Выбрать главу

– To było pieprzone więzienie. I nadal jest. – zamierzałam powiedzieć coś na wpół głębokiego, o tym, że teraz jest wolną, naznaczoną i legalnie usamodzielnioną nieletnią i że właściwie mogła powiedzieć swoim starym, żeby spadali (jak ja to zrobiłam), ale jej następny przemądrzały komentarz, sprawił, że zapomniałam o wszystkich tych miłych rzeczach, które chciałam powiedzieć. – To nieznośne, że jesteś za cholernie czysta by przeklinać. Mówienie pieprzyć cię nie zabije. To nawet nie znaczy, że nie jesteś cała dziewicza.

– Przeklinam. Mówię do diabła, gówno, a nawet cholera. Często. – i dlaczego nagle poczułam potrzebę bronienia moich preferencji nieprzeklinania?

– Jak chcesz- powiedziała, w jasny sposób śmiejąc się ze mnie.

– I nie ma nic złego w byciu dziewicą. To lepsze niż być łatwą.

Afrodyta nadal się śmiała. – Musisz się wiele nauczyć, Z. – wskazała na budynek, wyglądający jak mniejsza wersja rezydencji. – Pojedź za niego. Jest tam tylna droga do mieszkania i twój samochód będzie niewidoczny z drogi.

Zatrzymałam się za całkowicie odlotowym garażem i wysiadłyśmy z moje garbusa. Afrodyta użyła swoich kluczy by otworzyć drzwi, które otworzyły się na klatkę schodową. Podążyłam za nią do mieszkania.

– Jejku, służący musieli tu żyć całkiem dobrze – wymruczałam, rozglądając się po ciemniej, lśniącej drewnianej podłodze, skórzanych meblach i błyszczącej kuchni. Nie było tam masy tandetnych bibelotów zanieczyszczających wystrój, lecz świece i kilka waz wyglądających na całkiem drogie. Mogłam zobaczyć, że sypialnia i łazienka znajdowały się na drugim końcu mieszkania, i musiałam tylko zerknąć by zobaczyć wielkie łoże z puchatą kołdrą i poduszkami. Zgadywałam, że łazienka była lepsza niż główna łazienka z domu moich rodziców.

– Myślisz, że będzie dobrze? – spytała Afrodyta.

Podeszłam do jednego z okien.

– Grube zasłony – to dobrze.

– Również rolety. Zobacz, możemy je stąd zamknąć. -Afrodyta zademonstrowała ich działanie.

Kiwnęłam na telewizor z płaskim ekranem.

– Kablówka?

– Oczywiście – powiedziała – Jest tu gdzieś również masa płyt DVD.

– Idealnie – powiedziałam idąc do kuchni. – Zostawię tu wszystkie torebki z krwią, poza jedną i pojadę po Stevie Rae.

– Świetnie. Obejrzę powtórki Real World – powiedziała Afrodyta.

– Świetnie – powiedziałam. Ale zamiast wyjść, przeczyściłam z trudnością gardło. Afrodyta spojrzała w gorę znad telewizora. – Co?

– Stevie Rae nie wygląda i nie zachowuje się jak kiedyś.

– Naprawdę? Niemiałabym o tym pojęcia, gdybyś mnie nie oświeciła. To znaczy, większość ludzi, którzy umarli, a potem wrócili do życia jako krwiożercze potwory wygląda i zachowuje się tak samo.

– Mówię serio.

– Zoey, widziałam Stevie Rae i kilka z tych istot w moich wizjach. Są straszne. Koniec i kropka.

– Jest gorzej, gdy widzisz je osobiście.

– Nie ma w tym dużej niespodzianki – powiedziała.

– Nie chcę żebyś powiedziała cokolwiek do Stewie Rae – powiedziałam.

– Masz na myśli coś o byciu martwą i tym podobne? Czy o byciu straszną?

– O obu. Nie chcę jej odstraszyć. Również nie chcę by się na ciebie rzuciła i wyrwała ci gardło. To znaczy, myślę, że prawdopodobnie mogłabym ją powstrzymać, ale nie jestem tego pewna na sto procent. I poza faktem, że byłoby to odrażające i trudne do wyjaśnienia, nie chcę myśleć co cała ta krew zrobiłaby z tym świetnym mieszkaniem.

– Jak miło z twojej strony.

– Hej, Afrodyto, co powiesz o spróbowaniu czegoś nowego. Spróbuj być miła. – powiedziałam.

– A może po prostu nie będę się odzywać.

– To również może być dobre. – Ruszyłam w stronę drzwi. – Spróbuję szybko ją tu przywieźć.

– Hej! – zawołała za mną Afrodyta. – Naprawdę mogłaby wyrwać mi gardło?

– Z całą pewnością – powiedziałam i zamknęłam za sobą drzwi.

Rozdział dwunasty

Wiedziałam, że Stevie Rae dotarła do pawilonu przede mną. Nie mogłam jej zobaczyć, ale mogłam wyczuć. Fuj. Naprawdę, fuj. Miałam nadzieję, że kąpiel i trochę szamponu pomogą pomóc na ten smród, ale trochę w to wątpiłam. W końcu była, cóż, martwa.

– Stevie Rae, wiem, że gdzieś tu jesteś. – Zawołam tak cicho jak mogłam. No dobrze, wampiry mają zdolność cichego poruszania się i tworzenia rodzaju niewidzialnej bańki dookoła nich. Adepci również posiadają te zdolności. Po prostu nie są one całkowite. Będąc dziwnie obdarzonym adeptem, mogłam poruszać się wokoło dość dobrze i nie zostać zauważana przez kogoś wyglądającego przez okno o 3 nad ranem, na przykład przez ochronę muzeum. Więc byłam całkiem pewna mojej zdolności bycia niewidzialną na półmrocznych, bajkowych terenach muzeum, ale nie miałam pojęcia, czy mogłam rozszerzyć tę zdolność by ukryć Stevie Rae. Innymi słowy, musiałam do niej dotrzeć i stąd zabrać. – Wyjdź. Mam twoje ubrania i trochę krwi i ostatnią płytę Henny Chesney. – Dodałam to ostatnie jako jawną łapówkę. Stevie Rae absurdalnie kochała Kenny’e Chasney. Nie, również tego nie rozumiałam.

– Krew! – Głos, który mógłby należeć do Stevie Rae, jeśli złapałaby naprawdę paskudne przeziębienie i utraciła resztki rozumu, zasyczał z krzaków z tyłu pawilonu.

Obeszłam pawilon i dotarłam do gęstego (choć dobrze utrzymanego) listowia.

– Stevie Rae?

Z oczami świecącymi straszliwą rdzawą czerwienią, wypełzła z krzaków i zatoczyła w moją stronę.

– Daj mi krew!

O mój Boże, wyglądała jak ktoś całkowicie szalony. Pospiesznie sięgnęłam do torby, wyciągnęłam torebkę krwi i podałam jej. – Wytrzymaj jeszcze sekundę, mam gdzieś tu nożyczki i…

Z naprawdę obrzydliwym warczeniem, Stevie Rae rozerwała brzeg torebki zębami (uch, wyglądającymi bardziej na kły), przekręciła torebkę do góry nogami i wypiła krew. Gdy wycisnęła torebkę do sucha, upuściła ja na ziemię. Gdy w końcu na mnie spojrzała, oddychała jakby właśnie przebiegła wyścig.

– Nie było ślicznie, prawda?

Uśmiechnęłam się i najlepiej jak mogłam starałam się ignorować to, jak przerażona byłam. – Cóż, moja babcia zawsze mówiła, że poprawna gramatyka i dobre maniery sprawiają, że jesteś bardziej atrakcyjna, więc może zechcesz porzucić „nie było” i spróbujesz mówić „proszę” następnym razem.

– Potrzebuję więcej krwi.

– Mam dla ciebie jeszcze cztery pakiety. Są w lodówce w miejscu, gdzie się zatrzymasz. Chcesz zmienić ubrania tutaj, czy poczekasz, aż tam dotrzemy i weźmiesz prysznic? To zaraz w dół ulicy.

– O czym ty mówisz? Po prostu daj mi ubrania i krew.

Jej oczy nie były już tak jasno czerwone, ale nadal wyglądała ma złą i szaloną. Była nawet cieńsza i bledsza niż noc wcześniej. Wzięłam głęboki wdech. – To się musi skończyć, Stevie Rae.

– To jest to czym teraz jestem. To się nie zmieni. Ja się nie zmienię. – Wskazała na zarys księżyca na swoim czole. – To nigdy się nie wypełni, a ja zawsze będę martwa.

Patrzyłam za zarys księżyca. Czy on zbladł? Pomyślałam, że zdecydowanie wyglądał na słabszy, lub ostatecznie na mniej wyraźny, co nie mogło być dobre. To mną wstrząsnęło. – Nie jesteś martwa. – było to wszystko co mogłam wymyśleć.

– Czuję się martwa.

– Dobrze, cóż, wyglądasz jak martwa. Wiem, że gdy wyglądam jak gówno, również czuje się jak gówno. Może po części dlatego czujesz się tak źle. – Sięgnęłam do torby i wyciągnęłam jeden z jej kowbojskich butów. – Zobacz co ci przyniosłam.