyjskiej awangardy pozostało nad Sekwaną. Hańba! Po trzykroć hańba!
Druga wojna światowa nie jest możliwa. Świat nie otrząsnął się jeszcze z poprzedniej. Lecz oto pojawia się artystka-wizjonerka o niezwykłym talencie i temperamencie – mademoiselle Strzelecka. Swoim magicznym pędzlem ukazuje rzecz nieprawdopodobną – DRUGĄ WOJNĘ ŚWIATOWĄ!
Sekretem jej samorodnego talentu jest kolorystyka. Czerwień i czerń. Cóż za dramatyczny akord! Jednak trudno się powstrzymać, by nie zapytać: dlaczego tylko te dwie barwy? Poza tym czerwień, jak każdy kolor, ma tysiące odcieni: od delikatnego różu wiosennej zorzy do purpurowego zachodu słońca zimą. Spośród tysięcy odcieni wybrała ten jeden, perfekcyjnie wyrażający jej wielki zamysł. Dobór czerwieni i czerni jest całkowicie zrozumiały. Każdy na jej miejscu wybrałby te dwie barwy. Ale że umiała bezbłędnie utrafić w najwłaściwsze odcienie? Oto najważniejsze pytanie naszych dni!
Jednak malarstwo to przede wszystkim forma! Pomyślmy chwilę: imitacja złota, zapaskudzona przez miliony much, poobtłukiwany gips – skonfrontowane z śmiałymi, natchnionymi, perfekcyjnymi pociągnięciami pędzla! Jakaż symbolika: przegniły, odchodzący świat – i rzucone mu nowe wyzwanie. To szok, ale tylko dla tych, którzy nie dostrzegają geniuszu!
Możemy się domyślać, od jak dawna ta czarodziejka pędzla nosiła w sobie genialny pomysł, rozważała warianty i niuanse. Nie zdziwiłoby nas, gdyby do tego aktu kreacji szykowała się przez całe życie…”
II