No, a ta śmieszna dziewuszka z odznaką spadochroniarza, która wręcza listy delegatom? Jej paluszki muszą znaleźć się na kartach.
Bynajmniej. Po pierwsze, ta dziewuszka jest swoja. Nawet gdyby jej odciski znalazły się na kartce, to można byłoby bez trudu zidentyfikować: oto jej paluszki, a tutaj twoje, towarzyszu delegacie. Ale dziewczyna nie zostawia żadnych odcisków. Opuszki jej różowych palców pokrywa bezbarwny lakier S-4. Specjalnie sprowadzony z Francji. Dziewczyna może pracować bez rękawiczek, a i tak nie zostawia żadnych odcisków.
A zatem, gdyby jakiemuś narwańcowi z awansu wpadł do głowy prostoduszny pomysł, by ukryć się za kotarką i wyrządzić psotę, i gdyby wykreślił Wielkie Nazwisko nie zostawiając żadnych widocznych śladów – to i tak nie ma szans: nie powróci już do swojej Syberii. Niespodziewana iskrówka z centrali powiadomi Syberię, że ten świetnie rokujący delegat otrzymał właśnie odpowiedzialne zadanie na froncie walki o Rewolucję Światową. Ktoś mógłby z tego wyczytać, że trafił w szeregi tajnych służb.
A tymczasem delikwent trafił do zupełnie innych służb. Życiowy prąd niesie go w zupełnie inne obszary.
Zresztą trudno chyba ten prąd nazywać życiowym.
Rozdział 4
I
Wujaszek Wasia-druciarz, vel Wasia-kinoman kręci sobie korbką, utrwala na kliszy rozradowanych delegatów. Głosujcie, drodzy towarzysze, skreślajcie kogo chcecie, wpisujcie kogo chcecie… Wielu już takich było przed wami. Na poprzednich zjazdach. Ich też wujaszek Wasia skwapliwie utrwalił. Na przykład na poprzednim, XVII zjeździe. I wtedy, podobnie jak dziś, delegaci stroili się w piórka uczciwych obywateli. Trzeba przyznać, że z boku wyglądało to całkiem wiarygodnie. Można było pomyśleć, że są to wszystko (lub przynajmniej w większości) nasi sowieccy ludzie… A co się okazało? Okazało się, że cały poprzedni zjazd był jednym wielkim zgromadzeniem wrogów, szpiegów, zdrajców i szkodników. Ponad połowę delegatów trzeba było niebawem rozstrzelać. Wielu, oj, jak wielu z nich wujaszek Wasia filmował powtórnie. Ale już w pojedynkę. W celi śmierci. Miło czasem przypomnieć sobie archiwalne zdjęcia: oto gnie się delegacki kark, delegat liże but kata, wykrzykuje, swołocz, jak to on kocha towarzysza Stalina, że gotów życie oddać… No więc oddaj. W czym rzecz? Po co przy tym ślinić cholewkę?
Ach, jakże lubi towarzysz Stalin oglądać takie ujęcia! Po kilka razy. A potem każe pokazywać tych samych wrogów, ale już nie w korytarzu śmierci, tylko na zjeździe. Oto oni: hardzi, spasieni, nadęci, obwieszeni odznaczeniami, zasiadają w prezydium, perorują z trybuny zjazdu. Widać od razu: ten przy orderach, pewnie, że zdrajca, wystarczy spojrzeć na ten judaszowy uśmieszek! Jednak wtedy, na poprzednim zjeździe (wujaszek Wasia przyznaje się uczciwie) jego podejrzenia padały na poszczególnych osobników, ale nie na większość. Wasia przegląda archiwalne filmy i nie może się nadziwić własnej naiwności. Jak to możliwe, że nie rozszyfrował tego wąsacza. Oczy, patrzcie wszyscy, jakie ma obłudne oczy! A wąsiska jakie wyhodował! Przecież widać na pierwszy rzut oka! A tamten, czyż nie ma wypisane na czole, że szpieg? Nawet nie próbuje się kamuflować! Patrzcie go, jak mruży ślepia. Oglądasz stare kroniki, i aż dreszcz chwyta: jaki osamotniony jest towarzysz Stalin, a wokół watahy wrogów wiją się i miotają w gorączce. I widać po oczach kaprawych: knują, konspirują, spiskują. Padalce jedne!
Potem na owym zjeździe odbyły się wybory. Zupełnie tak, jak teraz. No i kogo mogli wybrać wrogowie? Samych wrogów. Szpiegów angielsko-japońskich i polsko-tureckich, samych dywersantów wybrali. Okazało się, że cały Komitet Centralny był złożony z samych szpiegów.
Wujaszek Wasia pamięta jak dziś: na tamtym zjeździe łącznie wybrali 71 członków KC i 68 zastępców członków. Wujaszek Wasia oczywiście ich pamięta. Przecież to jego klienci. Albo potencjalni klienci. W końcu minęło niewiele czasu, a spośród tych członków i zastępców członków stu jedenastu siedzi już za kratkami. W ogóle mało który jeszcze stąpa po naszej matce ziemi. Towarzysz Stalin ma nosa do wrogów. Po prostu patrzy i widzi.
Wujaszek Wasia czuje, że niebawem z tamtego składu KC wezmą sto dwunastego. Awraamija Pawłowicza Zawieniagina, dyrektora Kombinatu Polimetalurgicznego NKWD w Norylsku. Wszystko na to wskazuje. Czyż za Jagody nie kierował wielkimi budowami komunizmu? Kierował. A za Jeżowa nie? Za Jeżowa również. A więc najwyższy czas na kres. Więzienny mur już czeka. Na sto trzynastego też już najwyższa pora. Nikołaj Jeżow się nazywa. Ciekawa postać: członek KC, sekretarz KC, zastępca członka Biura Politycznego, ludowy komisarz transportu wodnego i były ludowy komisarz spraw wewnętrznych. Teraz nie został nawet delegatem na XVIII zjazd.
Znaczy się: już niebawem…
II
Lawrentij Beria, nowy szef NKWD, polecił przegrodzić korytarz sejfami. Z sejfów jak z klocków wzniesiono więc w poprzek korytarza wcale solidną ścianę: pozostawiono dwa prześwity jako strzelnice i wąskie przejście między sejfami. Nawet w pojedynkę z trudem się można przecisnąć. A kiedy się już przeciśniesz, masz przed nosem drugą zaporę z takich samych sejfów i następną strzelnicę z erkaemem. Przejścia w stalowych ściankach przesunięto względem siebie tak, że gdy już przeciśniesz się przez pierwsze (jeśli ci na to pozwolą!), by wejść w drugą szczelinę, musisz skręcić w mały labirynt.
Na korytarzu, przed tą zmyślną przegrodą stoi ochrona z erkaemem DP. W labiryncie między ściankami – ochrona z psem. Potem jeszcze jeden patrol po drugiej stronie. Okna na korytarzu i w gabinetach zabito od wewnątrz drewnianymi panelami. Są po temu trzy powody: po pierwsze, snajper nie będzie mógł strzelić w okno, po drugie, nie wpadnie żaden granat, po trzecie, w razie wybuchu wewnątrz gmachu odłamki szkła nie rozlecą się po gabinetach i korytarzach, rażąc wszystkich po drodze.
Panele zbito ze świeżych desek. Przez szpary zaledwie prześwitują promyki słońca. Dlatego na korytarzach i w gabinetach świecą na okrągło żarówki produkcji szwedzkiej firmy Ericsson.
Sosnowe panele wydzielają upojny zapach żywicy, zapach zimowej tajgi, zapach wyrębu lasu, zapach Karmurłagu.
III
Nikołaj Jeżow zamachnął się lewą ręką. Szklanka potoczyła się po stole, przez moment zawisła na brzegu i spadła. Sądząc po dźwięku rozbiła się w drobny mak. Ciekawe, pusta czy z zawartością? Nikołaj Jeżow skierował wzrok na podłogę. Po chwili usłyszał głos wewnętrzny: pusta. Prawą ręką obmacał stół przed sobą w poszukiwaniu drugiej szklanki. Dłoń trafiła w pustkę. Nie ma drugiej pod ręką… Przemknęło przez myśclass="underline" można i z gwinta… Ale skrzywił się z obrzydzeniem: nie taki jest Nikołaj Jeżow, żeby z gwinta obalać! I w ogóle! Jeszcze zobaczymy! Zobaczymy, kto kogo! Szarpnął cisnący kołnierzyk. Palce trafiły na gwiazdki marszałkowskie. Pogłaskał. Najpierw z lewej, potem z prawej…
Nikołaj Jeżow był ludowym komisarzem spraw wewnętrznych – NKWD. Z czasem towarzysz Stalin dorzucił mu dodatkowe zajęcie – Ludowy Komisariat Transportu Wodnego – NKWT. Potem towarzysza Jeżowa wykopano z NKWD, został mu tylko NKWT. No i tytuł – generalny komisarz bezpieczeństwa państwowego. Tytułu nie zabrano. No więc przechadza się po narkomacie Transportu Wodnego w mundurze generalnego komisarza z marszałkowskimi gwiazdkami. Pobory również otrzymuje oddzielnie za zajmowane stanowisko wodnego narkoma, a osobno za funkcję generalnego komisarza. Mimo że ostatnio jakoś nie ma wiele do czynienia ze sprawami NKWD.