Выбрать главу

W jakiś sposób, znalezienie naszyjnika sprawiło, że poczułam się silniejsza, tak więc zabranie krwi z kuchni było dużo łatwiejsze niż myślałam, że będzie. Zamiast mojej zwyczajnej torebki – małej designerskiej, którą znalazłam w butiku na Utica Square w zeszłym roku (jest ona z różowego sztucznego futerka, całkowicie odjechana), wzięłam moją ogromną torbę – tą, którą używałam jako torbę na książki, gdy chodziłam do South Intermediate Hight School w Broken Arrow, zanim zostałam naznaczona, a moje życie eksplodowało. W każdym razie, torba była wystarczająco duża, by nosić w niej grube dziecko (jeśli był niskie), więc łatwo było wcisnąć do niej niemodne dżinsy Stevie Rae od Ropera, T-shirt, jej czarne buty kowbojskie (uuh) i trochę bielizny, i nadal pozostało miejsce na pięć torebek krwi. Tak, były duże. Tak, chciałam wbić w jedną słonkę i wypić jak sok w kartoniku. Tak, jestem odrażająca.

Stołówka była nieczynna, tak jak kuchnia, i całkowicie pusta. Ale jak wszystko inne w tej szkole, nie zamknięta. Weszłam i wyszłam z kuchni z łatwością, niosąc ostrożnie moją wypełnioną krwią torebkę, starając się wyglądać nonszalancko i nie na winną. (Nie jestem dobrym złodziejem.)

Martwiłam się spotkaniem Lorena (o którym naprawdę naprawdę starałam się zapomnieć, nie tak mocno by zdjąć diamentowe kolczyki, ale jednak), ale jedyną osobą którą zobaczyłam był dzieciak z trzeciego formatowania nazywający się Ian Browser. On jest dziwaczny i kościsty, ale również zabawny. Mam z nim zajęcia z dramatu, a on jest komicznie zakochany w naszej nauczycielce, profesor Nolan. Właściwie to, szukał profesor Nolan, gdy dosłownie wbiegł na mnie wychodzącą ze stołówki.

– Och, przepraszam Zoey! Przepraszam! – Ian obdarzył mnie lekkim nerwowym pozdrowieniem wampirów wyrażającym szacunek, ręka zaciśnięta w pięść na sercu. – Ja… Ja nie chciałem wpaść na ciebie.

– Nie ma sprawy. – powiedziałam. Nienawidziłam, gdy w moim pobliżu dzieciaki stawały się nerwowe i przestraszone, jakby myślały, że mogę zmienić je w coś wstrętnego. Proszę. To Dom Nocy nie Hogwart. (Tak, czytałam książki o Potterze i kochałam filmy. Tak, to kolejny dowód mojego dziwactwa.)

– Nie widziałaś profesor Nolan?

– Nie. Nawet nie wiedziałam, że wróciła z ferii – powiedziałam.

– Taaa, wróciła wczoraj. Mieliśmy się umówić się na spotkanie około trzydzieści minut temu. – uśmiechną się szeroko i zaczerwienił na jasno różowo. – Naprawdę chcę się dostać do finału konkursu na monolog Szekspirowski w przyszłym roku, więc poprosiłam ją by mnie uczyła.

– Och, to miłe. – Biedny dzieciak. Nigdy nie dostanie się do finału w czadowym konkursie Szekspirowskim jeśli jego głos nie przesłanie się łamać.

– Jeśli zobaczysz profesor Nolan, czy mogłabyś jej powiedzieć, że ją szukam?

– Tak zrobię – powiedziałam. Ian popędził dalej. Chwyciłam moją torbę i ruszyłam prosto na parking a potem do Wal-Martu.

Kupienie telefonu na kartę (oraz trochę mydła, pastę do zębów i CD Kenny Chesney) było proste. Prostym nie było poradzenie sobie z telefonem od Erika.

– Zoey? Gdzie ty jesteś?

– Nadal w szkole. – powiedziałam. Co właściwie nie było kłamstwem. Do tego czasu dotarłam do miejsca na drodze zaraz za wschodnim murem, gdzie było sekretne przejście wiodące z tyłów szkoły. Powiedziałam „sekretne” ponieważ masy adeptów i prawdopodobnie wszystkie wampiry o nim wiedziały. Niewypowiedzianą szkolną tradycją było, że adepci mogli wymykać się z kampusu na rytuały i niektóre złe zachowania.

– Nadal w szkole? – brzmiał na zirytowanego. – Ale film prawie się kończy.

– Wiem. Przepraszam.

– Wszystko w porządku? Wiesz, że powinnaś ignorować to całe gówno jakie mówi Afrodyta.

– Taaa, wiem. Ale nie powiedziała nic o tobie. – Lub przynajmniej niewiele. – Po prostu teraz jestem zdenerwowana i muszę przemyśleć pewne sprawy.

– Ponownie sprawy. – Nie brzmiał na szczęśliwego.

– Naprawdę mi przykro, Erik.

– Dobrze, taaa. Nie ma sprawy. Zobaczymy się jutro lub kiedyś tam. Cześć. – I się rozłączył.

– Cholera- powiedziałam do martwego telefonu.

Afrodyta zastukała w okno po stronie pasażera i sprawiła, że podskoczyłam i wydałam z siebie cichy pisk. Odłożyłam telefon i pochyliłam się, by odblokować dla niej drzwi.

– Założę się, że jest wkurzony- powiedziała.

– Czy posiadasz nienormalnie dobry słuch?

– Nie, po prostu nienormalnie dobre zdolności do zgadywania. Dodatkowo, znam naszego chłopaka Erika. Wystawiłaś go dziś. Jest wkurzony.

– Dobrze, po pierwsze, on nie jest naszym chłopakiem. On jest moim chłopakiem. Po drugie, nie wystawiłam go. Po trzecie, nie chcę rozmawiać z tobą o Eriku, Panno Zrobię Loda.

Zamiast syczeć i pluć na mnie, jak tego oczekiwałam, Afrodyta zaśmiała się.

– Dobrze. Jak chcesz. I nie odrzucaj czegoś zanim tego nie spróbujesz, Panno Porządnicka.

– Dobrze, eew – powiedziałam, – Zmieniając temat. Mam pomysł jak poradzić sobie ze sprawą Stevie Rae. Nie sadzę już, że powinnaś się ukryć. Więc pokaz mi jak dotrzeć do mieszkania twoich rodziców. Zostawię cię tam i pojadę po Stevie Rae.

– Chcesz żebym znikła zanim pojawisz się ze Stevie Rae?

Już to przemyślałam. Było to kuszące, ale prawda była taka, wyglądało na to, że Afrodyta i ja musiałyśmy pracować razem by odmienić Stevie Rae. Więc moja najlepsza nieumarła przyjaciółka będzie musiała przywyknąć do obecności Afrodyty w pobliżu. Dodatkowo, już musiałam za dużo razy się skradać. Nie mogłam po prostu poradzić sobie ze skradaniem się wokół dzieciaka, który skradał się wokół wszystkich innych. Jeśli ma to jakiś sens.

– Nie. Stevie Rae musi nauczyć się radzić sobie z tobą. – spojrzałam na Afrodytę, gdy zatrzymałam się na światłach i dodałam wesoło, – Albo może zrobi nam wszystkim przysługę i cię zje.

– To takie miłe, że zawsze patrzysz na pozytywne strony wydarzeń, – sarkastycznie powiedziała Afrodyta. – Dobrze, tu skręć w prawo. Potem, gdy dotrzesz do Peorii, to w lewo i jedź kilka budynków w dół zanim nie zobaczysz dużego ceglanego znaku i miejsca skrętu do Philbrook.

Zrobiłam jak powiedziała. Nie rozmawiałyśmy, ale nie czułam między nami niezręczności czy niewygody. Dziwne byłoto, jak w tej chwili łatwo przebywało mi się z Afrodytą. To nie znaczy, że nie była już suką, ale zaczynałam ją na pewien sposób lubić. Lub może był to kolejny znak, że powinnam poważnie pomyśleć o terapii, i zastanawiałam się czy Prozac lub Lexapro lub inny cudowny antydepresant działa na adeptów.

Przy znaku Philbrook skręciłam w lewo i Afrodyta powiedziała, – Dobrze, jesteśmy prawie na miejscu. To piąty dom na prawo. Nie wybieraj pierwszego podjazdu, jedź drugim. On prowadzi za dom do mieszkania nad garażem.

Dojechałyśmy na miejsce i jedyne co mogłam zrobić było potrząśnięcie głową. – To tu mieszkasz?

– Mieszkałam – powiedziała.

– To jest pierniczona rezydencja! – i miałam na myśli jedną z tym odlotowych. Wyglądała na taką, w której jak sobie wyobrażałam, że mogli mieszkać bogaci mieszkańcy Włoch.