Выбрать главу

Jakby martwienie się o światło słoneczne i wszystko inne nie było wystarczające, musiałam zacząć się martwić o to co zamierzałam zrobić, gdy nauczyciele (szczególnie Neferet) wrócą do szkoły w zbyt bliskiej przyszłości, i faktem, iż muszę zatrzymać wiedzę o tym, że Stevie Rae była nieumarłą z dala od wszystkich. Nie. Nie martwiłam się co będzie po tym jak Stevie Rae będzie umyta i w jakimś bezpiecznym miejscu. Po prostu brałam na raz jeden mały kroczek i miałam nadzieję, że Nyx, która wyraźnie pozwoliła mi spotkać się ze Stevie Rae, zamierzała udzielić mi trochę pomocy w rozwiązywaniu tych spraw.

Do czasu, gdy dotarłam do szkoły prawie świtało. Szkolny parking był w większości pusty i nie spotkałam nikogo podczas powolnej drogi w stronę zespołu budynków przypominających zamek, które tworzyły Dom Nocy. Dziewczęcy akademik znajdował się na przeciwnym końcu kampusu, ale nadal się nie spieszyłam. Dodatkowo, musiałam coś zrobić, zanim pójdę do akademika i było to więcej niż tylko pobiegnięcie do grupy moich niezadowolonych przyjaciół. (Uh, naprawdę naprawdę nie cierpię moich urodzin.)

Budynek stojący po przeciwnej stronie głównej struktury Domu Nocy został zbudowany z tej samej dziwnej mieszanki starych cegieł i wystających głazów co reszta szkoły, ale był mniejszy i zaokrąglony, a z przodu znajdował się marmurowy posąg naszej bogini Nyx z uniesionymi ramionami, jakby jej dłonie obejmowały księżyc. Stałam patrząc na boginię. Staromodne lampy gazowe oświetlające kampus nie były tylko ułatwieniem dla naszego zmieniającego się wzroku. Tworzyły one miękkie, ciepłe światło które migotało jak pieszczota, tchnąc życie w posąg Nyx.

Czując więcej niż tylko trochę szacunku do bogini, postawiłam moja lawendę i Drakulę (delikatnie), i przeszukałam zimowa trawę wokoło podstawy posagu Nyx, aż znalazłam wysoka zieloną świeczkę modlitewną, która przewróciła się ba bok. Ustawiłam ją prosto, zamknęłam oczy i skupiłam się, koncentrując się na cieple, pięknie płomienia lampy gazowej i na tym jak jedna świeczka mogła dać wystarczająco dużo światła by zmienić atmosferę ciemnego pokoju.

– Wzywam ogień – światło do mnie, proszę – wyszeptałam.

Usłyszałam słaby syk i poczułam przebłysk ciepła na twarzy. Kiedy otworzyłam oczy zobaczyłam, że zielona świeca reprezentująca żywioł ziemi płonie wesoło. Uśmiechnęłam się w zadowoleniu. Nie przesadzałam w rozmowie ze Stevie Rae. W ostatnim miesiącu ćwiczyłam wzywanie żywiołów i stałam się w tym naprawdę dobra. (Nie żeby moja niesamowita, dana przez boginię moc mogła pomóc mi załagodzić zranione uczucia moich przyjaciół, ale jednak.)

Ustawiłam ostrożnie zapaloną świecę u stóp Nyx. Zamiast pochylić głowę, odchyliłam ją do tyłu, więc moja twarz była otwarta i patrzyłam na majestat nocnego nieba. Wtedy pomodliłam się do mojej bogini, ale przyznawałam, że mój sposób modlenia brzmiał bardziej jak zwykła rozmowa. Nie dlatego, że okazywałam brak szacunku Nyx. Po prostu taka jestem. Od pierwszego dnia, gdy zostałam naznaczona i ukazała mi się bogini, czułam się blisko niej- jakby naprawdę troszczyła się o to co dzieje się w moim życiu, w przeciwieństwie do bezimiennego Boga Najwyższego spoglądającego na mnie w dół ze zmarszczonymi brwiami i wszystko zauważającego, będącego zbyt ochoczym do wypełniania kart wstępu do piekła.

– Nyks, dziękuję za pomaganie mi dziś wieczorem. Jestem zmieszana i całkowicie zadziwiona sytuacją Stevie Rae, ale wiem, że jeśli mi pomożesz -pomożesz nam- możemy przez to przejść. Dbaj o nią, proszę, i pomóż mi dowiedzieć się co zrobić. Wiem, że naznaczyłaś mnie i obdarzyłaś specjalnymi mocami z jakiegoś powodu i zaczynam myśleć, że ten powód ma coś wspólnego ze Stevie Rae. Nie chcę cię okłamywać; to mnie przeraża. Ale wiedziałaś jakim cykorem byłam, gdy mnie wybrałaś, – uśmiechnęłam się do nieba. Podczas mojej pierwszej rozmowy z Nyx, powiedziałam jej, że nie mogę być naznaczona jako ktoś wyjątkowy, ponieważ nie potrafię nawet parkować równolegle. Nie wydawało się wtedy to dla niej ważne i miałam nadzieję, że nadal tak było. – W każdym bądź razie, chciałam tylko zapalić to dla Stevie Rae by pokazać, że nie zapomniałam o niej, i że nie chcę uciekać od tego, co chcesz bym zrobiła, nie ważne jak niedoinformowana jestem w sprawie szczegółów.

Zamierzałam posiedzieć tu przez chwilę i miałam nadzieję, że usłyszę kolejny szept w mojej głowie, który mógłby poddać mi jakiś pomysł jak powinnam poradzić sobie z jutrzejszym spotkaniem ze Stevie Rae. Więc nadal siedziałam przed posagiem Nyx i patrzyłam w niebo, gdy wystraszył mnie głos Erika dochodząc z miejsca na prawo ode mnie.

– Śmierć Stevie Rae naprawdę tobą wstrząsnęła, prawda?

Podskoczyłam i wydałam nieatrakcyjny pisk. – Jejku, Erik! Wystraszyłeś mnie tak bardzo, że prawie się zsikałam. Nie podkradaj się tak do mnie.

– W porządku, przepraszam. Nie powinienem ci przeszkadzać. Do zobaczenia później. – zaczął odchodzić.

– Czekaj, nie chcę żebyś odszedł. Po prostu mnie zaskoczyłeś. Następnym razem zaszeleść liśćmi lub zakaszl albo coś w tym stylu. Dobrze?

Zatrzymał się i odwrócił do mnie. Jego twarz była osłonięta, ale słabo kiwnął mi głową i powiedział: – Dobrze.

Wstałam i się uśmiechnęłam, miałam nadzieję, że był to zachęcający uśmiech. Mając na boku nieumarłą przyjaciółkę i skojarzonego ludzkiego chłopaka, naprawdę lubiłam Erika i z całą pewnością nie chciałam z nim zerwać. – W tej chwili cieszę się, że tu jesteś. Chcę przeprosić za to, co stało się wcześniej.

Erik wykonał szorstki ruch rękami. – Nie przejmuj się tym, i nie musisz nosić naszyjnika z bałwankiem, albo możesz do odnieść i wymienić. Albo zrobić cokolwiek innego. Zatrzymałem paragon.

Moja ręka uniosła się by dotknąć perłowego bałwanka. Teraz kiedy mogłam go stracić (i Erika) nagle zdałam sobie sprawę, że jest słodki. (Erik był więcej niż słodki.) – Nie! Nie chcę go oddawać. – przerwałam i pozbierałam się, więc nie brzmiałam jak wariatka i desperatka. – Dobrze, jest tak. Istnieje wyraźna możliwość, że mogę być trochę nadwrażliwa w tej całej sprawie urodziny-święta. Naprawdę powinnam powiedzieć wam jak się z tym czuję, ale obchodziłam okropne urodziny od tak dawna, że podejrzewam, iż po prostu o tym nie pomyślałam. Lub przynajmniej nie przed dniem dzisiejszym. A wtedy naprawdę było już za późno. Nie zamierzałam nic powiedzieć, a wy nawet byście nie dowiedzieli, gdybyście nie zobaczyli wiadomości od Heatha. – Pamiętałam, że nadal miałam na nadgarstku wspaniałą bransoletkę od Heatha, więc opuściłam rękę i przycisnęłam ja do boku, pragnąc by zachwycająco słodkie małe serduszka przestały tak beztrosko pobrzękiwać. Potem dodałam koślawo: – Dodatkowo, masz rację. Stevie Rae naprawdę mnie wstrząsnęła. – wtedy zamknęłam usta, ponieważ zdałam sobie sprawę, że (ponownie) mówiłam o potencjalnie martwej Stevie Rae jakby była żywa, lub w jej przypadku sadze, że powinnam powiedzieć nie martwa. I, oczywiście, bełkotałam jak zdesperowana wariatka, na którą próbowałam się nie wyglądać.