– Myślałam, że powiedziałaś, że po prostu musisz zostać zaproszona.
– Przez kogoś mieszkającego w tym domu. Ty tu nie mieszkasz.
Nade mną ozięble uprzejmy głos Afrodyty (brzmiącej nieprzyjemnie jak jej matka) zawołał. – Ja tu mieszkam. Wejdź.
Stevie Rae przeszła przez próg bez żadnych problemów. Zaczęła wchodzić po schodach i prawie dotarła do mnie, gdy musiała skojarzyć głos Afrodyty. Zobaczyłam jak jej twarz zmienia się z pozbawionej wyrazu na niebezpieczną z przymrużonymi oczami.
– Przyprowadziłaś mnie do jej domu! – Stevie Rae mówiła do mnie, ale patrzyła na Afrodytę.
– Tak, a to dlaczego jest właściwie łatwe do wyjaśnienia. – rozważałam złapanie jej w razie, gdyby zaczęła uciekać, a potem przypomniałam sobie jak niesamowicie silna się stała, więc zamiast tego zaczęłam się skupiać, zastanawiając się, czy moje połączenie z wiatrem mogłoby być użyte do stworzenia bryzy, która zamknęłaby drzwi zanim Stevie Rae mogłaby uciec.
– Jak możesz to wyjaśnić! Wiesz, że nienawidzę Afrodyty. – wtedy na mnie spojrzała. – Umarłam i teraz ona jest twoją przyjaciółką?
Otwierałam usta by upewnić Stevie Rae, że Afrodyta i ja właściwie się nie kolegujemy, gdy przeszkodził mi arogancki głos Afrodyty.
– Wróć do rzeczywistości. Zoey i ja nie jesteśmy przyjaciółkami. Wasze małe stado oferm jest nadal nietknięte. Jedynym powodem dla którego jestem w to zamieszana jest to, że Nyx ma całkowicie groteskowe poczucie humoru. Więc wchodź albo idź do diabła. Jakby mi zależało… – jej głos ucichł, gdy weszła do mieszkania.
– Ufasz mi? – zapytałam Stevie Rae.
Spojrzała na mnie przez, jak się wydawało, długa chwilę, zanim odpowiedziała. – Tak.
– Więc wchodź. – kontynuowałam wchodzenie po schodach ze Stevie Rae niechętnie podążającą za mną.
Afrodyta wyciągnęła się na kanapie udając, że ogląda MTV. Gdy weszłyśmy do pokoju, zmarszczyła nos i powiedziała. – Co to za obrzydliwy zapach? Jakby coś martwego i… – spojrzała w górę i napotkała wzrok Stevie Rae. Jej oczy się zwęziły. – Nieważne.- wskazała na tyły mieszkania. – Łazienka jest tam.
Podałam Stevie Rae moją torbę.
– Trzymaj. Pogadamy, gdy wrócisz.
– Najpierw krew, – powiedziała Stevie Rae.
– Idź, a ja przyniosę ci torebkę.
Stevie Rae patrzyła się na Afrodytę, która spoglądała w telewizor.
– Weź dwie – właściwie wysyczała.
– Dobra. Przyniosę dwie.
Bez dalszych słów, Stevie Rae opuściła pokój. Patrzyłam jak przechodziła przez krótki korytarz dziwnym, dzikim krokiem.
– Halo! Przerażające, obrzydliwe i całkowicie wstrząsające – wyszeptała Afrodyta. – Jakbyś nie mogła mnie ostrzec?
– Próbowałam. Myślałaś, że wszystko wiesz. Pamiętasz? – odszeptałam. Potem pospieszyłam do małej kuchni i wyjęłam torebki z krwią. – Powiedziałaś również, że będziesz miła.
Zapukałam do zamkniętych drzwi łazienki. Stevie Rae nic nie odpowiedziała, więc otworzyłam je powoli i zerknęłam do środka. Trzymała swoje dżinsy, bluzkę i buty i po prostu tam stała, na środku bardzo miłej łazienki, patrząc na ubrania. Była częściowo odwrócona ode mnie, więc nie mogłam być pewna, ale myślałam, że mogła płakać.
– Przyniosłam krew, – powiedziałam delikatnie.
Stevie Rae otrząsnęła się, przetarła ręką twarz, a potem rzuciła ubrania i buty na górę marmurowej szafki przy umywalce. Wyciągnęła rękę po torebki. Dałam je jej, wraz z nożyczkami, które zabrałam z kuchni.
– Potrzebujesz pomocy w znalezieniu czegoś? – spytałam.
Stevie Rae potrząsnęła głową. Bez patrzenia na mnie powiedziała, – Czekasz, ponieważ jesteś ciekawa jak wyglądam nago czy ponieważ chcesz łyknąć krwi?
– Żadne w tych. – utrzymywałam mój głos idealnie normalnym, odrzucając wkurzenie się na nią, gdy drażniła mnie w tak jawny sposób. – Będę na zewnątrz w salonie. Możesz zostawić swoje stare rzeczy w przedpokoju, a ja je wyrzucę. – stanowczo zamknęłam za sobą drzwi łazienki.
Afrodyta potrząsała na mnie swoją głową, gdy do niej dołączyłam.
– Myślisz, że możesz to naprawić?
– Ścisz swój głos! – wyszeptałam. Potem usiadłam ciężko na przeciwnym końcu kanapy. – I, nie, nie sądzę, że ja mogę ją naprawić. Myślę, że ty, Nyks i ja możemy ją naprawić.
Afrodyta wzruszyła ramionami.
– Śmierdzi równie paskudnie, jak wygląda.
– Jestem tego równie świadoma, jak i ona.
– Ja tylko mówię, ugh.
– Mów co chcesz, tylko nie mów tego Stevie Rae.
– Więc tylko wspomnę, że ta dziewczyna nie wydaje mi się bezpieczna, – powiedziała Afrodyta, trzymając swoją rękę, jakby składała przysięgę. – Mam na nią swa słowa: bomba zegarowa. Myślę, że wystraszyłaby nawet twoje stado oferm.
– Naprawdę chciałabym, żebyś przestała ich tak nazywać – powiedziałam. Boże, byłam wykończona.
– Słyszałam, że urządzacie sobie „baratony” – zakpiła.
– Co? – nie miałam pojęcia o czy mówi.
– To są weekendy, w które cała twoja paczka zbiera się razem, by oglądać maratony filmów Star Wars lub Władcy Pierścieni.
– Taaa, i co?
Afrodyta melodramatycznie wywróciła oczami.
– To, że nie pojmujesz jak jest to dziwaczne, dowodzi, że miałam rację. Jesteście z całą pewnością stadem oferm.
Usłyszałam jak drzwi łazienki otwierają się i zamykają, więc nie przejmowałam się mówieniem Afrodycie, że, tak, w rzeczy samej, wiedziałam jak dziwaczne były te filmy, ale ta dziwaczność mogła być także zabawna, szczególnie, gdy wygłupiasz się ze swoimi przyjaciółmi i jesz popcorn i rozmawiasz o tym jak totalnie gorący są Anakin i Aragorn (ja lubiłam również Legolasa, ale Bliźniaczki mówiły, że jest zbyt gejowski. Damien oczywiście go podziwiał.) chwyciłam torbę na śmieci spod zlewu i wepchnęłam do niej obrzydliwe ciuchy Stevie Rae, związałam, a potem otworzyłam drzwi mieszkania i zrzuciłam ze schodów.
– Wstrętne. – powiedziała Afrodyta.
Opadłam na kanapę, ignorując ją i wpatrując się, niewidząco, w ekran telewizora.
– Nie będziemy o tym rozmawiać? – Afrodyta wskazała podbródkiem w kierunku łazienki.
– Stevie Rae to ona nie to.
– Pachnie jak to.
– I nie. Nie będziemy o niej rozmawiać, dopóki ona do nas nie dołączy – powiedziałam stanowczo.
Rozdział trzynasty
Po zakończeniu rozmowy z Afrodytą o Stewie Rae wróciłam do oglądania telewizji, ale po chwili nie mogłam już usiedzieć w miejscu, więc wstałam i chodziłam od okna do okna zasłaniając okiennice i zasłony. Nie trwało to długo, więc weszłam do kuchni i zaczęłam chociaż czyścić szafki. Dopiero co zauważyłam, że w lodówce jest sześciopak Perrier, kilka butelek białego wina i kilka bloczków drogiego importowanego sera który śmierdział stopami, było tam także kilka paczek owiniętego w papier mięsa i ryb w zamrażarce, kostek lodu i to wszystko, w szafkach było jeszcze kilka rzeczy ale to było całe jedzenie bogatych ludzi. Hmm, importowane ryby w puszkach miały ciągle głowy, wędzone ostrygi, inne dziwne mięso i marynowany towar, i długie pudełka z czymś co nazywało się krakersy.
– Musimy iść do sklepu spożywczego – powiedziałam.
– Jeśli możesz trzymać śmierdzącą ciągle w łazience, wszystko co musisz zrobić to wejść na konto online moich rodziców z drobnym jedzeniem. Wybrać co chcesz ze sklepu. Dostarczą to i zapiszą na moich rodziców