W tym świecie każdy buduje swój własny system bezpieczeństwa. Z nikim nie wolno dzielić jego tajemnic, nawet z osobistą ochroną. Kierując się tą zasadą, Nastia zbudowała własny, królewski system bezpieczeństwa. Prawdę powiedziawszy, stworzyła nie jeden, ale kilka przenikających się systemów, po to, aby działały równocześnie, uzupełniając i wzmacniając się wzajemnie…
Pośród rozlicznych mniej lub bardziej wymyślnych zabezpieczeń, postanowiła nie lekceważyć metody stosowanej przez niejednego męża stanu: sobowtóra.
Znaleźć w Paryżu albo na Lazurowym Wybrzeżu szczupłą dziewczynę podobną do siebie? Żaden problem. Za ryzykowną pracę sobowtór otrzymuje wynagrodzenie. Stawki nie są wygórowane. Nawiasem mówiąc, Feniks ostatnio traci rozeznanie, co to znaczy wygórowane. Jeszcze niedawno wydawało jej się drogie nieduże mieszkanko w Paryżu, na Avenue Foch: dwadzieścia siedem pokoi i cztery salony na trzech piętrach, sześć niewielkich balkonów, skromny ogródek i basen na dachu. Teraz już nie wydaje jej się drogie. Mieszkanie, to mieszkanie. Sobowtór to też nie wydatek dla kogoś, kto ma środki. Trzeba tylko trochę podmalować buźkę, i tyle. Żadna filozofia, zwłaszcza jeśli się zatrudni charakteryzatorkę z planu filmowego. A gdy dublerka jedzie na bal maskowy, to w ogóle wymarzona sytuacja. Przebiera się za wschodnią królową, owija w szkarłatny płaszcz, na twarzy woalka. Instrukcja jest prosta: czarowny uśmiech i żadnych słów.
Nie przypuszczała Nastia-Feniks, że wystawia dublerkę na odstrzał przeciwpancernym pociskiem. Nie sądziła, że Stalin zażyczy sobie dekapitacji infantki. Nastia Strzelecka jeszcze nie zasiadła na hiszpańskim tronie. Nawet nie ogłosiła się pretendentką do korony. Dlatego sądziła, że nie ma wrogów, że nie ma się kogo lękać. Wysłała na bal dublerkę nie dlatego, że spodziewała się zamachu. Po prostu nie ma czasu na maskarady. Nastia jest zajęta konkretną robotą, dlatego na bale posyła sobowtóry. Przy okazji pozwala to przetestować system bezpieczeństwa. Ciekawe, czy komuś przyjdzie do głowy, że na karym rumaku przybywa nie całkiem autentyczna senorita Anastasia.
Posłała dublerkę na karnawał. Została sama. Wtem usłyszała bezgłośne wołanie. I od razu zrozumiałą, że ona również musi się tam znaleźć – na karnawale, w dolinie miliarderów, na szczycie góry, w cienistych ogrodach „Son Vida”. Tam rozstrzygnie się jej los. Tam czeka ją śmierć. Za chwilę ktoś kogoś zabije.
Nastia przebrała się za podrostka łachmytę. Przecież nie będzie w spódnicy przedzierać się ku przeznaczeniu.
Musi się śpieszyć. Śmierć nie lubi czekać. Dlatego poszła przebojem przez kordony. Tak jak ją szkolono. Kto nauczył się chodzić niezauważony po stalinowskiej Moskwie, ten może chodzić po każdym mieście w dowolnym kraju.
Poszła, przedarła się, zmyliła pościg. Niedobrze, że ochrona zamiast owczarków niemieckich używa rottweilerów, czarnych z rudą sierścią pod ogonem i na brzuchu. Kiedy w pobliżu jest rottweiler, zwłaszcza suka, Nastia nie może pracować.
Zmyliła pościg. Intuicja podpowiada jej, że prawdziwe niebezpieczeństwo kryje się dopiero na szczycie, na tarasach „Son Vida”. Tam ma spotkanie ze śmiercią.
Ruszyła przed siebie. Czarodziej uczył, że ma wychodzić na spotkanie niebezpieczeństwu. Więc idzie. W górę. W górę. W górę. Nastia wdrapuje się po rozgrzanych skalnych uskokach, przez cierniste krzewy tarniny. A tymczasem serpentyną, na karym rumaku, z niewolnikami i świtą, uroczyście i dostojnie zmierza na szczyt jej dublerka. Także ku śmierci. Nastia nie może przestać myśleć: czy zabiją tylko ją? Czy dziewczynę czeka ten sam los?
Wdrapała się na szczyt. Podciągnęła się na rękach. Przycupnęła na skalnej półce. Obserwuje zza głazu i różanych krzewów.
Ludziska potrafią się zabawić! Jakie kostiumy! Ile diamentów!
W tym momencie muskularni niewolnicy wstąpili na taras pod palmami. W tym momencie pocisk przeciwpancerny strącił głowę dublerki…
To niezrozumiałe. Nastia podjęła wyzwanie losu, sama szła na spotkanie z wiecznością, a los spudłował, trafił obok, jak pięść wspaniałego Rodrigueza. A to nie los uderza, ale towarzysz Stalin…
Dlaczego? Za co? To pytanie nie miało większego sensu. Za co? A któż to może wiedzieć, za co towarzysz Stalin postanowił ją wyeliminować! Choćby za to, że żyje! Przyczyna nieważna. Liczy się co innego: co dalej?
Jeżeli są cuda na świecie, jeżeli zdoła się stąd wydostać – to co dalej? Czy padnie kolejny strzał z piekielnego wynalazku o nazwie SA? Skoro towarzysz Stalin wydał rozkaz, to jego dzielni chłopcy doprowadzą sprawę do końca. Bez dwóch zdań. Więc co robić? Wracać do Moskwy i prosić towarzysza Stalina, żeby zechciał ponownie rozpatrzyć jej sprawę? Może próbowali ją zabić omyłkowo. Ktoś czegoś nie zrozumiał w jej poczynaniach. Zdarza się.
Można zameldować się u towarzysza Stalina: wasi snajperzy od siedmiu boleści zastrzelili dublerkę, ale skoro macie coś do mnie, to proszę, jestem…
A może nie wracać? Przecież uznają ją za martwą. Nikt jej nigdy nie będzie szukać. W dodatku wojna za pasem. Druga światowa. Nikt nie będzie sobie zawracać nią głowy. Może zwyczajnie zniknąć. Bez śladu. Ameryka Południowa to ogromny i wspaniały kontynent. Zniknie w eleganckich dzielnicach Rio de Janeiro lub Buenos Aires. Troszeczkę zmieni powierzchowność. Przecież umie zdobywać paszporty i budować sobie legendy. Zresztą nawet bez legendy dadzą jej paszport w każdym kraju. Na bogatych wszędzie czekają z otwartymi ramionami. A poza tym, zna sposoby zdobywania pieniędzy w ilościach nieograniczonych.
Mogłaby uciec i zostać wielką malarką. Namalować dzieło „Trzecia wojna światowa”: trzy czerwone pasy przekreślone trzema czarnymi. Czekałyby ją wielkie pieniądze i sława: jeszcze druga wojna się nie zaczęła, a ona – proszę! – już trzecią przedstawia. Gdyby popuścić wodze fantazji i zebrać siły duchowe, gdyby przyszło natchnienie, wtedy kto wie? Może udałoby się przelać na płótno koszmar czwartej wojny światowej?
Można też dyskretnie przerzucić do Ameryki pułk oficerski i rozkręcić prawdziwe przedsiębiorstwo windykacji długów…
Tylko po co? Pieniędzy ma tyle, że nie wyda ich do końca życia. Jeśli, naturalnie, ujdzie stąd z życiem.
Pozostał ostatni wariant. Niebawem wieść o tajemniczym zabójstwie rozniesie się po kraju. Anastasła de Streleza jest postacią znaną na Balearach i w całej Hiszpanii. I we Francji. A zatem: gdyby udało jej się stąd wyrwać, mogłaby zmartwychwstać! Nie od razu. Po jakichś czterdziestu dniach. W Hiszpanii to zrobiłoby wrażenie.
Ale na razie Nastia wczepiła się w szczelinę. Palce sinieją, traci czucie, ręce bolą straszliwie. Może rozewrzeć palce i pofrunąć nad przepaścią, jak ptak. Przecież jest ptakiem. Czy nie?
Przemknęła jej myśl o Gryfie. Ciekawe, co jest silniejsze: miłość czy śmierć?
Sasza-Gryf, gdzie jesteś? Dlaczego nie ratujesz Feniksa wiszącego na krawędzi skały? Pewnie szkolisz dziewczyny z grupy francuskiej. Doskonalicie sztukę pocałunków. Jesteś zdolnym instruktorem…
Lodowata zazdrość napełnia jej serce. Zazdrość, to – jak nauczał sam Gryf – najpotężniejsza siła. Wszystko wielkie, co dotychczas stworzyła ludzkość, powstało w porywach zazdrości.
Mogłaby umrzeć Gryfowi na złość. Tylko że, niestety, on nigdy się o tym nie dowie. Jest przekonany, że z rozkazu towarzysza Stalina pocisk przeciwpancerny roztrzaskał jej głowę. Nie domyśli się, że sfrunęła w przepaść, by zrobić mu na złość. A zatem, nie ma co umierać! Trzeba na złość Gryfowi przeżyć.