Выбрать главу

– Nasuwa się oczywiście wprowadzenie pełnej blokady miasta i obława z użyciem telepatów – podjął po chwili. – W tej sytuacji samo ujęcie podejrzanych w zasadzie nie należy już do nas. Znamy charakterystykę fali Sayena Meta, w przybliżeniu również Hornena Asta, więc namierzenie ich w Hynien to tylko kwestia czasu… bo według wszelkiego prawdopodobieństwa już się tam obaj znajdują.

– Dobrze – powtórzył Borden. – Widzę, że pochwały pułkownika Mokarahna nie były bezpodstawne. Oczywiście, podjęto wcześniej stosowne działania, podczas których wykorzystano zebrane przez pana informacje, zapisane w pańskich raportach dla archiwum Instytutu.

Jasne. Zostaje tylko ukłonić się i iść do domu.

– Czy to wszystko, kapitanie?

Rany boskie, nie. Nie może teraz wypuścić tego wszystkiego i podziękować, kurde, przecież to jego robota, jego harówa, niech coś z tego ma!

– Myślę, panie senatorze, że zamknięcie teoretycznej strony tej sprawy byłoby w tej chwili posunięciem przedwczesnym. Nie wszystko jest jeszcze wyjaśnione, choć trudno mi w tej chwili postawić jakąś konkretną hipotezę…

– Niech pan spróbuje – Borden wydawał się być zainteresowany.

– Po pierwsze, nie znamy roli, jaką ma odegrać w ich planach Get Kensicz, którego kontakty z Sayenem i powiązania ze spiskiem są niewątpliwe. Być może miał on służyć tylko do odciągnięcia naszej uwagi… Nie badano go nigdy pod kątem zdolności specjalnych, z drugiej strony nie ma żadnych kwalifikacji, które mogłyby być przydatne przy akcji typu terrorystycznego… chociaż na liście pobranego sprzętu widzę symulatory komputerowe, niewykluczone więc, że w ostatnich dniach przeszedł on intensywny trening.

– Symulator był przeznaczony dla Hornena – przerwał mu jeden z centralniaków. – Szkolenie od zera kogoś zupełnie nie zaznajomionego z tego typu działalnością nie miałoby sensu.

– Tak – Tonkai skinął głową. – Zgadzam się z tym. Myślę, że Kensiczowi wyznaczono inną rolę. Przy całym swym braku kwalifikacji, Kensicz mógł być dla tej grupy przydatny jako osoba o pewnym… autorytecie w środowisku subkultur młodzieżowych. Sprawdziliśmy to. Prowadzony przez niego zespół jest w tych środowiskach dość popularny. Sądzę, że nawiązanie z nim kontaktu nie służyło konkretnie samej akcji. Raczej jest to boczny trop, mogący naprowadzić nas na dalej idące powiązania siatki, jakieś jej odgałęzienia, których dotąd nie braliśmy pod uwagę. Nie lekceważyłbym tego.

Borden milczał, przyglądając mu się.

– Poza tym nie otrzymaliśmy dotąd szczegółowych danych o Sayenie Mecie. Niewykluczone, że one również mogą naprowadzić nas na ślad innych, nieujawnionych dotąd uczestników spisku…

– Tym już się zajęto – przerwał mu sucho Borden. – Proszę o konkluzję. Coś nie tak. No, trudno.

– Uważam, że mamy do czynienia z jakąś rozbudowaną strukturą. Dlatego chciałbym nadal kontynuować śledztwo aż do pełnego wyjaśnienia wszystkich danych.

Proszę mi dać trochę czasu… i dostęp do poczynionych dotąd ustaleń. Przesłanki są może drobne, ale nie należy ich lekceważyć…

Zapadła cisza. Oficerowie milczeli, spoglądając to na Tonkaia, to na Bordena.

– Dobrze, zgadzam się z panem – powiedział senator. – Co konkretnie zamierza pan zrobić?

– Planowałem z moimi chłopcami wizytę w Hynien. Są gotowi – Tonkai spojrzał na zegarek. – Będziemy tam na parę godzin przed przylotem prezydenta. Być może wniesiemy coś nowego do tej sprawy.

– Zgadzam się – powtórzył Borden. – I życzę powodzenia – spojrzał na Mokarahna.

– Zaraz wydam niezbędne polecenie…

– Czy któryś z panów ma coś do dodania? Szkoda. – Borden wrócił do poprzedniego tonu. – Myślę, że w tutejszym Instytucie zachodzi potrzeba dokonania pewnych zmian. Sądzę, że powinniśmy się nad tym zastanowić.

Tonkai nie miał głowy śledzić wrażenia, jakie zrobiły te słowa na pułkownikach.

– Pozostaje nam do omówienia jeszcze kilka spraw. Pan, kapitanie, musi się spieszyć, jeśli oczywiście podtrzymuje pan swoją decyzję lotu do Hynien. Otrzyma pan wszystkie materiały o postępach śledztwa.

Po chwili stał już na korytarzu. Przez moment zastanawiał się, machinalnie trąc zarost, wreszcie spokojnym krokiem ruszył do windy. Przede wszystkim zebrać do kupy ekipę. Popracują teraz, cholera, on też się nie oszczędza. Poczuł nagle z ogromną siłą głód, o którym zdążył już zapomnieć. Nie, przede wszystkim coś zjeść, i pomyśleć chwilę w spokoju. Będzie wesoło, nie tylko tutaj. Trzeba się ustawić do wiatru, póki czas. Zrobi się pewnie sporo wolnych miejsc na górze.

– Proszę zaczekać – zatrzymał go ochroniarz przy windzie.

– Czy coś…?

– Proszę zaczekać. Zaraz się pan dowie.

Stał kilka minut niepewnie, przestępując z nogi na nogę. Z jednego z korytarzy wyłonił się znany mu już facet w okularach. Skinął na Tonkaia.

– Za czterdzieści pięć minut – powiedział, gdy się zbliżył – zgłosi się pan do pokoju 4872. Koledzy pana zaprowadzą. Proszę się nie spóźnić. To osobiste polecenie senatora. Proszę zachować je wyłącznie do swojej wiadomości.

Okularnik podał mu gruby plik wydruków.

– Dla pana.

Tonkai podziękował sztywno.

W windzie nadal tkwiło dwóch goryli. Tym razem jednak już go nie rewidowali.

Rozdział 17

„W obecnej sytuacji potrzebujemy przede wszystkim dwóch rzeczy. Pierwsza, to usprawnienie struktur systemowych aparatu, które, nie reformowane od czterdziestu lat, zakrzepły i zdegenerowały się, stając się niezdolnymi do samodzielnego, efektywnego działania. Druga, to nowe technologie i stosowanie na szeroką skalę nowoczesnych rozwiązań we wszystkich dziedzinach. Należy obawiać się, że jesteśmy w tej chwili zacofani technologicznie w stosunku do Federacji. Dalsze powiększanie się tego rozziewu może mieć dla naszej niezawisłości jak najgorsze skutki”

Nils Borden „Propozycje zmian” ŚCIŚLE TAJNE. Do rąk własnych prezydenta Ouentina.

Wysłużony flajter, pamiętający chyba jeszcze rebelię komputerową osiadł ciężko przy posterunku szosowym blokującym Hynien od strony południowej autostrady. Latton spoglądał chwilę na szofera, po czym westchnął ciężko, przecierając zaspane oczy, i wygramolił się z wozu. Jeden z posterunkowych odlewał się właśnie pod ścianą wartowni. Bluzę zostawił w środku, a rozchełstana koszula wyłaziła mu z gaci.

– Hej, ty – zawołał Latton do lejącego. – Kto tu dziś dowodzi?

Mundurowy odwrócił głowę i wskazującym palcem lewej ręki podniósł opadający na oczy daszek czapki.

– Ja – oznajmił. – Cześć Latton. Poznał go. Podszedł, kiwając na szofera, żeby został w wozie.

– Cześć Ber. Pijecie?