Damien uśmiechnął się szeroko.
– Wchodzimy w to.
– My, także – powiedziała Shaunee, gdy Erin kiwała potwierdzająco tak energicznie, że jej długie blond włosy fruwały naokoło, sprawiając, że wyglądała jak szalona cheerleaderka.
– Wiesz, 300 będzie idealnym filmem. On ma coś dla każdego. – powiedziałam. – Męskie sutki dla tych z nas, którzy to lubią. I dziewczęce balony dla tych z nas, którzy to lubią. W dodatku dużą dawkę dla bohaterskiego zachowania facetów, a kto tego nie lubi?
– I pokaz w IMAXie o północy, dla tych z nas, który nie lubią światła słonecznego. – powiedział Erik.
– Czysta perfekcja. – powiedział Damien.
– Zgadza się – razem powiedziały Bliźniaczki.
Po prostu stałam tam i uśmiechałam się szeroko. Szalałam za nimi. Każdym i każdej z ich piątki. Nadal tęskniłam za Stevie Rae, ale po raz pierwszy w tym miesiącu czułam się sobą – zadowolona, a nawet szczęśliwa.
– Więc to randka? – powiedziała Erin.
Wszyscy powiedzieli tak.
– Lepiej wracajmy do naszych akademików. Nie chcę zostać złapany na świętej ziemi dziewczyn po akademickiej godzinie policyjnej. – drażnił się.
– Taa, lepiej chodźmy, – powiedział Damien.
– Hej, Zoey, wszystkiego najlepszego, – powiedział Jack.
Jejku, on jest słodkim dzieciakiem. Uśmiechnęłam się do niego.
– Dzięki, skarbie.
Potem spojrzałam na resztę moich przyjaciół.
– Przepraszam, wcześniej zachowywałam się jak dupek. Naprawdę lubię moje prezenty.
– Co znaczy, że będziesz nosić swoje prezenty? – powiedziała Shaunee, mrużąc na mnie jej ostre oczy w kolorze czekolady.
– Taa, będziesz nosić te całkowicie odjechane buty na które wydałyśmy 295.52 dolara? – dodała Erin.
Przełknęłam. Rodziny Shaunee i Erin miały pieniądze. Ja, z drugiej strony, zupełnie nie przywykłam do posiadania butów za 300 dolarów. Teraz, gdy zdałam sobie sprawę jak były drogie, lubiłam je coraz bardziej.
– Tak, będę nosić te wspaniaaałe buty. – naśladowałam Shaunee.
– Kaszmirowy szal także nie był tani – wyniośle powiedział Damien. – Czy wspomniałem, że to kaszmir? Stu procentowy.
– Więcej razy niż można zliczyć – wymamrotała Erin.
– Uwielbiam kaszmir. – zapewniłam go.
Jack zmarszczył brwi i spojrzał na swoje stopy.
– Moja kula śnieżna nie była tak droga.
– Ale jest słodka, i podąża za tematem bałwana, idealnie pasuje do mojego cudownego naszyjnika z bałwankiem, którego nie zamierzam nigdy zdejmować. – uśmiechnęłam się do Erika.
– Nawet w lecie? – spytał.
– Nawet w lecie – powiedziałam.
Erik wyszeptał: – Dziękuję, Z. – I lekko mnie pocałował.
– Czuję, że znów pojawiają się moje mdłości. – powiedziała Shaunee.
– Już czuję żółć w ustach – powiedziała Erin.
Erik przytulił mnie raz jeszcze, zanim odbiegł za już odchodzącymi Jackiem i Damienem. Obracając się przez ramię, zawołał, – Więc powiem Colowi i T.J., że wy dwie nie jesteście zwolenniczkami całowania.
– Zrób to, a zabijemy cię, – powiedziała słodko Shaunee.
– Będziesz martwy jak skała – powiedziała Erin, równie słodko.
Podczas gdy podnosiłam lawendę i przytulałam do piersi Drakulę, powtórzyłam słabnący śmiech Erika i poszłam do akademika z przyjaciółkami. Właśnie zaczęłam myśleć, że może mogłabym znaleźć rozwiązanie sprawy Stevie Rae i wszyscy znów moglibyśmy być razem.
Niestety, te myśli dowodziły, że było to tak naiwne jak niemożliwe.
Rozdział siódmy
Sobotnie popołudnie (które u nas tak właściwie jest sobotnim porankiem) jest zazwyczaj czasem do leniuchowania. Dziewczyny kręcą się w piżamach po korytarzach, z poczochranymi włosami i zaspanymi minami, wcinając płatki śniadaniowe lub jedząc zimny popcorn oglądały w grupach filmy w sali telewizyjnej.
Więc to nic dziwnego, że Shaunee i Erin spojrzały na mnie zdezorientowane, z pół-przytomnym wzrokiem i zmarszczonymi brwiami gdy sięgnęłam po batonik muesli i puszkę brązowego piwa (nie dietetycznego) i pojawiłam sie miedzy nimi gapiąc sie z TV.
– Co? – zapytała Erin.
– Z, dlaczego jesteś taka podekscytowana?
– Taaa, to niezdrowe być tak szczęśliwym o tak wczesnej porze. – Powiedziała Erin
– Dokładnie bliźniaczko. Gdyby wszyscy wstawali o tak wczesnej porze każdego dnia to po jakimś czasie zrzędliwość murowana. -Powiedziała Shaunee.
– Nie podekscytowana,tylko mam dużo pracy. – Na szczęście to przerwało ich wykład. -Ide do biblioteki,musze poszukać kilku informacji dotyczących rytuału.
Nie kłamałam. Właściwie chodziło o to żeby uwierzyły,że mam na myśli rytuał dotyczący najbliższego święta Pełni Księżyca, gdy w rzeczywistości miałam na myśli rytuał dotyczący biednej niby zmarłej Stevie Rae.- Podczas gdy będę w bibliotece, chciałabym żebyście poszukały Damiena i Erika, i powiedziały im,że spotkamy się pod dębami przy zachodniej części muru. -spojrzałam na zegarek. -Jest godzina piąta trzydzieści, powinnam skończyć wyszukiwanie informacji koło siódmej. Więc może spotkajmy sie o siódmej piętnaście?
– Okey. – Odpowiedziały bliźniaczki jednocześnie.
– Ale po co tak właściwie się spotykamy? – zapytała Erin.
– Oh, przepraszam zapomniałam wam powiedzieć. Erik będzie przedstawicielem żywiołu ziemi na jutrzejszej uroczystości. – Z trudem przełknęłam ślinę. Bliźniaczki posmutniały, nikt z nas nie zapomniał o Stevie Rae, nawet ci z nas, którzy uważali, że umarła.
– Erik pomyślał,że lepiej by było poćwiczyć zamykanie kręgu przed jutrzejszym rytuałem. Wiecie, że cała reszta ma pojedyncze dary odczuwania żywiołów a on nie, też uważam to za dobry pomysł.
– Tak…,brzmi nieźle,…-wybełkotały bliźniaczki.
– Stevie Rae, nie chciałaby żebyśmy spieprzyli rytuał dlatego,że nam jej brakuje. -powiedziałam.
– Przyjdziemy- powiedziała Shaunee.
– Świetnie, po wszystkim pójdziemy obejrzeć 300.- Powiedziałam. To sprawiło, że dziewczyny uśmiechnęły sie od ucha do ucha.
– Oh, chciałabym jeszcze abyście się upewniły czy wszystkie kolory świeczek symbolizujące żywioły znajdują sie na swoim miejscu.
– Jasne, Z, sprawdzimy to. -Powiedziała Erin.
– Dzięki, dziewczyny.
– Hej, Z! -zawołała Shaunee gdy już byłam przy drzwiach, odwróciłam się i spojrzałam na nie.
– Świetne buty. – dodała Erin. Uśmiechnęłam sie i podniosłam jedną nogę. Miałam na sobie jeansy ale tego rodzaju,że były podwinięte pod moim kolanem tak, że każdy bez większego problemu mógł dostrzec skrzące się choinki, które ozdabiały każdą stronę buta. Miałam na sobie również kaszmirowo-bałwankową apaszkę od Damiena. Grupka dziewczyn siedzących na fotelach najbliżej drzwi szeptała do siebie mówiąc, że moje buty są świetne. Spojrzałam jeszcze raz na bliźniaczki, które właśnie patrzyły na mnie wzrokiem wyrażającym bez słów: A-NIE-MÓWILAM!
– Dzięki, dostałam je od Bliźniaczek na urodziny. – Powiedziałam to na tyle głośno, żeby Schaunee i Erin mnie usłyszały. Sięgnęłam po moje piwko i podarzyłam do centrum informacji znajdującego się w głównym budynku szkolnym. O dziwo czułam się na siłach poprowadzić rytuał Pełni Księżyca, z pewnością będzie nam brakowało Stevie Rae reprezentującej Ziemię, ale będę wspierana przez moich przyjaciół. Przecież to wciąż pozostaliśmy MY,nawet jeśli zostaliśmy zmniejszeni o jedną z nas.
Szkoła była dziś jeszcze bardziej opuszczona niż w ubiegłym miesiąc, gdzie było to logiczne gdyż były święta i mimo, że adepci musza pozostawać w kontakcie fizycznym z dorosłymi wampirami, mamy pozwolenie na opuszczenie kampusu aż do zmierzchu.(Jest cos w rodzaju substancji zapachowej, która prawie kontroluje nasz umysły i ułatwia nam przejść Przemianę, reszta nas umiera). Więc dlatego większość adeptów spędza święta ze swoją ludzką rodziną.