– Dzisiaj zostanie wykonany wyrok.- Spojrzał na zegarek. – Za siedem minut.
XVI
Szyrmanow uśmiechnął się lekko i dotknął Makarego w ramię:
– Ładuj!
Makary ma łzy w oczach. A Szyrmanow pogodny, trzyma fason:
– Pamiętaj: ściągasz spust bardzo płynnie. No, już. Uwzględnij poprawkę na wiatr. Wstrzymaj oddech. Powoluteńku…
XVII
Stalin wstał z miejsca, podszedł do okna i długo obserwował krople z kryształkami lodu w środku.
– Wszystkich uczestników misji przedstawić do odznaczenia.
– Tak jest!
– Kiedy wrócą, powitać jak bohaterów. Wydać bankiet. Uroczyste wręczenie odznaczeń. Potem… Makarego aresztować… i zlikwidować.
– Z jakiego paragrafu?
– Wszystko jedno.
– Może też Szyrmanowa?
Stalin umilkł. Spojrzał Gryfowi uważnie w oczy:
– Szyrmanowa? Za co?
– Kiedyś kazałem odnaleźć Mazura. Nie wykonał rozkazu…
Stalin jeszcze raz popatrzył mu w oczy:
– Dobra. Szyrmanowa też. Ale najpierw order.
XVIII
Szyrmanow jest w świetnym humorze:
– No, Makary, koniec z mazgajstwem. Gotów? Do kurwy nędzy: gotów?! Ognia!
XIX
Zapadło długie milczenie.
– Dobrze, że nie chcieliście zastrzelić Feniksa. Wiedziałem, że coś między wami było, dlatego urządziłem wam, Chołowanow, kontrolę. Ona jest wrogiem. Ale gdybyście ją zastrzelili, przedstawiłbym was najpierw do odznaczenia…
Stalin umilkł ponownie. Długo milczał.
– Żal Feniksa, towarzyszu Chołowanow. Mazur miał rację. Nie należało posyłać jej na taką robotę. Trzeba ją było tu zostawić. Pod kontrolą. Przyniosłaby wiele pożytku. Nie posłuchałem Mazura… Nawiasem mówiąc, nie wiecie co się z nim dzieje? Stęskniłem się za nim.
– Tu jestem, towarzyszu Stalin. Wybaczcie, że bez pukania, bez zapowiedzi. Dopiero wszedłem…
W tym momencie go zobaczyli.
– Ale przemoczony! Wejdź, osusz się.
Stalin nalewa szklankę ciężkiego gruzińskiego wina: masz, wypij, mój drogi. Rozgrzej się. Dobrze, że jesteś. Potrzebuję cię.
Chołowanow przybiega z ręcznikiem, ze stalinowskim szlafrokiem, z kocem: chodź, przysuń się bliżej ognia. Stalin dolewa wina:
– Widzisz, właśnie o tobie mówiliśmy. Miałeś rację. Nie wolno było jej posyłać.
– Towarzyszu Stalin! Przyleciałem z Syberii, żeby…
– Zabiliśmy ją.
– Czułem jakieś nieszczęście. Niepotrzebnie ją zabiliście!
– Wymknęła się spod kontroli.
– Zrąbaliście drzewo, które mogło rodzić złote jabłka.
– Jakie znowu jabłka?!
– Nie rozumiecie, czego dokonała?
– Niczego!
– Przecież to przykład wzorcowej dyslokacji agenturalnej!
– Raczej zdrady!
– Gdzie wy macie oczy?! Zalegalizowała się perfekcyjnie. Można ją stawiać za wzór. Ani hiszpańska policja, ani francuska, ani szwajcarska nie mają cienia podejrzeń.
– Nie nawiązuje łączności…
– Ale przecież to myśmy ją tak szkolili. 93 procenty wpadek ma bezpośredni związek z kontaktami agenturalnymi. Dlatego na początku żadnych zbędnych kontaktów. Łączność tylko w skrajnych sytuacjach, gdyby potrzebowała pomocy albo miała coś nadzwyczajnego do przekazania. Ale ona nie potrzebuje pomocy. Sama zapewnia sobie dokumenty i pieniądze, wszelkie operacje finansuje z własnych środków. Ma ich pod dostatkiem. Nie melduje się, to znaczy, że na razie nie zwerbowała nikogo…
– I nie zwerbuje. Mazur aż się zakrztusił.
– Mylicie się, towarzyszu Stalin! Wykonała nadzwyczajną pracę przygotowawczą. Zdobyła listy dłużników najważniejszych banków hiszpańskich i francuskich. Ma spis tysięcy nazwisk dłużników na wszystkich kontynentach, również w Waszyngtonie. Jeżeli ktoś desperacko poszukuje pieniędzy, to masz go w kieszeni. Trzeba tylko umiejętnie zaproponować pomoc. A ona to potrafi. Dziś mogłaby zbudować siatki szpiegowskie we wszystkich stolicach europejskich i w Waszyngtonie na dokładkę. Wystarczy, że powybiera z listy co grubsze ryby. Wśród dłużników mnóstwo jest miernoty, ale trafiają się i wielkie szychy. Ukrywają bankructwo, dla większej forsy są gotowi na wszystko. Nie wiem, kto figuruje na tych listach, ale może tam być każdy, nawet doradca samego Roosevelta…
Mazur urwał w pół zdania. Zrozumiał, że się zagalopował.
– No, dobrze, jeżeli nie doradca prezydenta USA, to jakiś podsekretarz, szyfrant w Departamencie Wojny, czy ktoś z sekretariatu dyrektora FBI. Albo szef waszyngtońskiej policji. Czemu nie? A ona tylko przebiera, jak ulęgałki w koszu.
– A więc nie uciekła?
– Pewnie, że nie. To nieporozumienie. Kamuflaż.
– Brzmi nieprawdopodobnie…
– Moja szkoła. Kazałem jej szukać własnych dróg. Niebanalnych. Niezwykłych. Dziewiczych. Żeby nikomu nie przyszło na myśl, że jest stalinowską agentką.
– Namalowała jakiegoś abstrakcyjnego bohomaza!
– A co, wolelibyście, żeby socrealistycznego?
– Spiknęła się z białogwardzistami!
– To może miała wstąpić do Hiszpańskiej Partii Komunistycznej?
– Zbliżyła się z czołowymi bankierami, uważają ją za swoją!
– Przecież nie zacznie od organizowania kołchozów!
– Czarodzieju, nie mam więcej argumentów.
– Wiesz, towarzyszu Stalin, w pewnym sensie przebiła nawet ciebie.
– Mnie?!
– Ty napadałeś na banki, a ona uznała, że banki trzeba wspierać, brać pod kuratelę. No cóż. Byłem jej przeciwny. Ale przegrałem. Zwołuj Politbiuro. Wejdę pod stół i ogłoszę, że jestem dupek żołędny.
– Nie trzeba, Rudolf. Przegraliśmy wszyscy. Nie doceniliśmy Feniksa. Teraz widzę, że pracowała dla nas jak nikt dotąd. Dokładnie trzymała się instrukcji, żadnej nie naruszyła. A my nie rozumieliśmy tego. Trudno, temat jest zamknięty, nic nie poradzimy. Właśnie w tej chwili ją likwidują.
XX
Głowa wschodniej piękności Szeherezady eksplodowała.
Koń szarpnął gwałtownie, stanął dęba. Zdekapitowane ciało runęło z siodła. Wkoło podniósł się straszliwy wrzask.
Panika, histeria i kompletna dezorientacja zwalają z nóg gości na tarasach „Son Vida”…
Gdzieś w oddali huknął grom z jasnego nieba. To w Hiszpanii częste zjawisko. I wtedy rozległy się krzyti:
– Nie żyje! Zabita!!!
Nikt nie rozumie, co się wydarzyło. Również policja. Jasne, że to nie zamach bombowy. Ale i nie kula. Kula wybija otwór, a nie rozwala głowy w obrzydliwą, szaro-burą maź. Poza tym, skąd niby miałaby być wystrzelona? Z doliny miliarderów? Balistyka wyklucza taką hipotezę. Z pobliskich gór? Niemożliwe. Za duża odległość. Wersję pocisku jednomyślnie odrzucono. Najbardziej prawdopodobne wydaje się, że głowę roztrzaskała siła niebieska…
Z tą konkluzją trudno polemizować. Wyjaśnia wszystko. A jeśli ktoś uważa, że pozostały jakieś niejasności, to niech sobie szuka innego wytłumaczenia.
XXI
Gdzieś w dole ujadają psy. Ktoś ucieka przed pościgiem. Tu, na skalnej półce, jest zacisznie. Spokojnie.
Odrzut rusznicy kopnął Makarego w ramię. Tłumik zniekształcił dźwięk wystrzału i skierował go w niebo. Tylko żmija czmychnęła z kamienia i jaszczurki uciekły w cień.
Grupa nie ma się co śpieszyć. Może w spokoju nacieszyć oko dobrze wykonaną robotą. Człowiek lubi podziwiać efekty swojej pracy. Niełatwo było wytropić Feniksa. Wytropili. Niełatwo było jednym strzałem rozłupać czaszkę. Rozłupali. Zawsze gotowi. Do realizacji kolejnych zadań partii i rządu!
Przez celownik, przez lornetki, przez dalmierz artyleryjski grupa z zainteresowaniem śledzi skutki przeprowadzonej operacji. Przed „Son Vida” istne szaleństwo…