Выбрать главу

Historia ta jest kolejnym dowodem słuszności tezy, że o żadnym szczególnym zaufaniu pomiędzy ASB i MSW nie mogło być mowy. Co więcej – dowództwo sił MSW nie bez podstaw podejrzewało Agencję o chęć zagarnięcia władzy. Gdyby nie fatalna dla asbeków „Druga Rewolucja Październikowa”, kiedy spiskowcy sprowokowali rzeź wewnątrz samej ASB, taki akurat scenariusz miałby spore szanse powodzenia. Ale rosyjski narodowy smok w porę został nakłoniony do wgryzienia się we własne podbrzusze. Wydarzenia październikowe miały daleko idące skutki – oczyszczona w dwóch trzecich Agencja przestała być siłą nieprzewidywalną i niesterowalną. A gdy Rząd Zaufania Narodowego padł rozerwany przez ostatni w jego historii konflikt wewnętrzny, nieliczni ocaleli brakarze weterani nie zdołali utrzymać przy władzy swoich władców. Mogli tylko uciec, zginąć albo złożyć broń. A ponieważ, jak zawsze, przyszli ich aresztować młodsi „koledzy”, niewielu zechciało skorzystać z ostatniej możliwości.

Jak widzicie, człowiekowi znającemu atmosferę tych dni nie tylko z opowiadań, oprócz tego zaś mającemu osobiste doświadczenia z kontaktów z brakarzami (zechciejcie sobie wyobrazić, jakiego rodzaju kontakty mógł mieć z nimi walczący o prawa człowieka reporter nielegalnej gazety), trudno nie zagłębiać się w szczegóły. „Chwytanie pcheł” w pseudohistorycznym literackim tekście jest zajęciem dość nużącym i dostarczającym wątpliwej satysfakcji. Wydało mi się jednak ważnym określenie, na ile w strasznych wydarzeniach owych dziesięciu fatalnych lat orientuje się sam autor. Poszukiwanie „hemingwayowskiej prawdy”, na które powoływałem się w akapicie otwierającym powyższy tekst, dało konkretne rezultaty. Jakkolwiek dziwne mogłoby się to wydawać, doszedłem do prawie jednoznacznego wniosku. Wszystko wskazuje na to, że autor żył w Rosji w tamtych czasach i brał aktywny udział w wydarzeniach. A rozrzucone w tekście wyraźne znaki pozwalają postawić hipotezę – podkreślam, że to tylko hipoteza! – iż jego działalność miała zupełnie określony charakter. I być może niektóre zniekształcenia, jakich dopuszcza się autor, są tylko kamuflażem.

Jak wiadomo, pisarz jest istotą szczególną, obdarzoną umiejętnością podpatrywania i analizowania niuansów i odcieni w stosunkach międzyludzkich, które umykają wzrokowi zwykłych obywateli, do jakich zaliczam i siebie. Doświadczony pisarz, dysponujący większą ilością wstępnie opracowanej informacji, potrafi modelować sytuacje, których osobiście nigdy nie widział (nie bez powodu tak bardzo prawdopodobne bywają najbardziej wybitne powieści fantastyczne!). W danym przypadku jednak nie umiem się oprzeć wrażeniu, że niektóre sytuacje, a zwłaszcza dialogi „Wybrakówki” zostały spisane – że tak powiem – z natury. Tak właśnie było w rzeczy samej. Albo przynajmniej powinno.

Mimo wszystko nie jest to prawda. To tylko bardzo zręczna imitacja prawdy. Rzeczywista prawda moskiewskich ulic, zaułków i mieszkań była znacznie gorsza.

Zaryzykuję też stwierdzenie, że autor doskonale ją znał. Dlatego skrył się za rogiem, wstydliwie ukrywając przed nami swoją twarz. Lepiej byłoby, gdyby ją nam uczciwie pokazał. Brak autorskiej pozycji i komentarza, jest największą wadą tej książki, która zamierza się na problem, ale nie zadaje ciosu.

Modny niegdyś chwyt literacki – odsunąć się na bok i zostawić czytelnika sam na sam z tekstem – w tym konkretnym wypadku błędnie został wybrany przez autora i nie wytrzymuje krytyki. Czasy tak zwanej Wybrakówki są zbyt bolesnym okresem w historii naszego kraju, żeby autor mógł kryć się w cieniu. Nie zagoiły się jeszcze rany i nie wszyscy przestępcy trafili tam, gdzie ich miejsce. Odpoczywający w bananowych republikach wodzowie „styczniowego puczu” i członkowie Rządu Zaufania Narodowego wciąż jeszcze udzielają obszernych wywiadów we wrogich naszej ojczyźnie wydawnictwach i mediach. Do tej pory nie wypracowano stosunku do „młodziaków” – pełnomocników ASB z drugiego naboru, którzy zwykle nie zdążyli się jeszcze zhańbić w dostatecznym stopniu, i dlatego ich głównym zadaniem okazała się neutralizacja starszych kolegów. Czy nie wydaje się wam, że akurat w takim czasie podobne „Wybrakówce”, bezosobowe i umyślnie „obiektywne” publikacje są co najmniej nie na miejscu?

Dziesięciolecie Wybrakówki, w którym wedle niektórych źródeł bestialsko wymordowano do dziesięciu milionów Rosjan (włączając w to pozbawiane życia noworodki z wadami rozwoju i nie licząc przerywanych wbrew woli przyszłych matek ciąż, których statystyki nie obejmują), boleśnie ugodziło nie tylko w naszą ojczyznę, ale przetoczyło się echem po całym świecie. Wynieśliśmy z tego koszmaru tylko jedno – świadomość, że gwałt i przemoc jako metody leczenia społeczeństwa są absolutnie nieproduktywne. Bardzo to oryginalna i nowa myśl, nieprawdaż? Chciałoby się zadać pytanie: czyżby przed oczami kremlowskich zbrodniarzy ani razu nie stanęły obrazy historycznych analogii? Okazuje się, że nie. Jedyną pozytywną stroną tej książki jest potwierdzenie tezy, że Rosją – jak zawsze – kierowali maniakalni, pozbawieni wszelkich skrupułów miłośnicy władzy rekrutujący się z kompletnych nieuków i tępaków. W rzeczywistości potwierdzanie tego jest zbędne, ponieważ fakt ten jest doskonale znany każdemu myślącemu i jako tako wykształconemu człowiekowi.

W ramki doświadczeń historycznych znakomicie się wpisuje też fakt, że twórcy paranoidalnego „neospartańskiego” modelu społeczeństwa w sumie skierowali własne psy łańcuchowe jedne przeciwko drugim, poprzegryzali sobie gardła i stracili władzę. Sama zaś Rosja – nieugięta, niezwyciężona i nie poddająca się jakimkolwiek nakazom rozumu (we wszystkich znaczeniach tych słów) – przetrwała. Najogólniej rzecz biorąc znów wróciliśmy do pewnego punktu w naszej historii, doskonale opisywanego przez bardzo pojemne słowo „rozruch”, od którego – chwała Bogu! – zaczyna się marsz ku lepszemu. I jeżeli ktoś potrafi się zmusić do tego, żeby zapomnieć o milionach niewinnie pomordowanych, to może mu się wydać, że w naszym kraju nic się właściwie nie stało. Dziesięć lat przeminęło z wiatrem – to wszystko. Wybrakówka – jeżeli rozpatrywać ją w oderwaniu od krwawych realiów, jak zwykły proces historyczny – nie osiągnęła celu, nie dala żadnych pozytywnych rezultatów i nie dokonała absolutnie niczego.