Выбрать главу

– To bzdury, Stevie Rae. Masz związek z ziemią. Miałaś go zanim umarłaś, albo cokolwiek się stało. – zastanowiłam się nad tym jak niezręcznie było mówić do nieumarłej martwej Stevie Rae o byciu martwą. – Tego rodzaju rzeczy nie odchodzą. Dodatkowo, pamiętasz tunele? Wciąż masz to połączenie.

Stevie Rae potrząsnęła głową i jej krótkimi blond lokami, te które nie były całe potargane i brudne, przypomniały mi jak kiedyś wyglądała. – To zniknęło. Cokolwiek kiedyś posiadałam umarło wraz z tą częścią mnie, która była ludzka. Musisz to zaakceptować i iść dalej. Ja to zrobiłam.

– Nigdy tego nie zaakceptuję. Jesteś moją najlepsza przyjaciółką. Nie zamierzam przejść nad tym do porządku dziennego.

Nagle Stevie Rae zasyczała przerażającym, dzikim głosem, a jej oczy zapłonęły krwistą czerwienią. – Czy wyglądam jak twoja najlepsza przyjaciółka?

Zignorowałam sposób w jaki moje serce tłukło się wewnątrz klatki piersiowej. Miała rację. To czym się stała zupełnie nie przypominało Stevie Rae którą znałam. Ale nie wierzyłam, że całkowicie zniknęła. Widziałam przebłyski mojej najlepszej przyjaciółki w tunelach, a to znaczyło, że nie mogę się spisać jej na straty. Czułam, jakbym miała się rozpłakać, ale zamiast tego wzięłam się w garść i zmusiłam głos do normalnego brzmienia.

– Cóż, do diabła nie, nie wyglądasz jak Stevie Rae. Ile czasu minęło od kiedy myłaś włosy? I co ty masz na sobie? – wskazałam na przepocone spodnie i za dużą koszulkę przykrytą długim, paskudnie poplamionym czarnym płaszczem, podobnym do tych jakie wkładają zwariowani goci nawet jeśli na zewnątrz jest ze sto stopni. – Ja także nie byłabym do siebie podobna, gdybym się tak ubrała. – westchnęłam i zbliżyłam się do niej o kilka kroków. – Dlaczego po prostu nie pójdziesz ze mną? Przekradnę cię do akademika. To będzie łatwe – praktycznie nikogo tam nie ma. Nie ma Neferet. – dodałam, a potem przyspieszyłam (wątpiłam czy którakolwiek z nas chciała rozmawiać teraz o Neferet – albo kiedykolwiek) – większość nauczycieli wyjechała na ferie zimowe, a dzieciaki są na krótkich wycieczkach by zobaczyć rodziny. Nic nie stoi na przeszkodzie. Nie będziemy nawet niepokojone przez Damiena, bliźniaczki i Erika, ponieważ są na mnie wkurzeni. Więc będziesz mogła wziąć długi, mydlany prysznic, a ja dam ci jakieś prawdziwe ciuchy, potem możemy pogadać. – patrzyłam jej w oczy, więc zobaczyłam wypełniającą je tęsknotę. Przynajmniej chwilowo, ale wiedziałam, że tam była. Wtedy szybko spojrzała w bok.

– Nie mogę z tobą pójść. Muszę się żywić.

– To nie problem. Zdobędę ci coś do jedzenia z kuchni w akademiku. Hej, jestem pewna, że mogę znaleźć miseczkę Lucky Charms, – uśmiechnęłam się. – Pamiętasz, są magicznie pyszne – i i całkowicie nie mają wartości odżywczych.

– Tak jak Count Chocula?

Mój uśmiech się poszerzył zmieniając w uśmiech od ucha do ucha wyrażający ulgę, gdy Stevie Rae podjęła wątek naszej starej dyskusji o tym które z naszych ulubionych płatków śniadaniowych są najlepsze. – Count Chocula mają smaku kokosa, a więc wartość odżywczą. Kokos jest rośliną. Jest zdrowy.

Oczy Stevie Rae napotkały moje. Nie świeciły już na czerwono, a ona nie próbowała ukryć wypełniających je i spływających jej po policzkach łez. Odruchowo podeszłam by ją przytulić, ale ona się odsunęła.

– Nie! Nie chcę żebyś mnie dotykała, Zoey. Nie jestem tym kim byłam. Jestem brudna i odrażająca.

– Więc wróć ze mną do szkoły i umyj się! – błagałam. – Jakoś to rozwiążemy- obiecuję.

Stevie Rae potrząsnęła głową ze smutkiem i wytarła oczy. – Tu nie ma rozwiązania. Kiedy powiedziałam, że jestem brudna i odrażająca nie chodziło mi o wygląd. To co widzisz na zewnątrz nie jest nawet w połowie tak paskudne jak to jaka jestem w środku. Zoey, ja muszę się pożywiać. Nie chodzi tu o jedzenie płatków, kanapek i picie napojów gazowanych. Muszę mieć krew. Ludzką krew. Jeśli nie… – przerwała i zobaczyłam przechodzące przez nią straszne dreszcze. – Jeśli nie, ból jest rozdzierający, palący głód nie do zniesienia. Musisz zrozumieć, że chce się pożywiać. Ja chcę rozdzierać ludzkie gardła i pić ciepłą krew, tak wypełnioną strachem, złością i bólem, że aż odurzającą. – ponownie przerwała, tym razem ciężko oddychając.

– Nie możesz naprawdę chcieć zabijać ludzi, Stevie Rae.

– Mylisz się, chce tego.

– Mówisz tak, ale ja wiem, że wciąż istnieją cząstki mojej najlepszej przyjaciółki wewnątrz ciebie, a Stevie Rae nie czuła by się dobrze bijąc szczeniaka, a co dopiero zabijając kogoś. – przyspieszyłam, gdy otworzyła usta by nie zgodzić się ze mną. – A co jeśli zdobędę ci ludzką krew, żebyś nie musiała nikogo zabijać?

Okropnym, pozbawionym emocji głosem powiedziała: – Lubię zabijać.

– Lubisz również być brudna, śmierdząca i wyglądać odrażająco? – powiedziałam ostro.

– Nie dbam już o to jak wyglądam.

– Naprawdę? A co jeśli powiem, że mogłabym dać ci parę dżinsów Ropera, kowbojskie buty i ładną, świeżo wyprasowaną koszulę z długimi rękawami do włożenia w spodnie? – zobaczyłam migotanie w jej oczach i wiedziałam, że udało mi się dotknąć starej Stevie Rae. Mój umysł pracował gorączkowo próbując wymyślić właściwa rzecz do powiedzenia, podczas gdy część jej nadal słuchała. – Więc, zróbmy tak. Spotkaj się ze mną jutro o północy – nie czekaj. Jutro jest sobota. Nie ma mowy, żeby wszystko uspokoiło się do północy na tyle bym mogła się wymknąć. Więc przenieśmy to na trzecią w nocy w pawilonach na terenie Philbrook. – przerwałam na chwilkę by uśmiechnąć się do niej. – Pamiętasz to miejsce, prawda? – Oczywiście, wiedziałam, że z całą pewnością pamiętała gdzie to jest. Była tam ze mną wcześniej, tylko tamtej nocy starała się mnie uratować, a nie na odwrót.

– Tak, pamiętam. – rzuciła krótko tym samym zimnym, płaskim głosem.

– Dobrze, więc spotkaj się tam ze mną. Przyniosę ze sobą twoje ubranie i będę miała krew. Będziesz mogła zjeść, albo wypić, albo cokolwiek innego, i się przebrać. Potem możemy zacząć szukać rozwiązania. – dopowiedziałam sobie, że wezmę także mydło, szampon i wyczaruję trochę wody, więc będzie mogła się umyć. Eh, pachniała tak okropnie jak wyglądała. – Dobrze?

– To nie ma sensu.

– Pozwolisz, że sama zadecyduję? Dodatkowo, nie opowiedziałam ci jeszcze o horrorze moich urodzin. Babcia i ja miałyśmy koszmarną scenę z moją mamą i ojciachem. Babcia nazwała ojciacha gównianą małpą.

Śmiech, którym wybuchnęła Stevie Rae, brzmiał tak bardzo jak jej stare ja, że mój wzrok rozmazał się od łez i musiałam gorączkowo mrugać.

– Proszę przyjdź, – powiedziałam, głosem szorstkim od emocji. – Tak za tobą tęsknię.

– Przyjdę – powiedziała Stevie Rae. – Ale będziesz tego żałować.

Rozdział piąty

Z tą niezbyt pozytywną uwagą, Stevie Rae odwróciła się i popędziła w dół ulicy, znikając w jej ciemnym smrodzie. Dużo wolniej dotarłam do mojego garbusa. Byłam smutna i niespokojna i miałam za dużo rzeczy do przemyślenia, by pojechać z powrotem prosto do szkoły, więc zamiast tego pojechałam do otwartego przez 24 godziny na dobę IHOPu, znajdującego się w południowej Tulsie na Seventy-first Street, zamówiłam dużego czekoladowego shake mlecznego oraz stertę naleśników z czekoladową posypką, i podczas jedzenia kontynuowałam moje przemyślenia.

Sadzę, że ze Stevie Rae wszystko poszło dobrze. To znaczy, zgodziła się spotkać ze mną jutro. I nie próbowała mnie ugryźć, co było dobre. Oczywiście, próba-zjedzenia-bezdomnej była bardzo niepokojąca, tak jak jej wygląd i zapach. Ale pod tą całą nienawistną powierzchownością szalonej nieumarłej dziewczyny, przyrzekam, że nadal mogłam wyczuć moją Stevie Rae, moją najlepszą przyjaciółkę. Zamierzałam trzymać się blisko i zobaczyć, czy mogę przywrócić ją do światła. Symbolicznie mówiąc. Sądzę, że obecnie światło przeszkadza jej nawet bardziej niż mnie albo dorosłym wampirom. Wyobrażam to sobie. Wszystkie nieumarłe martwe dzieciaki z całą pewnością są stereotypami wampirów. Zastanawiałam się, czy stanełaby w płomieniach pod wpływem światła słonecznego. Cholera. To z całą pewnością było by złe, szczególnie, że miałyśmy się spotkać o 3 nad ranem, a było to tylko kilka godzin przed świtem. Ponownie cholera.