Gusiew umilkł.
– I co było dalej? – ponaglił go Waluszek.
– Wszystko leciało według planu. Jeżeli ofiara wyciągała swoje pieniądze, natychmiast je przeliczano i oddawano z przeprosinami. Oczywiście, niepostrzeżenie zmniejszywszy zawartość portfela przynajmniej o połowę. Mogliby też po prostu zabrać wszystko i dać w mordę. Ale sam rozumiesz, rozbój i oszustwo, to dwa różne paragrafy, a poszkodowany musiałby jeszcze udowodnić, że miał przy sobie odpowiednią kwotę w momencie, kiedy – jakoby! – został „zrobiony”. Zwykłe prawo jest tu bezsilne, tylko ASB daje sobie z tym radę. No i menty dały sygnał do Centralnego. Więc kiedy capnęliśmy tych gnojków, urządzili nam całe przedstawienie… Moskiewski to może nie, ale każdy z prowincjonalnych dramatycznych teatrów dałby sporo za takich aktorów. A ja patrzę na tego, co pieniądze z portfela wyjmował, żeby „policzyć” i myślę sobie – do diabła! Przecież z ciebie byłby znakomity iluzjonista. Gdybyś na scenie występował, to ludzie by cię kwiatami obrzucali! A ty – tutaj… Przykro, aż niedobrze się robi. Taka mnie wtedy wściekłość ogarnęła na rodzaj ludzki… A ci dwaj krzyczą, rękoma wywijają, świętą niewinność udają. I zauważ, że oni już się zorientowali, iż zostali złapani na „żywca” i z dowodami w ręku. Ale tak czy owak, nie rezygnują. Tego, co ich nam nadał pokazują mi i do oczu stawiają, potem jeszcze dwóch, którzy za świadków byli – a tamci nie, krzyczą, nigdy w życiu ich nie widzieliśmy, a w ogóle to za pół godziny mamy samolot, bo my nie z Moskwy jesteśmy. Chłopak, co frajera, „żywca” znaczy odgrywał, oczy wytrzeszcza… zaraz się tu nam chłopak rozpłacze, myślę sobie. Potem zresztą nie wytrzymał. Inna rzecz zeznania składać, a inna – kiedy człowiekowi w oczy plujesz, a on niewinnego zgrywa. Trudno wytrzymać. Najobrzydliwsze w naszej robocie jest to, że twarzą w twarz z ludzką podłością się stykasz. Tak to, brachu, jest.
– I jak się to zakończyło? – zapytał Waluszek.
– Zastrzeliłem obu od ręki – Gusiew machnął niedbale dłonią.
Waluszek zachichotał, ale zaraz potem zagryzł wargi.
– Nawet sobie nie wyobrażasz, jakie to było obrzydliwe – wyjaśnił Gusiew. – Po prostu niczego innego nie mogłem zrobić i miałem wrażenie, że lada moment utonę w tym oceanie łgarstw. A najważniejsze, żal mi było „żywca”, przecież to był mój partner. No to wziąłem i obu zastrzeliłem na miejscu. Okazało się, że dobrze trafiłem, chłopaki zaczęli mi brawo bić.
Waluszek sieknął nosem i sięgnął po papierosy.
– Ale ten, co nas naprowadził na cel, strasznie się zdenerwował. Aż w gacie biedaczek narobił. Ale od razu przyznał się do wszystkiego. A jeden z bandy zemdlał. Oni tak zawsze, jak się robi gorąco, to w sentymenty uciekają. I za to szczególnie złodziejów nienawidzę. Loszka, nie pal na razie. Zajrzymy do tego magazynu. Albo jak chcesz, poczekaj na zewnątrz. Nic szczególnego, po prostu chcę sprawdzić, czy nie mają jakiegoś porządnego filmu wideo.
– Ja też zobaczę – odparł Waluszek i otworzył przed Gusiewem drzwi.
ROZDZIAŁ SIÓDMY
Pal okazał się niezwykle efektywnym regulatorem działalności ekonomicznej: kiedy kilku siedmiogrodzkich kupców, oskarżonych o handel z Turkami, oddało ducha na miejskim rynku, nastąpił koniec współpracy z wrogami wiary chrystusowej.
W sklepie dźwięczała muzyka, piękna, ale trochę niesamowita. Pod akompaniament gitary ktoś ponurym głosem ryczał coś, nie sposób było zrozumieć. Gusiew posłuchawszy przez chwilę stwierdził, że to Kinczew. Nie znał tej pieśni, i nie za bardzo mu się podobała. Wprost wywracała duszę na nice.
Oszkloną ladę gniótł grubym brzuchem klient – maleńki Azer w drogim garniturze sportowego kroju. Przedstawiciel skazanego na wymarcie gatunku – niedawno rzucone w masy hasło „Kupujemy tylko u Rosjan” spodobało się ludziom i siła diaspor Kaukazjatów topniała w oczach. Na razie jeszcze się trzymali, jak ten tu, na przykład. Nawet zza jego pleców się wyczuwało – oto prawdziwy pan życia, z tych, co to mają moskiewskie zameldowanie i trzydzieści trzy zęby z dwudziestoczterokaratowego złota.
– Więc jak, kurwa, załatwione? – pytał sprzedawcę, młodego chłopaka, który rzucił na Gusiewa podejrzliwe spojrzenie.
– Już mówiłem, zrobię na przyszły tydzień.
– Ale ty, chuju jebany, wszystko, kurwa, zrozumiałeś?
Akcent Azera zazgrzytał Gusiewowi w uszach jeszcze bardziej dosadnie, niż nieprzerwane wycie z głośników. Na domiar wszystkiego, pan życia nie zwrócił uwagi na ważny element nowej sytuacji: sprzedawca ponownie zerknął z ukosa na Gusiewa. Pan życia gwizdał koncertowo na tych, którzy weszli przed chwilą do sklepu. Co Gusiewa ostatecznie zirytowało.
Waluszek wetknął nos w stojącą pod ścianą, pełną kompaktowych dysków gablotę. Gusiew zatrzymał się obok Azera, przyjrzał mu się, zrozumiał, że nie ma w nim nic interesującego, wysłuchał jeszcze całej serii „ten” i „znaczy”, nieco przytłumionych wokalnymi wyczynami Kinczewa i poczuł, że też ma ogromną ochotę sobie poryczeć.
– Więc, kurwa zrozumiałeś, że przyjdę. A co to za chujostwo tak wyje?
– „Alicja” – wyjaśniła siedząca przy kasie dziewczyna.
– Jaka, kurwa, Alicja? Dziewczynka?
– Grupa wokalna – uśmiechnęła się kasjerka. – Kinczew.
– Nigdy nie słyszałem. Ale chujoza! – zirytował się Azer. – Nawet ja, kurwa, lepiej bym zaśpiewał. No, dobra, to na razie.
Odwrócił się, cudem tylko nie potrąciwszy Gusiewa brzuchem i wyszedł. Kinczew zaś nagle umilkł, jak na zamówienie. Sprzedawca i kasjerka spojrzeli na siebie, nieznacznie i znacząco się uśmiechając.
– No, co u was nowego? – zapytał Gusiew.
– A co was interesuje? – sprzedawca był teraz lekko stropiony.
– Coś nowego.
– A ten widzieliście? Milicyjny film akcji [7].
Rozwinęła się ożywiona wymiana zdań i opinii – dokładniej mówiąc ożywił się sprzedawca, a Gusiew tylko krytycznie chrząkał i kiwał głową. Stopniowo na ladzie wyrósł stos pięciu, sześciu kaset. Zaciekawiony gustem partnera Waluszek podszedł bliżej, popatrzył i doszedł do wniosku, że Gusiew jest kompletnie pozbawiony gustu. Niektóre z kaset były tak bezwstydne, że Waluszek nie chciałby ich oglądać nawet, gdyby mu za to zapłacono. Gdyby teraz Gusiew zapłacił i wyszedł z tymi filmami, jego opinia w oczach podwładnego padłaby na pysk. Ale Gusiew wcale nie zamierzał płacić. Zamiast tego podparł się w boki, rozsuwając poły kurtki tak, że ujawnił znaczek na piersi i kaburę na pasie.
Waluszek mógłby przysiąc, że usłyszał stuk walącej o podłogę szczęki sprzedawcy.
– Loszka, zamknij drzwi – polecił uprzejmie Gusiew.
Waluszek podszedł do drzwi, opuścił roletę i odwrócił na zewnątrz tabliczkę z napisem „Otwarte/Zamknięte”. Nie wstydził się już za Gusiewa, choć kompletnie nie rozumiał jego zachowania.