Выбрать главу

Korytarz rozjarzał się miarowo tam, gdzie wchodził, podczas gdy przed nim- i za nim pozostawał ciemny. Hornen nie wiedział, dokąd szedł ani jak długo. Czasem z góry lub z boków wystawały jakieś dziwne, falujące wypustki. Omijał je ostrożnie. Niektóre plątały się ze sobą, tu i ówdzie łącząc się w tajemnicze twory, których sensu nie rozumiał ani za grosz. Nie rozumiał właściwie niczego, poza tym, że znalazł się w jelitach zielonego wieloryba.

Zatrzymał się w kabinie identycznej jak ta, w której się obudził, tyle tylko, że pozbawionej szklistego oka. Po obu stronach długiej, kiszkowatej jamy rozścielały się wielkie liście, jak gigantyczne kapusty, z których wycięto główki i pośród rozłożystej zieleni pozostało tylko miękkie, pulsujące miejsce, gotowe do przyjęcia… czego właściwie? Przyspieszył kroku. Trzy ostatnie miejsca po prawej stronie były zajęte. Przyklęknął. Serce zabiło mu mocniej.

Ludzie. Dwóch mężczyzn i kobieta. Leżeli nadzy, jakby uśpieni, otuleni półprzejrzystymi płatami zieleni owiniętymi szczelnie wokół ich ciał. Tworzyły one elastyczną i twardą skorupę, ale dostrzegł przez nią wyraźnie zarysy ludzkich kształtów. Przyglądał się uważnie. Pod tym pancerzem oplatały ich jeszcze grube jak jego ramię, podobne do zielonych żył pędy. Biegły od stóp, przylegając ciasno do piersi i ramion, zwężając się stopniowo. Ich końce wrastały w usta i nozdrza uśpionych ludzi.

– Co to jest? – zapytał wreszcie, gładząc twardą, szklistą skorupę pokrywającą przymknięte powieki kobiety.

– Przetrwalniki – wyjaśnił głos. – To niezbędne przy dużych przeskokach czasoprzestrzennych. Forma antropomorfa jest zbyt krucha, by znieść długie… podróże kosmiczne, tak chyba należałoby to nazwać w waszym języku.

– Więc ci ludzie to załoga statku, tak? Głos milczał chwilę, jakby zastanawiał się nad odpowiedzią.

– Nie rozumiemy pojęcia „załoga”. To nasze manipulatory. W chwili obecnej nie potrzebujemy ich, dlatego pozostały w stanie dezaktywacji.

– A reszta? Gdzie są inni?

– Wykonują zlecone programem zadania na Terei…

– Więc to prawda? Że wysłaliście do nas swoich… – cholera, przecież nie powie „agentów”, ale jakoś nie umiał znaleźć innego słowa.

– Nie rozumiemy pojęcia „agent” – głos był niewzruszenie spokojny.

– Czy możesz ich obudzić? Chociaż jednego? Chcę z kimś porozmawiać.

– Aktywowanie manipulatora uważamy za zbędność. Za zbędną czynność – poprawił się po chwili głos. – Nie widzimy różnicy, czy będziesz z nami rozmawiał bezpośrednio, czy poprzez manipulator.

Hornen usiadł na gąbczastej podłodze, obejmując kolana rękami. Fajterowi rzadko się zdarza, żeby nie wiedział co począć. Ale jeżeli już tak się zdarzy, to czuje się bardziej bezradny niż zabłąkane dziecko. Bezradność może boleć. Jego w tej chwili aż bolała. Boże, jak bardzo chciał teraz zobaczyć jakiegokolwiek człowieka, zwykłego człowieka, nie jakąś federacyjną roślinę! Móc z nim normalnie porozmawiać.

– Jesteśmy człowiekiem. Rozmawiasz z nami. Pytaj. Nie musisz tego robić dźwiękami, i tak ich nie słyszymy.

– Niech któryś z was tu wyjdzie. Chcę was zobaczyć.

– Widzisz nas. Jesteś w naszym wnętrzu. Jesteśmy…

Tak, oni są człowiekiem, to już słyszał. Bezradność i niezrozumienie zamieniały się powoli we wściekłość. Ta znowu, naturalną koleją rzeczy, w agresję. Wzbierała w nim dzika chęć, by zerwać się i tłuc pięściami w ledwie dostrzegalnie falujące ściany. Starał się opanować, wytłumaczyć sobie rozsądnymi słowami, że nie ma się czemu dziwić, muszą mieć dziwne urządzenia… ale jakoś sam w to nie wierzył.

– Nie rób tego – jednostajne, monotonnie rzucane słowa, bez cienia intonacji. To też może człowieka doprowadzić do szału. – Z czasem dowiesz się wszystkiego. Realizujemy program.

Tak, najważniejsze, żeby pomogli. W porządku. Po co go tu ściągnęli? I jak?

– Przez nadwarstwę hiperpsioniczną, wykorzystując szczególny gradient twojej emanacji. Obawiamy się, że nie jesteś w stanie zrozumieć szczegółów technicznych. Czytamy w twoim zasobie pojęciowym termin „nad-świat”, którym określasz nadwarstwy hiperpsioniczne. Wasza wiedza na ten temat jest właściwie zerowa, mimo szczątkowego wykorzystania praktycznego właściwości przestrzeni psi dla potrzeb aparatu przymusu. Nie znajdujemy w twojej strukturze pojęciowej danych, które umożliwiłyby nam porozumienie w tej kwestii.

– Ale po co?

– Taki otrzymaliśmy program. Otrzymasz szczegółowe wyjaśnienia po przelocie. Na tę odległość nie jesteśmy w stanie zlać się z kadrą…

– Mówisz o porozumieniu się z waszym dowództwem?

– Tak, możesz to tak określić. Chwilowo musisz zadowolić się naszymi wyjaśnieniami. Nie programowano nas do udzielania ci szczegółowych informacji. Zostałeś wybrany, ponieważ właściwości twojego pola pozwalały na przeprowadzenie cię przez warstwy hiperpsioniczne, a okoliczności samobójcze pozwalały uchwycić współrzędne czasoprzestrzenne i przygotować przejście. Zejście Sayena było gwałtowne i próba przeprowadzenia nie powiodła się. Spotkałeś się z resztkami jego emanacji ulegającymi rozproszeniu w warstwie hiperpsionicznej. Niestety, nastąpił nieodwołalny zgon.

Wiedzieli o wszystkim co się TAM działo. I nic… Chryste, kim oni właściwie są? Komu pomagają?

– Plan pomocy jest nadal opracowywany, kadrze wciąż brak dostatecznych danych dla wymodelowania optymalnego scenariusza działań. Z tego powodu ograniczamy się do szczegółowej penetracji Terei…

– Ale tam ludzie cierpią, czekają na was jak na zbawienie! Przecież możecie nam pomóc!

– Tak, w tym celu tu przybyliśmy. Plan pomocy dla Terei, opracowany przez naszych specjalistów, miał zostać zapoczątkowany w najbliższym interwale. W tej chwili jest już nieaktualny, nie został spełniony jego najważniejszy warunek: proces reform Bordena. Nawiązanie kontaktu z waszym rządem stało się ponownie niemożliwe, na czas trudny do przewidzenia. Po raz kolejny musimy wracać z niczym. Teraz musimy wymodelować przewidywany rozwój wypadków, a samo zebranie danych przekracza nasze możliwości. Musimy opracować nowy plan kontaktów. Nie możemy interweniować, nie mając stuprocentowej pewności co do skutków tej interwencji.

– Z jakim „naszym” rządem?! Ludzie, zmiłujcie się! – Hornen poczuł, że jego cierpliwość się kończy. – Przecież tych skurwysynów nikt tu nie chce, powywieszać ich wszystkich! A wy chcecie podać im rękę, podtrzymać ich na stołkach, uznawać za legalną władzę? Boże, gdyby ci ludzie mogli o tym wiedzieć…

– Reagujesz emocjonalnie – oznajmił beznamiętny głos. – Dane, którymi dysponujesz, są dalece niewystarczające do przeprowadzenia analizy. Powstrzymaj się z wydawaniem sądów.

Milczał, chowając twarz w dłoniach.

– Nasi specjaliści badają uważnie problemy waszego społeczeństwa. Objaśnią ci wszystko. Nam brak dokładnego programowania na tę okoliczność. Od czasu odłączenia się Terei, Federacja uległa głębokim przeobrażeniom. Zbadanie i wykorzystanie możliwości psionicznych człowieka oraz poznanie struktur nadmaterialnych spowodowało diametralną zmianę obrazu ludzkości i mentalności współczesnego człowieka. W czasie waszej secesji i przez kilkanaście lat po niej struktury społeczne skolonizowanego kosmosu ulegały dynamicznym przekształceniom. Brak było w tym czasie zgodności, co do postępowania wobec Terei. Część planet nie zgadzała się na interwencję, inne nie mogły wydzielić odpowiednich środków… – Głos umilkł na krótką chwilę. – Skolonizowany kosmos zawsze stanowił wspólny organizm, którego centrum był Układ Słoneczny; inne planety pozostawały w mniejszym lub większym zapóźnieniu w stosunku do Ziemi. Trudności kolonizacyjne i transportowe oraz konieczność przestrzegania priorytetu celów uniemożliwiały wprowadzanie nowych rozwiązań we wszystkich dziedzinach życia. Dopiero nowe możliwości, które otworzyły się wkrótce po secesji Terei, umożliwiły pełniejszą integrację. Nie było czasu na zajmowanie się wami.