Выбрать главу

– Co jest? – zdziwił się towarzysz. – Nie puszczają?

– Chwileczkę. – Gusiew odsunął go łokciem i niemal biegiem skoczył na drugą stronę bulwaru, gdzie migali pagonami oficerowie. Korniejew, który najwyraźniej i bez dyskusji uznał jego starszeństwo, sapiąc ciężko ruszył jego śladem.

Na rogu z podnieceniem wymachiwało radiotelefonami przynajmniej dziesięciu pułkowników i cała chmara oficerów niższych rang. Gusiew ruszył w ich stronę, ale w tej chwili chwycił go za kołnierz kolejny sierżant.

– Wam nie wolno, towarzyszu pełnomocniku! – stwierdził, podkreślając głosem moc rozkazu.

– Jeszcze jak wolno! – Gusiew spróbował się wyrwać.

– Nie. Rozkaz ministra. Nie dopuszczać ASB.

– Wasz minister nam wisi i powiewa, sami mamy nie gorszego… – warknął Korniejew.

– Siedź cicho, Korniej. Sierżancie, czy coś jest wam wiadome?

– Nie.

Gusiew podniósł rękę, starając się w taki choć sposób ściągnąć na siebie uwagę oficjeli z drugiej strony ulicy. Powiodło mu się – w stronę kordonu skoczył jakiś rozdrażniony major.

– Jestem starszym pełnomocnikiem Centralnego oddziału ASB. Nazywam się Gusiew. Zechciejcie mi powiedzieć…

– Spierdalaj – rozkazał major.

„I ten ma takie oczy, jakby zaraz miał mnie zastrzelić – zauważył Gusiew. – Czyżbym miał rację i powtórzono tu wariant saratowski? Żeby mnie, brakarzowi, jakiś majorzyna, który nigdy wcześniej mnie nie widział, kazał iść won?”.

– Mówiłem przecież – rozkaz ministra – burknął sierżant odpychając Gusiewa od majora, który mierzył brakarza bardzo wrogim spojrzeniem.

– Dwa słowa – poprosił Gusiew. – Czy ten człowiek miał znaczek ASB?

– Żadnych komentarzy – wycedził major przez zęby i odszedł.

– Sierżancie! Czy ten człowiek miał znaczek ASB?

Sierżant rozejrzał się ukradkowo i prawie niezauważalnie kiwnął głową.

Gusiew poczuł, że grunt osuwa mu się spod nóg. Korniejew chwycił go za ramię.

– Wynośmy się stąd, Korniej – stwierdził Gusiew.

– Boże… Ale skąd takie…

– Wynośmy się. Ty lepiej pomyśl, jak samochód z tego tłoku wyciągnąć. Przecież na rękach go nie wyniesiemy… No dobra, przebijemy się podwórkami.

– Ale jak możesz…

– Co jak mogę?!

– No, tu jest tak… takie…

– Korniej, uspokój się. Nic tu już nie zdziałamy. Chodźmy stąd, ale już! – Gusiew zaciągnął poły kurtki, żeby wbrew swojej woli nie błysnąć przypadkowo oznaką na piersi. W tej chwili aż za bardzo widoczną.

Co wcale nie wróżyło brakarzom dobrze.

Waluszek siedział w sali roboczej i położywszy nogi na stole Gusiewa puszczał dym ku sufitowi. Zobaczywszy swojego przewodnika nie tylko bez dziury po kuli w głowie, ale i bez kajdanek, zerwał się z miejsca i kopnął się ku niemu przez całą salę.

– No i jak?!

– Jeszcze pożyjemy – odpowiedział skromnie Gusiew.

– Wiadomo coś o strzelaninie na Pietrowce?

– A czy ktoś coś nam powie? Ale czekaj, zaglądał tu instruktor szkolenia ogniowego i cię szukał.

– Dziwne. Mógł przecież zadzwonić.

– Widać nie chciał.

Gusiew zmrużył oczy i tknął Waluszka pięścią w ramię.

– Niegłupia myśl – stwierdził. – Nasz Wilhelm Tell ma niezwykłego nosa do wyczuwania dziur w burtach. No dobra, Loszka, los przezornym sprzyja. Od tej chwili przez radio – żadnej zbędnej gadaniny. Wyłącznie służbowe rozmowy i komunikaty. Gdyby ktoś chciał nas podsłuchiwać – nic bardziej prostego. Kumasz? A ty co tu robiłeś beze mnie?

– Przyjmowałem wyrazy współczucia.

– Jaja sobie robisz? – Nie uwierzył Gusiew.

– W żadnym wypadku. Zbiegła się połowa oddziału. Daniłow powiedział, że w razie czego weźmie mnie do swojej grupy. Różnie bywa, powiedział.

– Czyli chcieli mnie pochować, dranie. – Gusiew westchnął ciężko i spochmurniał.

– Niby tak – zgodził się z nim Waluszek i nawet trochę się zmieszał.

– Brakarze… – Gusiew wyglądał na porządnie wkurzonego. – Cholerne tchórze. Swego czasu takich ministrów na kopach z gabinetów wyprowadzali. A teraz wystarczy tylko, że jeden normalny człowiek pokaże staremu capowi, gdzie jego miejsce, wszyscy pękają i czekają na egzekucję. Oj, coś się psuje w państwie duńskim. I dlatego rozmaite złodziejskie męty ocalałe z pogromu wracają do miasta. Ktoś już nawet widział tych łachmaniarzy na ulicy. A co potem? Cyganie przez granicę znów zaczną się złazić? Tfu!!! Wiesz ty, że byli u nas tacy ludzie – Cyganie?

– Mmm…

– Którym Bóg jakoby pozwolił kraść?

– Mmm…

– Więc oni sobie kradną jak przedtem. Tylko nie tutaj, bo ich stąd gnali, Loszka! To było jak jakaś pieśń! Agencja cały kraj postawiła na uszach. Cyganom stworzono tak nieznośne warunki, że poznikali, jakby ich krowa językiem zlizała. Drobne złodziejaszki sami zwiali, a tych, co mieli wille warte po milionie dolarów, za ucho i na katorgę! Rozumiesz, Loszka, to przecież łatwe jak odebranie dziecku cukierka – kompletnie unicestwić jedną, wyraźnie zaznaczającą swoją odrębność, społeczną grupę. Idziesz do Ostankino [22] i oznajmiasz ludziom: tak i tak, od pojutrza ogłaszamy Cyganów wrogami narodu. Nie dość, że dranie kradną wszystko, co ćwiekami nie przybite i nie ucieka na drzewo, ale jeszcze wycwanili się i handlują narkotykami. A kto da Cyganowi pieniądze, nie chce, żeby w kraju było dobrze. I cześć!

– Owszem, tak mniej więcej się to odbyło – zgodził się Waluszek. – Pamiętam.

– Niczego nie możesz pamiętać – Gusiew pokręcił głową. – W rzeczywistości było inaczej. Cygańska diaspora zapuściła w kraju bardzo głębokie korzenie. Na jednym tylko Targu Kijowskim wybrakowaliśmy pięciu mentów, którym miejscowe Cyganki haracz płaciły. Wpadliśmy tam z obławą, a te gnoje, widzisz, ujęli się za swoimi podopiecznymi i postanowili je obronić przez ASB. A w całym kraju…

– Chcesz mi przez to coś powiedzieć?

– Nie inaczej. Wybrakówka nie ma takich korzeni, Loszka. I jeżeli jutro tego pierdołę Litwinowa skłonią, żeby wystąpił w telewizji i ogłosił mnie i ciebie wrogami narodu… Zobaczysz, co się zacznie wyrabiać.

Waluszek lekko się zjeżył. Przywykł już we wszystkim ufać Gusiewowi, ale jego przewodnik chyba przegiął tym razem pałę.

– Co mamy dziś w planie? – zapytał, usiłując skierować myśli Gusiewa na zwykłe, codzienne sprawy.

– Na razie nic. Teraz muszę złożyć szefowi meldunek – to co najmniej pół godziny. Potem – nie wiem. Dość już mam daremnego łażenia po trasie. Może przeniesiemy się jako wzmocnienie do grupy Daniłowa. Jemu jakby się jakaś strzelanina szykowała. Nie będziesz się sprzeciwiał?

вернуться

[22]Siedziba moskiewskiej stacji telewizyjnej.