Выбрать главу

Dopiero, kiedy ochrona ze strachem zameldowała, że przez Borowicką Bramę wdzierają się jacyś wariaci, dyrektor raczył sobie przypomnieć, że siedziba Centralnego jest w odległości mniejszej niż kilometr i bez najmniejszego trudu można z niej dojść do Kremla piechotą, nie zwracając niczyjej uwagi.

Co też zostało zrobione. Kiedy do Centralnego dotarł alarmowy sygnał Gusiewa, a Waluszek rwącym się ze zdenerwowania głosem zameldował przez transiver, że jego przewodnika zwinęli z ulicy jacyś ludzie, chyba ze służb specjalnych, szefowi puściły nerwy. Doszedł do wniosku, że to już – zaczęła się przewidywana przez niego i Gusiewa rozpierducha. Dlatego Centralny – choć nikt wtedy jeszcze tam niczego nie wiedział – wyprzedził puczystów o pół godziny. Za Waluszkiem, który ostrożnie siadł porywaczom na ogonie, wysłano grupę Daniłowa. Na miejscu zostawiono Korniłowa i dziesięciu ludzi z zadaniem robienia, jak największego szumu i zamieszania”, żeby zająć czymś trzech obserwatorów, których spostrzeżono jeszcze rankiem. A pozostali członkowie oddziału ochoczo kopnęli się do piwnic i dawno przebadanymi przez Gusiewa kanałami sieci ciepłowniczej przeczołgali się aż do Kropotkińskiej. Niewiele brakowało, a ten diabelski wysiłek wywlókłby duszę z kilku bardziej „rozleniwionych”. Potargani i bardzo brudni, ale za to wkurwieni na maksa asbecy chyłkiem wydostali się na górę przez wewnętrzne podwórka, otrząsnęli się, pozbierali, i niewielkimi grupkami ruszyli do boju. Pokonawszy zakręt wyskoczyli spod mostu Wielkiego Kamiennego, wdeptali w ziemię milicjantów „bramkarzy”, wysadzili dynamitem okutą brązem furtę [24], po czym znaleźli się wewnątrz głównej i najważniejszej twierdzy kraju, gdzie od czasu pamiętnego,Puczu styczniowego” zasiadali członkowie wszystkich najważniejszych struktur władzy.

Na taki numer nie była przygotowana ani potężna i doskonale uzbrojona służba ochrony, ani kremlowski pułk MSW. Ochrona była w większości w rozsypce, warując przy podmiejskich willach i daczach zaliczonych do wrogów narodu deputowanych do Rady Najwyższej i ministrów. Wojskowi zaś – choć owszem, bardzo się starali – nie zdołali zatrzymać rozwścieczonych asbeków. Milicja, która obsadziła posterunki peryferyjne, zamiast ich bronić, musiała je porzucić i puścić się w pogoń za napastnikami.

Najważniejszym czynnikiem okazało się niezdecydowanie tych, którzy murem powinni byli stanąć na drodze brakarzy, a teraz nie bardzo wiedzieli, kto rządzi i czy stawianie oporu jest rzeczą rozumną. Na przykład nowy komendant, który zjawił się, by przejąć sprawy od starego i jednocześnie go aresztować, przede wszystkim postawił na stole butelkę koniaku.

Tak czy inaczej, pod ogień trafiły tylko ostatnie szeregi tłumu, który wdarł się już do budynku rezydencji rządowej. Idący z tyłu, jak przystało na doświadczonych brakarzy, swoimi ciałami osłonili grupę uderzeniową, która po wdarciu się do pałacu zaczęła z dzikim entuzjazmem strzelać do wszystkich, na których się natknęli, nie zwracając uwagi na wiek czy płeć ofiar.

Pół setki oblanych krwią i spoconych rzezimieszków wdarło się do Sali Posiedzeń, gdzie rozwój wydarzeń śledzili puczyści, wpatrując się w ekran telewizora, z którego lektor kończył właśnie powiadamianie narodu o tym, jak to został uszczęśliwiony.

Twarze samych dobroczyńców nie wyrażały radości – właśnie dotarło do nich, jak idiotycznie sami się zamknęli w pułapce. A sądząc z tego, jacy goście się im objawili – pułapka była śmiertelną.

– O co chodzi?! – u szczytu stołu uniósł się niczym góra były regionalny baron i aktualny premier nowego rządu. – Co to ma znaczyć?

Doskonale już wiedział, co to ma znaczyć, ale przecież zwyczaj nakazywał, żeby w takich wypadkach przemawiać podniośle i patetycznie.

– Straż się zmęczyła! – warknął ktoś z głębi tłumu.

Szefa Centralnego do sali posiedzeń przywleczono – nie mógł już chodzić.

Myszkin uśmiechnął się szeroko i wymierzył w dyrektora ASB.

– Tego zostawić… – wystękał szef. – Jeszcze się przyda. Załatw kogoś innego.

Twarze puczystów, którzy w większości byli rówieśnikami brakarzy, zaczęły jak w dobrej komedii przybierać zieloną barwę.

– Kto tu jest, krótko mówiąc, najważniejszy, wy smutne wały?! – zapytał Myszkin.

– Jestem przewodniczącym Rządu Tymczasowego! – zaczął premier. – Nie pozwolę…

Myszkin nacisnął na spust. Mierzył w górną część tułowia, ale ze zmęczenia drgnęła mu ręka i kula bardzo efektownie rozniosła głowę samozwańca w drobne strzępy.

– A teraz, kto jest najważniejszy?! – zapytał Myszkin odczekawszy chwilę, aż w sali zapadła względna cisza. Słychać było, jak gdzieś w głębi budynku odcinają się ze zdobycznych automatów członkowie przetrzebionej, ale jeszcze żwawej ariergardy. Gdyby puczyści nie wiedzieli, z kim mają honor, mogliby jeszcze grać na zwłokę i starać się zyskać na czasie. Ale przyszli po nich straceńcy, ludzie przez nich samych skazani na śmierć – a z takimi nie ma żartów. Starannie przemyślany plan przejęcia władzy w ogromnym kraju padł w starciu ze zwykłym ludzkim pragnieniem, żeby jeszcze trochę pożyć.

– Jakie są wasze warunki? – zapytał zimno szef ASB.

– Cała wstecz – wysapał szef Centralnego. – Oddajcie tych naszych, którzy jeszcze zostali przy życiu. I odwołajcie wszystko, co się jeszcze da… Możecie nawet powiedzieć ludziom, że przewrót się udał. Ale w rzeczywistości… – rozumiemy się, prawda? Jeżeli zdołacie się dogadać z poprzednimi władzami – niech tamci zadecydują, jak macie dalej żyć i czy w ogóle zostawić was przy życiu. A my teraz zorganizujemy osobistą ochronę każdemu z was. I nie daj Bóg, żeby… Jasne? A teraz natychmiast rozkażcie tym waszym baranom, żeby przerwali ogień!

– To nie będzie takie proste – odezwał się jeden z puczystów, ocierając z twarzy resztki mózgu swojego niedawnego przywódcy. Wszyscy unikali spojrzeń na szczyt stołu. Niektórych już nawet zemdliło.

– Myszkin! Wybrakuj jeszcze jednego durnia! – polecił szef.

– Którego?

– A który ci pasuje?

– Jedną sekundę! – poprosił szef ASB wyciągając rękę do telefonu.

ROZDZIAŁ DWUDZIESTY SIÓDMY

Można się tylko zdumiewać cierpliwością narodu, który przez niemal dziesięć!at znosił rządy takiego władcy. Ale dla zrozumienia „fenomenu Drakuli” trzeba uwzględnić istnienie stałego zagrożenia zewnętrznego, wiszącego nad całą Transylwanią i sąsiednimi krajami w XV wieku.

– Zadanie! – ryczał coraz głośniej czyjś głos. – Twoje zadanie!

„Boże, ależ koszmar mi się przyśnił! To już koniec, trzeba mi na emeryturę! – myślał niemrawo Gusiew, usiłując ocknąć się z tępego, sennego oszołomienia. – Ale czemu mi tak chrupie w stawach? Co jest, pogoda się zmienia?”.

– Twoje zadanie, złamasie jeden!

„Nie, to nie stawy… Wszystko mnie boli. Wszędzie. A może by tak otworzyć oczy? Gdzie ja jestem?”

вернуться

[24]W opisywanym czasie istotnie miał miejsce wybuch pod kremiowską Bramą Borowicką. Oficjalnie władze w żaden sposób go nie skomentowały, ale wedle zeznań kompetentnych świadków eksplodowały butle z acetylenem, przygotowane do rozpoczynających się tam prac remontowych. W tym samym momencie obok przechodziła kompania wartownicza. Śmierć dwudziestu sześciu ludzi i okaleczenia dalszych osiemnastu były przedmiotem dochodzenia, do wyników którego dotrzeć nam się nie udało – przypis OMEKS.