Od strony wyjścia na ulicę rozległo się ciężkie, słoniowate stąpanie i pomiędzy Gusiewa a przygnębionych młodzików wcisnął się jeszcze jeden milicjant, starszy, wąsaty i tęgi.
– A-aaa! – ucieszył się Gusiew. – Więc to twoje szpaczki? Tęgi jednym rzutem oka ocenił sytuacje i postawił diagnozę.
– Kurwa wasza w dupę jebana mać! – sarknął. – Na minutę zostawić was nie można! Wysrać człowiekowi się nie dacie! Od razu w gówno się wpakować musicie!
– Bezwarunkowo! – poparł go Gusiew. – Bałwany, jakich ze świecą szukać! Mamy do czynienia z jednym z dwojga. Albo łapówka, albo wymuszenie. Ja, oczywiście, stawiam na wymuszenie. Ostrzegłem ich i wpiszę do akt. A oni się łamią i chcą na przesłuchanie!
– Kurwa! – stwierdził tęższy z młodszych.
– Więc tak, zabierz ich i wlej im trochę rozumu do łbów. A ja pójdę swoją drogą. Zgoda?
– Ja im nogi z dup powyrywam! – warknął półgłosem wąsacz. – Wy mnie, gnojki jedne, jeszcze popamiętacie!
Sądząc z wyglądu wąsacza, był mocno wytrącony z równowagi. Nie rozsierdzony, ale właśnie wytrącony z równowagi. W istocie idiotyczna sytuacja – zostawił podwładnych tylko na chwilę, a oni go tymczasem wpakowali po uszy w gówno.
– Głupstwo, ty się jakoś wykręcisz! – pocieszył go Gusiew.
– Akurat! – machnął ręką wąsaty. – Teraz to…
– No to my pójdziemy – stwierdził Gusiew. – Wszystkiego najlepszego.
Waluszek się nie pożegnał, tylko wyjął dłoń zza pazuchy.
Straganiarzowi Gusiew podsunął pięść pod nos.
– A co ja złego powiedziałem? – obruszył się straganiarz.
– To tylko uprzedzenie. Ja nie słyszałem, o czym ty z nimi rozmawiałeś. Może ich podpuściłeś?
Straganiarz uniósł ku niebu oczy, ręce i wypuścił długą, barwną wiązankę, niczym nieustępującą mistrzostwu wypowiedzi wąsatego sierżanta. Z jego tyrady wynikało, że jeszcze nie zwariował i prędzej zgodziłby się na niebezpieczny dla życia, nietradycyjny seks z samcem hipopotama, niżby dał łapówkę oficjalnemu przedstawicielowi władzy, zarówno podczas wykonywania przez tego ostatniego obowiązków służbowych, jak i w każdych innych okolicznościach.
– Pomimo tego uważaj i bądź ostrożny – skwitował jego wypowiedź Gusiew i ruszył w głąb przejścia.
Straganiarz pożegnał go nieprzyzwoitym gestem.
Milicjanci gdzieś się zwinęli, nie zapłaciwszy za wzięty towar. Zamiast nich na stopniach pojawiła się dorodna, niezbyt urodziwa sprzątaczka w pomarańczowej kurtce. Podniosła porzuconą przez młodego menta drożdżówkę i zaczęła ją oglądać w zadumie.
– Rzuć to! – zawołał do niej straganiarz. – Chodź tu, dam ci naleśnik! Niech będzie z mięsem!
– A czemu wymuszenie nie jest tak groźne, jak łapówka? – zapytał Waluszek, kiedy z Gusiewem przeszli podziemnym przejściem na drugą stronę Nowego Arbatu i niespiesznym krokiem ruszyli wzdłuż lustrzanych ścian urzędu pocztowego.
– Łapownictwo zakłada zmowę obu stron. I jeżeli jedna ze stron natychmiast nie zamelduje na milicję albo do ASB, sprawę można potem mocno rozdmuchać. Dziś podjadali sobie jego smakołyki, jutro on ich poprosi, żeby postraszyli jego szefa. I tak dalej. A jak podchodzą do ciebie, zabierają towar i nie płacą, to jednostronne naruszenie prawa – i teoretycznie bez perspektyw rozwojowych. No nic, Loszka, z czasem się otrzaskasz. Nam specjalnie zostawili kilka takich „widełek”, na pierwszy rzut oka bzdurnych. Żeby można było skuteczniej nad ludźmi popracować. Waluszek kiwnął głowa.
– Jakoś to po dziecinnemu, całkiem głupio rozegrali.
– Bo głupole. Co, myślisz, że ten stary ment wyga ich nie pouczył? Jeszcze jak ich pouczył. Pierwszego dnia im objaśnił – Boże broń, chłopaki, choć jeden cukierek od kogoś wziąć. Przez całe życie się potem nie oczyścicie z podejrzeń. Chłopcy oczywiście przyjęli to do wiadomości. A potem, jak tylko zostali bez nadzoru, postanowili spróbować, czy ta chałwa w istocie jest tak słodka, jak to opisują. Ci smarkacze okropnie potrzebują okazji do potwierdzenia własnej ważności, muszą się poczuć dorosłymi i groźnymi. A potwierdzić swoją ważność można na różne sposoby. Większości ludzi wystarczy darmowe ciastko. Przy okazji, nie zjadłbyś czegoś?
– Przecież oni nawet nie podjęli prób usprawiedliwienia się – nie rezygnował Waluszek. – Nie stawiali nawet psychicznego oporu. Tylko raz, za twoimi plecami, jak się odwróciłeś…
– Owszem, powiedział mi to twój wzrok. Przez chwilę chłopcy mieli ochotą trzasnąć mnie pałką w ciemię. A ty bardzo prawidłowo zareagowałeś. To ci się chwali. A co do usprawiedliwień… Hipnoza sytuacyjna. Słyszałeś o czymś takim?
– Aha.
– A sam nie doświadczyłeś? Na sobie? Niektórzy z nas doświadczyli i klęli potem, na czym świat stoi. Przecież tych dwóch my na gorącym uczynku przyłapaliśmy, z dowodami w rękach. Trzeba być skończonym draniem, żeby się błyskawicznie przestawić. Zawodowi oszuści to potrafią. Potrafią w ułamku sekundy się przeorientować. Miałem kiedyś taki przypadek…
Gusiew zapalił. Mimo woli zrobił ponury grymas – wypadek też był pewnie niewesoły. Waluszek z ciekawością czekał na ciąg dalszy.
– Było tak. Braliśmy na „żywca” dwóch łajdaków. Wypracowali sobie, dranie, sprytną metodę. Jeden idzie i niby niechcący upuszcza człowiekowi pod nogi paczkę banknotów na wabia. Oczywiście, wszystko jest przygotowane. Jeżeli człowiek forsy nie podniesie, tuż obok pojawia się drugi, podnosi, patrzy frajerowi w oczy i pyta szeptem: „Co robimy?” Ofiara nie ma wyjścia. Nawet jeżeli zawoła: „Ej, człowieku, zgubiłeś pieniądze, a ten tu podniósł!”, to nic biedakowi nie pomoże. Mieli opracowane dziesiątki wariantów, jak rzucić na człowieka podejrzenie i poddać rewizji. W razie czego podbiegali inni – też umówieni członkowie szajki – stawali wokół i krzyczeli, że są świadkami i widzieli, jak ofiara brała pieniądze. Sam rozumiesz, podrzucali paczkę człowiekowi wyglądającemu na takiego, co ma w kieszeniach nielichą gotówkę. Namierzali ofiarę w kantorach wymiany walut, dopóki te jeszcze funkcjonowały, a potem zaczęli po sklepach portfelom się przyglądać. I wyobraź sobie, zapasowe warianty banda wykorzystywała nadzwyczaj rzadko. Dwóch na trzech z przechodniów godziło się na podział zdobyczy wespół z prowokatorem. Cóż, chciwi jesteśmy wszyscy, aż strach. Nasz człowiek, który robił za „żywca”, mówił potem – niczego się chłopaki nie bójcie, tylko niech was ręka boska broni od tego, żebyście na cudzych pieniążkach wzbogacić się zechcieli. Przecież, kiedy drań zagląda ci w oczy z propozycją, że podzieli się z tobą zdobyczą i odpowiedzialnością, nie stajesz się draniem takim jak on. Uznajesz po prostu, że masz fart. Czy nie może człowiekowi choć raz się w życiu poszczęścić? Uważa się, że może. Albo powinno.