– Gusiew, nie zmyślaj! – przerwała mu Maja. – Czyś ty choć raz w życiu kogoś rozstrzelał?
– Tak mówisz, jakbyś nie wiedziała – nadął się Gusiew. – Oczywiście, że nikogo nie rozstrzelałem. Mam niestety nieodpowiedni układ nerwowy i psychikę. Z natury nie jestem oprawcą, ale szeryfem. I w ogóle, o ile dobrze pamiętam, karę śmierci w Związku zniesiono sześć lat temu. Jak tylko nastał nowy porządek, od razu ją zniesiono.
Maja ponownie nastawiła ekspres do kawy, zapaliła kolejnego papierosa i usiadła naprzeciwko Gusiewa, uważnie mu się przyglądając.
– Zmęczyłeś się, Paszka – stwierdziła. – Żarty masz płaskie i sam jakiś taki jesteś… Jakbyś wpadł pod walec.
– Jeszcze nie wpadłem, ale się do tego szykuję. Nadciąga ten walec, jest coraz bliżej. No dobra – klepnął po ramieniu Waluszka – przedstawiam ci tego tu młodzieńca. Trzeba go kochać i hołubić. Nowa generacja brakarzy. Rycerz bez skazy i strachu. Jak do tej pory ani jednego, ani drugiego nie zaobserwowano. Oni wszyscy jak jeden są normalni psychicznie, znakomicie zaadaptowani społecznie i gotowi złożyć głowę na ołtarzu wspólnego dobra.
Waluszek skrzywił się i strzepnął dłoń Gusiewa ze swego ramienia. Teraz jego Maja poddała obserwacji. Patrzyła nań, jakby był pod mikroskopem.
– I wielu ich jest – ciągnął Gusiew. – Powiedziałbym, aż za wielu.
– Ilu? – zapytała Maja. Waluszek już zamierzał kopnąć Gusiewa pod stołem, ale się rozmyślił. Z jednej strony niby przyszedł tu jako gość, z drugiej zaś Gusiew wedle instrukcji wciąż pozostawał jego przewodnikiem.
– Na jednego naszego co najmniej półtora do dwóch.
„Nasi, to starzy, weterani – domyślił się Waluszek. – Ale skąd Gusiew ma taką informację? A może po prostu łże?” Maja ponownie spojrzała z uwagą na Waluszka. – I co ty o tym myślisz, młodzieńcze? – zapytała. Pytanie było tak niespodziewane, że Waluszek drgnął.
– O czym?
– O tym, komu i do czego aż tylu was potrzeba?
– Nie mam pojęcia – odparł szczerze Waluszek.
– A ty co powiesz, Pe?
– Nic nie powiem. Łyknę sobie twojej wspaniałej kawusi i pójdę dalej służyć ukochanej ojczyźnie.
Maja rozgniotła papierosa o dno popielniczki i straszliwie się rozkaszlała.
– Nie oszukuj się, że to astma – uprzedził ją Gusiew.
– Dzięki za pocieszenie. – Maja wstała i wyjęła z szafy dwie filiżanki. – Posłuchaj, co to była za historia w tej restauracji? No, kiedy zastrzelono tego drania Szackiego? Nie byłeś tam przypadkiem?
– Tajemnica służbowa – oznajmił z dumą Gusiew. – Ale wedle źródeł ściśle tajnych…
– Ależ oczywiście, ściśle tajnych.
– Wypełniając sekretne zadanie poległ bohaterską śmiercią nieetatowy współpracownik MSW.
– Ach tak…
– Można powiedzieć, że złożył głowę na ołtarzu…
– Powtarzasz się, Pe. O tym ołtarzu już było.
Waluszek popijał kawę, która w istocie okazała się znakomitą, i czekał na rozwój wydarzeń. W powietrzu wisiało lekkie napięcie – Gusiew nie przeciągał sytuacji bez powodu: czekał na coś lub na kogoś. I gotów był to oczekiwanie okupić gadaniną na bardzo poufne tematy. Choć w ogóle statystyka aktualnej Wybrakówki była jawną, każdy mógł ją znaleźć na internetowej stronie Agencji, lub w informacyjnym miesięczniku ASB. Ta reguła obowiązywała od niepamiętnych czasów, Waluszek sam zobaczył po raz pierwszy grube tomiszcze zatytułowane „Agencja Społecznego Bezpieczeństwa. Raport miesięczny” kiedy skończył dwadzieścia lat. Księga robiła wrażenie. I wtedy pomyślał: „Cholera, zaczęło się. Nikt nie wierzył, a jednak się zaczęło. Nie było nawet nadziei, a tu – masz…” I słuchy, jakie to były wspaniałe słuchy, a jak zaskakująco szybko się potwierdziły… Bywało, jeszcze za sowieckich czasów, że zatwardziali recydywiści uprzedzali przed wyjściem na wolność siedzących z nimi kumpli z ferajny – czekajcie, niedługo wrócę, nie mam tam niczego do roboty. I rzeczywiście ledwo wyszli za bramę napadali na pierwszy sklep. Ale kiedy zaczęła się masowa Wybrakówka, trzeba było z obozów kopniakami wyrzucać tych, którzy do tej pory tylko spali i kombinowali, jak by tu się na wolności zakręcić. Stare złodziejskie wygi, zatwardziali bandyci, którzy w życiu palcem o palec uczciwie nie stuknęli, błagali, żeby zrobić z nimi cokolwiek, byle ich nie wysyłać za bramę. Bali się. Po raz pierwszy w życiu poznawali prawdziwy strach.
Przecież te właśnie miesięczniki docierały bez przeszkód i do każdego obozu. Zaczytane do ostatniej strony nieubłaganie przypominały: następne przestępstwo będzie twoim ostatnim. Złodziej, bandyta, gwałciciel czy morderca mógł sobie oczywiście tymi stronami choćby podetrzeć dupę. Ale nie dało się zetrzeć z nich imion i nazwisk ludzi, których znał jako złodziejów, bandytów, gwałcicieli czy morderców. Ludzi, których głośno i publicznie nazywano w nich wrogami narodu, potworami niegodnymi miana człowieka. Uznawano ich za takich oficjalnie i tępiono jak robactwo, żeby zapobiec rozprzestrzenianiu się przestępczości.
Gusiew i Maja rozmawiali o jakichś filmach, a Waluszek pogrążył się we wspomnieniach. Ocknął się dopiero wtedy, kiedy trzasnęły wejściowe drzwi i niemal od razu na progu kuchni pojawił się młody człowiek o subtelnie rzeźbionej, szczupłej twarzy i figurze atlety.
– Ciż sami i Wania! – ucieszył się Gusiew.
– Tenże sam i gestapo! – odpowiedział nienaturalnie szeroko uśmiechnięty Iwan. Widać było, że nie znosi Gusiewa, a i Waluszek od razu poczuł się jakoś nieswojo – zapragnął wyjąć i odbezpieczyć igielnik. Alergia młodzieńca rozciągała się najwyraźniej na całą Wybrakówkę bez wyboru.
– Zgadłeś – stwierdził Gusiew obojętnie. – Nie inaczej. A jaki gestapowiec wydaje ci się bardziej sympatyczny: grany przez Broniewa, czy Hauera? Wybieraj, mogę i tak, i tak. Co prawda ty Hauera nie widziałeś, ten film ścięła cenzura.
– Najbardziej odpychającego gestapowca gra Gusiew – odciął się młody człowiek. – Gusiew ma chyba do tego talent. Czego ode mnie chcecie, towarzyszu starszy pełnomocniku?
– A skąd ci przyszedł do głowy pomysł, że przyszedłem po twoją duszę? – widać było, że Gusiew nieźle się bawi. – Co, zgwałciłeś kogoś ostatnio? Na zabójstwo masz za miękkie jaja, ale przemoc seksualna…
Młody człowiek pobladł z wściekłości.
– To wszystko przez sport – stwierdził Gusiew pouczająco. – Aktualna moda na zdrowy tryb życia prowadzi do tego, że młodzież zbyt wiele czasu poświęca na kulturę fizyczną. Gdyby zamiast tego jurni chłopcy zajmowali się onanizmem, krzywa przestępstw seksualnych znacznie by się obniżyła. Popatrzcie tylko, jakie sobie muskuły wyhodował… ciekawe, wszędzie masz takie?
– Czego chcecie, Gusiew? – syknął Iwan.
– Wania! – prawie krzyknęła Maja. – Uspokój się!
– O właśnie – poparł ją Gusiew. – Uspokój się i usiądź. Napij się kawki.