Któż może powiedzieć, jak długo jeszcze trwałby ten paradoksalny raj, gdyby RZN nie psuł się od wewnątrz.
W powieści brak jest dokładnych dat, ale i bez tego wiadomo, że mamy rok 2007, rok nieudanej „drugiej Rewolucji Październikowej” i chyba ostatni „szczęśliwy rok” w historii Związku. Nie bez powodu książkę przesyca atmosfera nadciągającej katastrofy. RZN zaczął pokazywać kły już trzy, może cztery lata wcześniej – najpierw ni z tego, ni z owego rozprawiono się z Cyganami, potem nałożono kaganiec mass mediom, kolejnym posunięciem stało się podrabianie wyników wyborów, w których zresztą i tak żadnego wyboru w istocie nie było. Wszystko to działo się na tle akcji „Kupujemy tylko u Rosjan”, skierowanej przede wszystkim przeciwko obywatelom Związku mającym kaukaskie i środkowoazjatyckie pochodzenie. Uważa się, że w krytycznej sytuacji Rządowi Zaufania Narodowego zabrakło wrogów narodu. Nie bardzo jednak wiadomo, w jaki sposób wiązało się to z plotkami o bliskim już rozwiązaniu ASB i nadciągającej wielkimi krokami „wewnętrznej czystce” Agencji. Najbardziej prawdopodobne byłoby chyba przypuszczenie, że przybrały na sile charakterystyczne dla każdej junty tendencje autodestrukcyjne. Potwierdza to tylko niezręczna i absolutnie nie w porę rozpoczęta akcja denominacji rubla. RZN w katastroficznym tempie tracił zdolności manewru.
A jednak życie w Związku było jeszcze znośne.
Choć akcja „Wybrakówki” toczy się przed dziewięćdziesięciu laty, w tekście nieustannie pojawiają się cechy charakterystyczne i dla naszych czasów. Okazuje się, że współczesna Rosja wiele wzięła ze swojego „związkowego” okresu. Na przykład Służba Transportu jak wtedy rozwozi do domów obywateli, którzy nie są w stanie poruszać się o własnych siłach, przy czym tak jak w najwcześniejszych latach jej funkcjonowania, niektórzy wolą odpocząć w centrum odwykowym, niż trafić w ręce swoich krewnych czy powinowatych.
Wspomniana w książce akcja „Tytoń zabija” zrodziła niemal całe niepalące pokolenie, czego nie da się powiedzieć o przereklamowanym programie europejskim „No-smoking Generation”. Jeżeli któryś z czytelników tego tekstu dziś nie pali, najpewniej powinien podziękować twórcom tamtej strasznej siły i zasięgu oddziaływania agresji propagandowej. Niestety – a może na szczęście – akcja została szybko zamknięta wkrótce po rozpadzie Związku. Wyjaśniło się, że totalny dyskomfort psychologiczny, w który wpędziła z głową cały kraj, może mieć znacznie gorsze następstwa niż bezpośrednia szkoda, jaką palenie wyrządza zdrowiu narodu. Sama idea była bardzo widowiskowa – tak zresztą działo się niemal ze wszystkim w całym Związku. Akcję przeprowadzono szybko, bezwzględnie, nie oglądając się na możliwe efekty uboczne, ale głosząc stanowczo: obywatele, to dla waszego dobra, my się o was troszczymy.
Z rezultatami drugiej akcji, prawdziwie barbarzyńskiej – „Kupujemy tylko u Rosjan”, – o której wszyscy w związku wiedzieli, że inspirował ją RZN, także stykamy się do dzisiaj. O tym, kiedyż wreszcie rozejdzie się opuchlizna sztucznie rozdętej ksenofobii i czemu rozwinęły się z niej tak straszne przerzuty, napisano dostatecznie wiele prac i nie będziemy w tym miejscu tykali tak bolesnego i wstydliwego dla każdego przyzwoitego człowieka tematu.
Tym, czego przed dziewięćdziesięciu laty nie było, są nieustanne rozmowy o korupcji i rzadkie bo rzadkie, ale wciąż się zdarzające strzelaniny na ulicach. Pozostaje się tylko zgodzić z Bolszakowem – Wybrakówka nie spełniła swojego zadania. Szybki odbój, który się rozpoczął po upadku RZN nie zepchnął nas ponownie na dno tej przepaści, z której wydobyli naród „kremlowscy oprawcy”. Ale mimo wszystko otwartą kwestią pozostaje pytanie, czy wszystko, czego wtedy dokonano było bezwzględną pomyłką.
S.Łucki.
MEMORANDUM PTASZKINA
Będzie to z pewnością najkrótszy i najbardziej konkretny rozdział komentarzy. Jeżeli ciekawi was historia „Wybrakówki” to z pewnością oglądaliście w internecie liczne odwołania do almanachu „Memorandum Ptaszkina i inne dokumenty”. Nie istnieją żadne realne podstawy do twierdzenia, że Paweł Ptaszkin był realnym człowiekiem. Ale po ukazaniu się komentowanej przez nas powieści nazwa ta przylgnęła do względnie niewielkiego dziełka, które przypomina jednocześnie szkic kampanii reklamowej i raport hipotetycznego analityka.
Przeprowadzona w 2030 roku i powtarzana później przez niezależnych specjalistów analiza psycholingwistyczna nie pozwala na stanowcze stwierdzenie, że ten właśnie materiał legł u podstaw kreatywnych prac grupy analityków RZN. Po pierwsze – istnienie samej grupy analityków jest mitem. Po drugie, większość badaczy zgodna jest w stwierdzeniu, że „Memorandum” jest tylko dobrze wykonanym falsyfikatem. Jednocześnie nie sposób zaprzeczyć jednemu stwierdzeniu, które uznaje się za fakt. „Memorandum” zostało pierwotnie opracowane przez człowieka mniej więcej dwudziestoletniego, a następnie dopracowane i przerobione przez dorosłego, co najmniej czterdziestoletniego mężczyznę. Obu tajemniczymi autorami niewątpliwie byli Rosjanie, przy czym pierwszy pisał lekko i swobodnie, a drugi posługiwał się licznymi językowymi kalkami. To, że obaj nie byli całkowicie zdrowi psychicznie (co niejednokrotnie było przedmiotem rozmaitych publikacji), nie zostało jednoznacznie ustalone. Młodszy niewątpliwie był typem schizoidalnym, ale bez wyraźnie zaznaczającej się patologii. Psychikę starszego jeszcze trudniej ocenić właśnie z powodu wykorzystywanych przezeń licznych językowych kalek i popularnych zwrotów. Oprócz tego budzi wątpliwość sama szczerość autorów – przecież mimo wszystko „Memorandum” może być falsyfikatem, a wtedy wszelka psychologiczna analiza traci swój sens.
Ważne jest co innego – koncepcja pojawienia się „Memorandum” doskonale zgadza się z wewnętrzną logiką treści powieści. Stajemy zatem przed dwiema możliwościami: albo oba teksty pojawiły się w ramach jakiegoś nieznanego nam planu (dokładniej piszemy o tym niżej, w rozdziale „Personalia”), albo… Przypomnijmy, że „Memorandum” po raz pierwszy zostało opublikowane w roku 2029, a źródło publikacji do dziś pozostaje nieznane.
Może przestańmy w tym miejscu snuć dywagacje i domysły, ponieważ możliwych wersji jest mnóstwo, a ustalenie prawdy przy obecnym stanie wiedzy nie jest możliwe.
I.Korolenko
ASB OD WEWNĄTRZ
Najłatwiejsze dla wszystkich byłoby przyjęcie założenia, że wszyscy brakarze byli psychopatami i raz na zawsze przestać zadawać sobie pytanie, dlaczego struktura, w której pracowali wyłącznie wariaci, okazała się tak skuteczną i żywotną. W rzeczywistości sprawa była znacznie bardziej złożona. Owszem, w oddziałach ASB pracowali bynajmniej nie aniołowie i w charakterze każdego brakarza leżały takie lub inne odchyłki od normy. Wszyscy byli jednak ludźmi w pełni zasymilowanymi ze społeczeństwem – oczywiście na miarę swoich czasów. Patrząc na sprawę z dzisiejszych pozycji niełatwo uwierzyć, że właśnie tym ludziom dano władzę i broń do ręki. Zechciejcie jednak pamiętać o tym, że w Rosji na początku XXI wieku były miliony – powtarzamy – miliony przestępców i nie mniej liczna armia ludzi, którzy im się przeciwstawiali: milicjantów, prywatnych ochroniarzy i pracowników służb specjalnych. Dodajmy do tego niewinne ofiary mnóstwa lokalnych wojennych konfliktów, ludzi którzy ledwo osiągnęli dojrzałość, i wbrew swej woli dostawszy się pod ogień, zostali zmuszeni do odpowiadania ogniem.